Give me Sherlock Holmes!

63 2 6
                                    

Już bity tydzień Sherlock nie dostawał żadnych spraw. A co za tym idzie nie miał nic do roboty. Oczywiście John próbował go zaciągnąć do obowiązków domowych ale po co Holmes miałyby się przejmował takimi nieistotnymi rzeczami jak zmywanie garów? Także lista zajęć detektywa ograniczała się do picia litrów herbaty, marudzeniu, strzelania do ściany, znów marudzeniu oraz  eksperymentowaniu.

- Sherlock naprawdę jeśli nie chcesz mi pomagać w obowiązkach domowych to chociaż wyjdź gdzieś na dwór. - Powiedział John widząc bruneta leżącego na fotelu I trzymającego w ręku pistolet.

- To nudne... - Mruknął.

- W takim razie czego chcesz?

- Ciebie.

- Mnie?

- I twojej uwagi.

- Oj, masz ją aż nad to.

- Nie prawda.

John zaśmiał się cicho po czym usiadł na swoim fotelu opierając łokcie o podłokietniki.

- Będę musiał zajść dzisiaj do banku może wybierzesz się ze mną ? - Zaproponował.

- Kusząca propozycja ale nie. - Odpowiedział wkładając naboje do magazynku .

John na odpowiedź swego współlokatora przewrócił oczami po czym wrócił do obowiązków domowych.

Sherlock przerzucając z jednej dłoni do drugiej pistolet spojrzał na laptopa leżącego na stoliku obok. Po chwili wziął go i otworzył skrzynkę mailową modląc się, żeby w końcu znalazła się jakaś ciekawa sprawa. Jak na złość nic nie było. Z rykiem zamknął laptopa i odłożył go na bok.

-,,Co za beznadzieja..."-Pomyślał.

Po chwili przyszedł John i ogłosił, że wychodzi do banku. Na tę wiadomość kiwnął głową po czym zamknął oczy.

Otworzył oczy po niewiadomo jakim czasie. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Słońce już zaszło, więc w pomieszczeniu zrobiło się ciemniej niż wcześniej. Ale co było dziwne nie było nigdzie Johna. Oczywiście istniała taka możliwość, że brunet stracił poczucie czasu i Johna tak naprawdę nie ma długo ale zwyczajnie czuł, że coś jest nie tak. Chwycił za telefon po czym zadzwonił do Johna, lecz nie odbierał. Ponówił próbę skontaktowania się z byłym wojskowym ale również to nic nie dało. Zaczęła u niego  narastać panika.

Nagle dostał od kogoś wiadomość. Szybko odblokował telefon myśląc, że to wiadomość od Johna. Oj jak bardzo się mylił.

Przyjedź pod bank, resztę wytłumaczę Ci na miejscu.
GL.

Serce zaczęło mu mocniej bić. Szybko zarzucił płaszcz i wyszedł z domu łapiąc przejeżdżającą obok taksówkę. Podał kierowcy adres. Usłyszawszy to kierowca zmarszczył czoło.

- To nie najlepszy pomysł by pan tam jechał. Aktualnie odbywa się tam atak terrorystyczny. Wszędzie jest poroztawiana policja.

Sherlockowi na te słowa zrobiło się naprzemiennie gorąco i zimno.

- Atak terrorystyczny?- Spytał drżącym głosem.

- No tak. Nie ogląda pan wiadomości?

- Proszę tam jechać I to jak najszybciej. - Rozkazał mu z coraz bardziej narastającą paniką.

Kierowca tylko skiną głową i ruszył z piskiem opon pod bank. Holmes ruszał niespokojnie nogą. Nadal próbował się skontaktować z Johnem, lecz za każdym razem odpowiadała mi automatyczna sekretarka. Kierowca widąc przerażenie pazażera nacisnął gaz I ruszył najprawdopodobniej łamiąc kilka przepisów. Dzięki ogromnej empatii mężczyzny dojechali tam w niecałe dwie minuty. Faktycznie, pod bankiem były porozrawiane radiowozy i karetki. Wszędzie stali policjanci a do co poniektórych podchodzili dziennikarze wypytując o przebieg sprawy. Widać było ich zirytowanie wymalowane na twarzy. Młodyszy Holmes rzucił kierowcy pieniądze i rzucił się biegiem w stronę banku wykrzykując podziękowania dla kierowcy. Rozglądał się szukając Lestrada. Odnalazł go koło jednego radiowozu. Chodził niespokojnie nerwowo drapiąc się po brodzie.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz