The night club

60 2 2
                                    

- Nuda! - jęczał niemiłosiernie Sherlock.

John będąc w kuchni zmywał naczynia i ze wszystkich sił próbując ignorować marudzenie bruneta. Sherlock zauważając, że jest ignorowany podreptał do swojego(czyli ich wspólnej) sypialni rozwiewając końcówki swojego szlafroka, co dało nieco dramaturgii w jego chodzie. John odetchnął z ulgą, wkońcu trochę spokoju. Nie dostali żadnych zleceń już z jakiś tydzień. I powoli John miał dość Sherlocka. Codziennie miał coraz gorsze pomysły. Zaczynając od podpalenia ulubionego swetra Johna, a na dosypaniu do herbaty Andersonowi środków przeczyszczających kończąc. Po tamtej akcji blondyn zaczął błagać Boga, by jakaś dobra dusza przyszła z jakimś ciekawym morderstwem.

Najwyraźniej błagalne modły Johna zostały wysłuchane, ponieważ usłyszał z dołu krzyki pani Hudson, która ogłosiła, że przyszedł do nich klient. Energiczne schodzenie po schodach świadczyło o tym, że Sherlock jest równie uradowany, co John. Tym razem ubrany elegancko, bo w czarne eleganckie spodnie oraz w fioletową koszulę, którą John tak bardzo uwielbiał. Usiadł na fotelu wyczekując gościa. John zostawił resztę naczyń w zlewie i również usiadł na swoim miejscu. Do mieszkania weszła wysoka na oko 25-letnia brunetka o czekoladowych oczach i mocnym makijażu. Odziana była w czarną krótką sukienkę, długi płaszcz oraz czarne obcasy.

Kobieta spojrzała na krzesło, już wcześniej tam postawione i niepewnie usiadła spoglądając na obu mężczyzn.

- Jak się pani nazywa i z jaką sprawą pani do nas przychodzi? - zaczął John obdarzając brunetkę uśmiechem.

- Nazywam się Elizabeth Evans i przyszłam w sprawie zaginięć moich kolerzanek z pracy.

- Proszę opowiedzieć nam dokładniej. - Sherlock zainteresowany ułożył dłonie w piramidkę.

- Pracuję w klubie, który działa tylko w nocy. - Wytłumaczyła. - Oczywiście, nie pracuje tam jako prostytutka, ten klub to zwykłe miejsce, gdzie ludzie mogą się napić i spędzić czas ze znajomymi. Pracuję tam jako piosenkarka. - dodała szybko widząc jak detektyw marszczy brwi.

- Ile osób dokładnie zaginęło? Zna pani ich imiona i nazwiska? - spytał John.

- Ależ oczywiście, zaginęło ich dokładnie czterech. Annabeth Arden, Bella Bradley, Cho Cheng i Danielle Dream.

- Czy ofiary znikały po kolei tak, jak pani przed chwilą wymieniła? - spytał Sherlock.

- Tak. - brunetka kiwnęła głową.

- Ma pani dzisiaj występ w tym klubie? - spytał John powoli łapiąc tok myślenia Sherlocka.

- Tak, ale jakie ma to znaczenie? - kobieta podniosła brew.

- Taka, że najprawdopodobniej jest pani kolejną ofiarą. - powiedział brunet na co kobieta pobladła.

- J-jak to kolejną ofiarą? - wydukała.

- Osoba odpowiedzialna za zaginięcia porywa ofiary w kolejności alfabetycznej. - zaczął tłumaczyć Holmes. - Pierwszą ofiarą była Annabeth Arden, czyli pierwsza litera alfabetu. Potem Bella Bradley, a następnie Cho Cheng oraz Danielle Dream. A teraz przyszła pora na panią, pani Evans. Nie zauważyła pani, że podczas pracy ktoś się pani przygląda, bądź śledzi?

Kobieta przez chwilę się nie odzywała.

- Przedwczoraj, po tym jak wyszłam z klubu widziałam, jak jakiś mężczyzna podąża za mną. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ miał na sobie kaptur.

- Rozumiem. - mruknął brunet. - O której zaczyna pani prace?

- O 20.

John spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze 4 godziny.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz