Two pills

74 3 0
                                    

Dwie pigułki. Jedna dobra druga zła, wybieraj...

- Zimno tu. - stwierdził John podczas spaceru.

Faktycznie, przez ostatnie dni fale zimna dawały Londyńczykom w kość. Ale Sherlock nie narzekał. Lubił zimno i niezbyt mu to przeszkadzało. Miał swój ciepły płaszcz, szalik. Widząc jednak, jak Watson trzęsie się z zimna zdjął swój szalik i zawiązał go na szyi blondyna. Johnowi poróżowiały policzki, lecz tym razem nie z zimna. Zanurzył nos w miękki materiał szalika rozkoszując się zapachem Sherlocka. I tak ruszyli dalej. Ostatnio nie mieli zbytnio roboty, dlatego nasi chłopcy z Beaker Street robili wszystko by się nie nudzić. A właściwie to Watson starał się zapewnić rozrywkę Sherlockowi, ponieważ znudzony Sherlock to okropny Sherlock. Obaj lubili spacery, więc robili to często. Często wtedy żywo rozmawiają bądź siedzą w ciszy poprostu rozkoszując się swoim towarzystwem. Było już ciemno, więc obaj zgodnie stwierdzili, że pora wracać. Szli sobie parkiem aż nagle w oddali zobaczyli postać biegnącą w ich kierunku. Wokół było ciemno I tylko latarnie stojące w rzędzie i z niewielkim odstępem od siebie oświetlały drogę. Gdy nieznajomy był coraz bliżej Sherlock i John mogli się mu bardziej przyjrzeć. Z postury było widać, że to mężczyzna miej więcej w wzroście Sherlocka. Twarzy nie było widać, ponieważ mężczyzna miał na sobie kaptur. Nagle nieznajomy wpadł na Johna wywracając go na ziemię. Mężczyzna ni nie przeprosił ni nie spytał czy wszystko w porządku tylko pobiegł dalej i z każdą chwilą oddalał się coraz dalej.

- Ej może byś tak przeprosił!? - krzyknął blondyn w stronę mężczyzny drapiąc się po szyi.

- Palant. - syknął brunet, podał Johnowi rękę i pomógł wstać.

I tak ruszyli dalej. Chcąc skrócić sobie drogę przeszli przez teren dawno już opuszczonej kamienicy. Przechodząc koło rozpadającego się już budynku, John stanął w miejscu, jakby czegoś nasłuchiwał.

- Słyszysz to? - spytał po chwili Sherlocka.

- Co takiego? - brunet zmarszczył brwi nie bardzo wiedząc o co chodzi niższemu mężczyźnie.

- Krzyki kobiety. Dochodzą z tej kamienicy. O teraz! - podniósł palec do góry. Przez chwilę nastąpiła cisza, podczas której Sherlock wytężał słuch próbując wyłapać krzyki, o których mówił John. Lecz nadal nic.

- John. - Sherlock położył dłoń na ramieniu Watsona i spojrzał mu w oczy powoli zaczynając się o niego martwić. - Nigdzie nie słychać żadnych krzyków kobiety.

Niższy mężczyzna pokręcił głową.

- Ja je ciągle słyszę... - nagle zerwał się i pędem ruszył w stronę opuszczonego budynku.

- Ona tam jest! - krzyknął John zanim zanurzył się w ciemnościach budynku.

Sherlock odrazu ruszył za nim. Zaczął bardzo martwić się o Johna. Blądyn miał halucynacje.

- John gdzie jesteś?! - krzyknął a echo rozniosło się po całym budynku. Brunet zaczął wchodzić na wszystkie piętra i nawoływać blondyna. Nie było słychać odpowiedzi. Sherlockowi przez myśl przeszło, że John udaje, lecz szybko odgonił od siebie tę myśl. Po jego wyrazie twarzy można było łatwo wyczytać, że wcale nie stroił sobie żartów. Nagle po całej kamienicy rozległ się przeraźliwy krzyk. Był to krzyk Johna Watsona. Spanikowany Sherlock ruszył pędem w stronę źródła dźwięku. Krzyki doprowadziły go do jednego z pomieszczeń. Brunet wparował do środka I ujrzał Blondyna siedzącego na ziemi I zasłaniający się przed czymś.

- Zostaw mnie proszę!! - John krzyczał błagalnie.

Sherlock momentalnie podbiegł do niego i uklęknął.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz