Wstawanie rano, praca, jedzenie, sen - ten cykl trwa już niezmiennie od ponad roku. Chociaż z tym snem to za dużo powiedziane . Sypiam bardzo mało, ponieważ gdy tylko zamykam oczy widzę znów tą przerażającą scene- Sherlock stojący na krawędzi dachu szpitala . Ten moment, gdy rozkłada ręce niczym skrzydła, tylko on nie leci w górę lecz w dół. Widziałem to. Widziałem jak jego ciało upada na ziemię. Widziałem te jego puste oczy. Podbiegłem wtedy do niego sprawdziłem puls, lecz był on niewyczuwalny. Co noc ten sam koszmar. Co noc budzę się z łzami w oczach. Zawsze się wtedy zastanawiam-dlaczego on to zrobił? Czy gdy już leciał na dół to przemknęła mu przez głowę myśl: ,,To był błąd."? Tego się już raczej nie dowiem.
Tej nocy było dokładnie tak samo-obudził mnie ten sam koszmar. Miałem już tego dosyć. Sięgnąłem po komórkę w celu sprawdzenia godziny. Była 4:00 . Po chwili patrzenia się bez celu w ekran telefonu wpadłem na pewien pomysł. Powoli wszedłem w wiadomości i odszukałem tam numer Sherlocka. Ostatnia wiadomość była z przed roku. A dokładnie to dzień przed samobójstwem detektywa. Była to zwykła i bardzo typowa jak na detektywa wiadomość:
Nudzę się John.
SH.Uśmiechnąłem się lekko. Po krótkim namyśle wystukałem wiadomość:
Kolejny koszmar za mną. Tęsknię za tobą.
JW.Mimo iż doskonale zdawałem sobie sprawę, że Sherlock tego nie przeczyta, ale chciałem się poprostu wygadać a właściwie to rozpisać tylko że bez odpowiedzi drugiej osoby.
I tak właśnie mijał mi czas. Rutyna mnie nadal przytłaczała czym żaliłem się w wiadomościach. Gdy miewałem koszmary pisałem do bruneta co po części mnie uspokajało. Gdy działo się coś ciekawego również o tym pisałem. Sherlock tego nie przeczyta- ja to doskonale wiem, choć zawsze, gdy piszę do niego mam wrażenie, że on też to czyta.
Leżąc w łóżku znów zacząłem pisać do Sherlocka:
Nie uwierzysz. Lestrade przyszedł dziś do mnie i zaproponował mi pójście na miejsce zbrodni i rozwiązanie zagadki. Zgodziłem się. I muszę ci się pochwalić, że rozwiązałem tą zagadkę! Co prawda zajęło mi to dłużej niż tobie, ale i tak jestem z siebie dumny. Ciebie pewnie też rozpiera duma, prawda?
JW.Kliknąłem wyślij i odłożyłem komórkę na bok , spojrzałem w sufit. Jutro walentynki. Nie lubię tego święta. Nie lubię, ponieważ od samobójstwa Sherlocka żygać mi się chce na widok tych par obdarującymi się różnymi prezentami, chodzącymi do restauracji. Poprostu byłem zazdrosny. Zazdrosny, że oni wiodą sobie szczęśliwe życie, gdzie ten pieprzony dupek, którego kocham postanowił sobie umrzeć i zostawił mnie i moje uczucia samych sobie. Tak, przyznaje się tu i teraz. Kocham Sherlocka Holmesa. Kocham tego aroganckiego,zarozumiałego oraz potwornie przystojnego świra. Dlatego najlepiej ten dzień spędziłbym pod kołdrą odcięty od wszystkiego co mnie otacza.
Tej nocy również miałem koszmar, lecz był trochę inny niż reszta. W tym śnie stałem na dachu szpitala a obok mnie stał Sherlock . Patrzył się jak zahipnotyzowany na coś znajdującego się przed nim. Gdy odwróciłem głowę w tym kierunku ujrzałem Moriartiego stojącego na krawędzi dachu. Patrzył się na nas z lekkim uśmiechem. Próbowałem nawiązać jakiś kontakt z Sherlockiem, lecz to na nic. Nadal wpatrywał się w Moriartiego jak w obrazek nie reagując na bodźce zewnętrzne. Nagle Moriarty zrobił kilka kroków w tył . Wstrzymałem oddech myśląc, że spadnie na dół, lecz tak się nie stało. Stał sobie w najlepsze tak jakby grawitacja wogóle nie istniała. Nagle szatyn zawołał Sherlocka gestem dłoń zachęcając do podejścia. Holmes jak na rozkaz ruszył powoli nadal intensywnie wpatrując się w szatyna. Spanikowany ruszyłem za nim. Miałem złe przeczucie. Próbowałem wybudzić go z transu lecz on nadal nie reagował. Krzyczałem do niego , próbowałem go zatrzymać mocno łapiąc za ramię I próbując zaciągnąć go jak najdalej od krawędzi. Ale brunet miał w sobie niewiarygodnie dużo siły. Krzyczałem, błagałem by tego nie robił. W akcie desperacji oplotłem go w pasie mocno zaciskając ramiona. Nagle poczułem okropny ból w okolicach twarzy . Upadłem na podłogę. Z nosa leciała mi krew. Sherlock przyłożył mi z łokcia. Gdy pozbył się ciężaru ciążącego mu w pasie kontynuował swój powolny chód. Gdy już był przy krawędzi Jim wyciągnął w jego kierunku rękę. Młodszy Holmes również wyciągnął rękę chcąc ją złapać . I gdy miał już postawić krok i unieść się jak Moriarty, spadł a krzyk detektywa cichł coraz bardziej aż usłyszałem dźwięk ciała upadającego na ziemię. Dopiero teraz odzyskałem zdolność ruchu oraz mowy . Podbiegłem do krawędzi I spojrzałem w dół leżał tam martwy Sherlock. Jim zaczął się złowieszczo śmiać . Krzyknąłem z rozpaczy.
Obudziłem się zlany potem . Oddychałem szybko a serce biło jeszcze mocniej. Złapałem się za głowę i przeczesałem nerwowo włosy. Powoli zaczęły mi lecieć słone łzy. Aż potem się rozpłakałem. Rozpłakałem się tak pierwszy raz od pogrzebu Holmesa. Gdy już się trochę uspokoiłem wyjąłem telefon i zacząłem pisać do Sherlocka:
Nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę!!!
JW.Dlaczego to do cholery zrobiłeś?!
JW.Dlaczego mnie zostawiłeś?!
JW.Kocham cię.
JW.Proszę wróć do mnie.
JW.Proszę.
JW.Gdy napisałem ostatnią wiadomość odłożyłem telefon na szafkę. Nadal próbując się otrząsnąć się z szoku poszłem do łazienki obmyć twarz zimną wodą. Gdy wróciłem usłyszałem dźwięk powiadomienia. Pomyślałem, że to pewnie Lestrade bądź pani Hudson. Odblokowałem telefon. Na widok wiadomości ugieły się podemną kolana. Zakryłem z niedowierzania usta dłonią a z oczu zaczeły mi lecieć łzy. Łzy szczęścia.
Wesołych walentynek John. Otwórz drzwi i nie karz mi długo czekać.
Kocham cię.
SH.
CZYTASZ
Johnlockowe Opowieści
Hayran KurguCo tu dużo mówić . Będę tu wstawiała różne Johnlockowe one shoty i dłuższe opowiadania .