What if...Mary hit in the Sherlock's heart? #4

43 3 4
                                    

Powoli wszedłem do pomieszczenia. Gdzieś tutaj powinien ukrywać się ktoś, kto napadł moją dziewczynę. Oczywiście nie dosłownie nic mnie z nią nie łączy była mi poprostu bardzo potrzebna. Rozglądałem się wokoło aż ujrzałem postać ubraną całą na czarno a za nią mężczyzna kulący się ze strachu w kącie. Przyjżałem się lepiej postaci ubranej na czarno i okazało się, że tą postacią była... Mary.

- A więc to ty. - powiedziałem na co kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Tak to ja. - nagle wyjęła pistolet i wycelowała go we mnie.

- John jest tutaj.

- Nie usłyszy. A nawet jeśli to mnie już tu dawno nie będzie.

Padł strzał. Strzał prosto w serce. Zacząłem wszystko dokładnie analizować. Pocisk został w ciele, nie przebił się na wylot. Najlepszą opcją będzie upadnięcie na plecy. Próbowałem jak najdłużej utrzymać przytomność co szło mi z trudem. Już nie mogłem wytrzymać. Zamknąłem oczy. Gdy znów je otworzyłem znalazłem się w pałacu pamięci. Wokół panowała cisza.

- Po co walczysz? - usłyszałem za sobą głos Moriartiego. - Jesteś słaby, nie dasz rady.

Nagle w moim pałacu pamięci można było usłyszeć głos, który mnie wołał. Głos ten był mi aż za dobrze znany. Ten ciepły głos Johna. Tak! To jego głos. Sherlock! Słyszysz mnie?!

Zacząłem się czołgać w stronę źródła dźwięku. Ból nadal nie ustępywał, lecz ignorowałem to.

- Jesteś strasznie uparty, wiesz? - zahihotał Moriarty.

Podszedł do mnie I z całej siły kopnął mnie w szczękę. Pod wpływem kopnięcia poleciałem na plecy. Wykorzystując to Moriarty przycisnął nogą moją ranę. Krzyknąłem z bólu. Straciłem szatyna z siebie i tym razem próbując wstać Zacząłem iść dalej. Z każdym kolejnym krokiem głos Johna był głośniejszy i wyraźniejszy.

Sherlock, proszę nie zostawiaj mie...

Nie zostawię John, nie zostawię.

Moriarty nie dawał za wygraną. Przewrócił mnie i usiadł na mnie. Wyjął z kieszeni nóż i zaczął powolutku i płynnie przejeżdżać nim po mojej skórze.

- Nikt cię nie kocha Sherlocku. Nikt cię nie potrzebuje. John ma Mary. Ty nie jesteś już mu potrzebny. Zostań ze mną. Tylko Ty i ja na zawsze. - podniósł rękę do góry i wbił mi nóż w klatkę piersiową mocno zaciskając ręce na rękojeści. Wrzasnąłem. Powoli opadałem z sił. Nie miałem siły walczyć.

- Właśnie tak. - położył dłoń na moim policzku. - Przestań walczyć. Odpłyń.

Powoli zamykałem oczy. W całym pałacu pamięci można było usłyszeć piszczenie respiratora sugerujące zatrzymanie akcji serca.

Przepraszam John...

Gdy już miała zapanować ciemność a cisza miała trwać na wieki wieków usłyszałem głos Johna tylko, że inny niż wszystkie. Było w nim coś co wcześniej nie zauważyłem i rozgryźć nie mogłem.

Kocham cię!

Otworzyłem szeroko oczy. Zrzuciłem Moriartiego z siebie I z rykiem wstałem. Wszystkie resztki sił zebrały się we mnie i tym razem biegiem udałem się w stronę źródła dźwięku. Pikanie wróciło. Akcja serca w normie.

- Sherlock! - obaj mężczyźni równocześnie krzyknęli me imię. John ze szczęścia a Moriarty ze złości i skruchy.

Otworzyłem oczy. Wszędzie otaczała mie biel. Wokół mie chodzili lekarze. Z niedowierzaniem patrzyli jak się wybudzam. Gdy już operacja dobiegła końca znów zamknąłem oczy wiedząc, że jestem już bezpieczny. Podczas spania miałem nieprzyjemny sen. Była tam Mary, która omamiła Johna. Odwróciła go przeciwko mnie.

- Mary... - mówiłem przez sen.

Otworzyłem oczy I ujrzałem Johna siedzącego na krześle obok mnie. Trzymał oburącz moją rękę.

- John.

- Spokojnie, jestem tu. Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnął się do mnie ciepło.

O boże, ten uśmiech. Taki piękny.

Nagle John dostał esemesa. Wyjął telefon i go odblokował.

- O, Mary za niedługo przyjdzie. - oświadczył.

Odrazu pochmurniałem. No właśnie Mary. Zastanawiałem się czy mu to powiedzieć. Na pewno złamie mu to serce, ale lepiej żeby znał prawdę.

- John, mogę ci coś powiedzieć? - zacząłem.

- Oczywiście Sherlocku, mów.

- Ta osoba, która mnie postrzeliła to... - urwałem nadal Zastanawiając się czy to dobry pomysł. - Mary.

John potrzebował chwili by zrozumieć przekaz.

- Jak to Mary? - spytał próbując to wszystko jakoś ułożyć w całość. - Jak ona się tam znalazła?

- Nie wiem John. - powiedziałem. - Przykro mi. - dodałem obdarzając go współczującym wzrokiem.

Po chwili do pokoju weszła Mary. Zawzięcie unikała mego wzroku.

- Mary. - zaczął blondyn. - Możemy na słowką?

Mary lekko zmieszana pokiwała głową. Wyszła z Johnem na korytarz. Będąc przykutym do łóżka nie mogłem podsłuchać ich konwersacji. Ale słychać było przytłumione krzyki ich obojga, więc można się łatwo domyśleć o czym rozmawiają. Potem krzyki ucichły i przez jakiś czas nie było słychać żadnych rozmów. Po jakimś czasie do pokoju znów wszedł John. Usiadł znów na krześle I spojrzał na mnie.

- Oddałem Mary w ręce policji. - powiedział. - Już nie będzie tobie zagrażać.

- John ja... - zacząłem. W mojej głowie pojawiły się pytania, czy powiedzenie prawdy Johnowi to był dobry pomysł. Gdybym tego nie powiedział John żyłby sobie dalej szczęśliwie, a tak zepsułem mu związek.

- Nie szkodzi Sherlock. Dobrze, że mi powiedziałeś. - powiedział szybko jakby czytał mi w myślach. - Nie chce już jej widzieć na oczy.

Przez chwilę panowała cisza, każdy z nas był pogrążony w własnych myślach.

- Sherlock. - odezwał się niepewnie John. - Ja też muszę ci coś wyznać.

- Co takiego? - uniosłem brew.

- Ja... - oblizał wargi. - Kocham cię. Naprawdę cię kocham. Nie Mogę uwierzyć jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć. Gdy ty się wykrwawiałeś poczułem... ciężko mi to opisać. Bałem się o ciebie. Naprawdę się o ciebie bałem. Nie przeżyłbym, gdybyś znów mnie zostawił.

Nie odzywałem się przez chwilę co bardzo spłoszyło Watsona.

- Przepraszam, poniosło mnie, zapomnij o tym. - zaczął przepraszać wbijając wzrok w podłogę.

- Wszystko w porządku John. - uspokoiłem go chwytając jego dłoń. - Ja też cię kocham. - uśmiechnąłem się do niego.

John również się uśmiechnął a oczy lekko mu się zaszkliły. Były to łzy szczęścia. Blondyn ostrożnie przybliżył się do mnie I pocałował w usta. Spiąłem się nie spodziewając się tego, lecz po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że te uczucie jest...przyjemne. Odwzajemniłem pieszczotę zanurzając rękę we włosy Johna.

- Kocham cię. - wymruczałem.

- Ja ciebie też.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz