Unaccepted love #1

47 4 8
                                    

,,NAJMŁODSZY CZŁONEK RODZINY HOLMES PRZYŁAPANY Z NIEZNANYM MĘŻCZYZNĄ!"

- Zhańbiłeś naszą rodzinę Sherlocku Holmesie! - Krzyknął Mycroft rzucając gazetę na biurko.

- To nie moja wina, że dziennikarze zaglądają mi do ogrodu! - Wrzasnął Sherlock.

- Wszystko było zaplanowane. Miałeś się ożenić z panną Arden.

- Elizabeth jest wyniosła a do tego niemądra.

- Rozumiem, że mogła ci nie przypaść do gustu, ale zrozum. Jej rodzina jest dziana. Jeśli nasze rody się zjednoczą to poprawią się nasze relacje polityczne.

- No tak zapomniałem, przecież relacje polityczne są ważniejsze. - Rzucił młodszy wstając z krzesła.

- Nie bądź samolubny, Sherlock. - Wycedził przez zęby Mycroft. - Przeprosisz pannę Arden za zamieszanie, powiesz jej, że wypiłeś za dużo i zrobiłeś to nieświadomie. A potem ożenisz się z nią czy Ci się to podoba czy nie.

- Nie będę nikogo przepraszał. I z nikim się nie ożenię. - Odparł stanowczo.

Przez chwilę obaj bracia mieżyli się lodowatymi spojrzeniami.

- Dobrze. A zatem idź do swego Watsona. - Odzewał się wkońcu starszy Holmes. Nazwisko młodzieńca wypowiedział z jadem w głosie. - Naciesz się nim puki możesz.

Sherlock zrobił obrót I poszedł do wieszaka założył płaszcz oraz cylinder i wyszedł trzaskając drzwiami. Był wkurzony na wszystkich. A szczególnie na dziennikarzy, którzy zaglądają gdzie popadnie. Naprawdę nie obchodziło go co na ten temat ma jego rodzina. Jeśli będzie trzeba to ucieknie wraz z Johnem. Poszedł do parku i usiadł na jednej z ławek zdejmując cylinder. Patrzył na jeziorko. Nagle ktoś się do niego dosiadł. Holmes odwrócił głowę i ujrzał blondwłosego młodzieńca o sympatycznej twarzy, błyszczących miodowych oczach I miłym szerokim uśmiechu. To był nie kto inny jak John Watson.

- Wszystko w porządku? - Spytał blondyn marszcząc brwi.

- Mhm.

- Właśnie widzę. Pokłuciłeś się z bratem?

- Tak. - Odpowiedział nie siląc się nawet na udawanie, że wszystko w porządku. - Czytałeś może najnowszą gazetę?

Watson przygryzł wargę. Wiedział, że Holmes będzie miał za ten pocałunek kłopoty. Ale nie wiedział, że nastąpi to tak szybko i to za sprawą dziennikarzy.

- Czytałem.

- Nie przeszkadza Ci to?

- Ależ skąd! - Rzekł. - Tylko wiesz... twoja rodzina.

- Mam to w głębokim poważaniu.

- W takim razie co zamierzasz zrobić? Nie chcę cię stracić a przecież taki prosty chłopak jak ja nie przekona twojej rodziny byś się nie żenił. W tej kwestii jestem bezradny.

Nagle Sherlock złapał Watsona za rękę I zbliżył się do niego łamiąc ich przestrzeń osobistą. Pewna para spacerująca z puchatym pudlem na smyczy spojrzała na nich krzywo.

- Uciekniemy. Uciekniemy z tąd jak najdalej. - Szepnął.

John pokręcił głową.

- Sherlock, to szalone.

- Wiem, ale nie mamy innego wyjścia. Godzisz się na to? - Spytał po chwili odsuwając się od młodego lekarza.

Po chwili namysłu blondyn pokiwał głową.

- Tak.

Sherlock uniósł wargi. Siedzieli w ciszy obaj pogrążeni w swych własnych myślach. Potem obaj wstali i zaczeli powoli wracać do swoich domów. Minęło trochę czasu i Sherlock wymyślił plan idealny. Umówił się z Johnem, że spotkają się o północy w parku tam gdzie ostatnio. Holemsowi sprytnie udało się wyjść z pałacu wymijając przy tym strażników będących na nocnej warcie. Gdy dotarł punktualnie pod wyznaczone miejsce Johna tam nie było. Pomyślał, że zapewne trochę się spóźni mimo iż blądwłosy młodzieniec należał do osób punktualnych. Lecz minęła godzina a Watsona jak nie było tak nie ma. Poszedł nawet do jego mieszkania ale tam również jego nie zastał. U kędzierzawego młodzieńca zaczęła narastać panika. John Watson zniknął.

Johnlockowe Opowieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz