Unaccepted love #2

35 5 8
                                    

Minęło kilka dni od zniknięcia Johna. Sherlock wszczął małe śledztwo i próbował dowiedzieć się gdzie może być jego ukochany. Bo scenariusz, gdzie John poprostu wystawił Sherlocka a sam uciekł w siną dal nie wchodziła w grę. Młodzieniec był pewny, że nie byłby w stanie tego zrobić. Przynajmiej miał taką nadzieję. Dlatego Sherlock zaczął szukać jakiś ważnych szczegółów, które mogły mu umknąć. Wtedy przypomniał sobie jedno zdanie, które odrazu rozjaśniło mu całą tajemnicę:

Dobrze. A zatem idź do swego Watsona. Naciesz się nim puki możesz.

- Naciesz się nim puki możesz... - Mruknął sam do siebie stojąc na środku swego pokoju.

To mogło być to! Oczywiście Mycroftowi mogło tu chodzić o zbliżające się  zaręczyny Sherlocka. Ale to zniknięcie...
To nie mógł być przypadek. Świat jest za leniwy na przypadki. Sherlock jak poparzony wybiegł ze swojej komnaty i pobiegł do biura swego starszego brata, które znajdowało się na najwyższym piętrze rezydencji. Kędzierzawy biegł po schodach wpadając na oszołomioną służbę. Wparował z impetem do biura. Jego brat siedzący przy biurku oraz jakiś nieznajomy starszy pan z monoklem na oku odrazu zerwali głowy w stronę drzwi.

- Gdzie on jest? - Spytał Sherlock obrzucając Mycrofta lodowatymi spojrzeniem.

- Ależ kto? - Mycroft zmarszczył brwi. - Pozatym nie widzisz, że jestem zajęty? Przyjdź do mnie później.

Sherlock wyszedł wiedząc, że i tak w tym momencie nic z brata nie wyciągnie. Stał pod biurem wyczekując aż Mycroft skończy konwersacje z nieznanym mężczyzną. Gdy tylko starzec wyszedł z biura młody Holmes odrazu wszedł do środka. Mycroft nadal siedział przy biurku trzymając zapalone cygaro w dłoni.

- Wracając - Odkrzyknął.

- Gdzie on jest? - Wycedził młodzieniec.

Starszy Holmes wywrócił oczami z irytacją.

- Konkrety, Sherlock. Konkrety.

Sherlock zaśmiał się gorzko.

- Nie zgrywaj głupiego. Chodzi o Johna Watsona. Gdzie. On. Jest?

Tym razem to Mycroft zaśmiał się krecąc leniwie głową.

- Kochany braciszku, rozumiem, że bardzo tobą wstrząsnęło zniknięcie Watsona. Ale oskarżanie mnie o jego zniknięcie wniczym ci nie pomoże.  Naprawdę masz dziewiętnaście lat a zachowujesz się jak dzieciak.

Młodszy wściekły podszedł do biurka I walną pięścią o drewniany stół.

- Mam dość twej żałosnej gierki. Przestań udawać! Powiedz mi w tej chwili Gdzie on jest!! - Wykrzyczał w mu prosto w twarz.

Nagle uśmieszek z twarzy Mycrofta znikł. Jego wyraz twarzy był śmiertelnie poważna co trochę przeraziło Sherlocka. Zaiste, nie pozwolił emocją wyjść na światło dzienne.

- Chcesz wiedzieć gdzie jest twój chłopak? - Spytał tajemniczo. Pociągnął dym z cygara po czym wypuścił dym z ust. - Dobrze, a zatem ci pokarzę.

Wstał z fotela I złapawszy mocno swego młodszego brata za rękę zaczął prowadzić w jakimś kierunku.

- Gdzie ty mnie prowadzisz? - Spytał próbując wyrwać się z ucisku. Mycroft nie odpowiedział tylko mocniej zacisnął rękę na nadgarstku Sherlocka.

Schodzili coraz niżej i niżej do pomieszczeń, do których Sherlock nigdy nie miał wstępu i nigdy się jakoś nimi nie interesował. Kędzierzawy zdał sobie sprawę, że to są lochy. Nadal szli mijając cele, w których gdzie niegdzie siedzieli zamknięci ludzie. Na widok synów rodziny znanych polityków zaczęli wyciągnąć w ich stronę brudne łabska. Sherlock odwrócił wzrok próbując ignorować niestosone żarty więźniów. Zatrzymali się przy jednej celi i to co Sherlock tam ujrzał bardzo go wstrząsnęło.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz