A holiday #3

34 3 0
                                    

Przewróciłem się na lewy bok próbując zasnąć. Ta sytuacja z tajemniczą postacią w lesie nie dawała mi spokoju. Fakt, to coś mogłoby być poprostu zwykłym człowiekiem spacerującym sobie po lesie. Nic nadzwyczajnego. Lecz miałem przeczucie. Coś z tyłu głowy podszeptywało mi, że coś jest nie tak.

- Czemu nie śpisz? - poczułem ciepły oddech Sherlocka na swoim karku.

- A tak poprostu. - zbyłem jego pytanie.

Brunet wypuścił powietrze z płuc jakby z irytacją i niecierpliwieniem.

- Powiesz wkońcu co cię trapi?

- Nic mnie nie trapi.

Sherlock usiadł I spojrzał na mnie.

- Błagam cię, nawet idiota zauważyłby, że coś jest na rzeczy.

- Poprostu jak wracaliśmy z jeziora zauważyłem jak jakaś postać szybko przechodzi między zarośla. Rozmyślam nad tym i tyle.

Sherlock słuchał mnie w milczeniu.

- Możliwe - kontynuowałem. - że to tylko zwykły spacerowicz, ale mam złe przeczucia.

Detektyw miał już coś odpowiedzieć, lecz przeszkodził mu w tym przeraźliwy krzyk dobiegający gdzieś na zewnątrz. Zerwaliśmy głowy chcąc spojrzeć przez okno. Nikogo nie było widać a krzyk było słychać co kilka sekund. Spojrzeliśmy na siebie I odrazu wiedzieliśmy co robić. Zerwaliśmy się z łóżka I szybko założyliśmy spodnie I buty. Ja w pośpiechu wyjąłem z szuflady latarki i broń(nie pytajcie po co mi ona na wakacje). Zarzuciliśmy na siebie kurtki i wybiegliśmy z domku. Włączyliśmy latarki i zaczęliśmy się rozglądać. Jak na złość krzyki ustały a jedyne dźwięki jakie słyszeliśmy to nasze kroki.

- Halo! - krzyknął Sherlock.

Odpowiedziała nam cisza. Po chwili jednak usłyszeliśmy szelest roślin tak jakby ktoś uciekał. Odrazu ruszyliśmy za dźwiękiem oświetlając sobie drogę latarką. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy. Zbliżaliśmy się do celu. Po jakimś czasie zauważyliśmy zarys czyjejś sylwetki uciekającej w głębiny lasu. Nagle podknąłem się o coś i runąłem na ziemię.

- Nic mi nie jest biegnij za nim! - krzyknąłem a Sherlock ruszył za uciekinierem. Wstałem powoli otrzepując się z kurzu. Odwróciłem się będąc ciekaw o co się przewróciłem. Poświęciłem latarką w tym kierunku i ujrzałem coś przykryte brudnym prześcieradłem. Kucnąłem i lekko odkryłem prześcieradło. Moim oczom ukazała się kobieta. Miała bladą skórę i czarne długie włosy. Przycisnąłem jej dwa palce do nadgarstka chcąc wyczuć puls jednak nic z tego. Nie żyje.

- Cholera uciekł mi! - usłyszałem za sobą głos Sherlocka.

- Sherlock chodź tu na chwilę. - gestem dłoni zachęciłem Sherlocka do podejścia.

Ten zbliżył się do mnie I kucnął. Widząc martwe ciało zdarł z niej całkowicie zagrzybiałe prześcieradło. Denatka miała porozszarpane ubrania. Jej koszulka była zdarta ukazując jej piersi. Na dole nie miała praktycznie nic. Jej szorty i bielizna leżały koło niej. Całe ciało miała poranione a najpoważniejszą raną była ta znajdująca się na klatce piersiowej. Głęboka i długa.

- Została zgwałcona. - stwierdziłem po analizie. - Ma na sobie ślady walki.

- Masz rację. - przyznał Holmes. - Coś jeszcze?

Wróciłem do przyglądania się ciału chcąc wyłapać więcej szczegółów.

- Cóż została zabita bardzo długim i ostrym nożem. Możliwe, że maczetą. Śmierć nastąpiła...

Przerwałem widząc jak Sherlock zakłada jednorazowe rękawiczki wyjęte z kieszeni I  po coś sięga. Z ręki denatki wyjął jakiś kwiat.

- Żółty hiacynt. - mruknął bacznie przyglądając się kwiatu.

- Żółty hiacynt... - powtórzył w zamyśleniu.

Patrzyłem się na Sherlocka w oczekiwaniu.

Napewno obecność kwiatu w dłoni denatki nie jest przypatkowy.

Hiacynty tutaj nie rosną ale do głowy mi nie przychodził żaden pomysł co ten kwiat może oznaczać.

Holmes uśmiechnął się szeroko tak jak zawsze gdy dostaje przebłysku.

- Nasz morderca jest bardzo zazdrosny.

- Słucham?

- Żółty hiacynt. - podstawił mi kwiatka pod sam nos. - Jest symbolem zazdrości. Morderca najprawdopodobniej był  zazdrosny o coś co posiadała ofiara. Myślę, że tu chodzi o sukcesy finansowe.

Spojrzałem na niego pytająco.

- Zobacz. Ofiara ma na sobie drogą biżuterię. Naszyjnik ze złota, kolczyki oraz pierścionek z prawdziwym diamentem. - zaczął palcem wskazywać na biżuterię.

- Teraz to ma sens. - mruknąłem.

Sherlock wstał głośno wzdychając.

- Czas zadzwonić po policję. - powiedział wyciągając telefon.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz