Rozdział 26

188 19 8
                                    

W moim mieszkaniu wybucha kilka ton trotylu. Jestem tego niemalże pewien, bo cóż innego mogłoby spowodować taki hałas? Przecież na pewno nie durny kot, który przypadkiem zrzucił na podłogę szklaną butelkę, albo dwie, oraz kilka pustych puszek po piwie.

Z jękiem wydobywającym się z mojego gardła, otwieram najpierw jedno oko, potem drugie. Biel sufitu podrażnia moje przekrwione oczy, pomimo tego, że dzięki zaciągniętym żaluzjom w mieszkaniu panuje półmrok. Resztkami silnej woli podciągam się do siadu, wydając z siebie kolejny jęk. Znów zasnąłem na kanapie we wczorajszych ciuchach. A może to są przedwczorajsze ciuchy?

Ukrywam twarz w dłoniach, kuląc się w sobie. Moja koszulka śmierdzi potem, papierosami i wymiocinami. Krzywię się i szybko ściągam ją przez głowę, rzucam w najdalszy kąt pokoju. W samych spodniach wstaję z kanapy, a moja dłoń automatycznie sięga po paczkę papierosów. Wkładam jednego do ust i szybko odpalam, a następnie na bosaka udaję się do kuchni. Kot faktycznie przewrócił kilka butelek, które o dziwo nie rozbiły się, tylko poturlały pod kaloryfer. Później je podniosę. Najpierw muszę się napić, bo moje gardło to jakaś pieprzona pustynia Nubijska. Sięgam po jedną z ostatnich puszek piwa, którą otwieram i za jednym zamachem wypijam połowę, odnotowując w głowie, że trzeba zrobić zapasy.

Z puszką w jednej ręce i tlącym się papierosem w drugiej podchodzę do okna. Odsłaniam żaluzje, co nie jest najlepszym pomysłem, bo od razu oślepiają mnie promiennie wiosennego słońca. Nawet pogoda zmówiła się przeciwko mnie. Szybko zasłaniam okno z powrotem. Schylam się, podnoszę wywrócone butelki po wiśniówce. Durny kot. Nie wiem, po co go jeszcze trzymam. Zerkam w stronę jego misek. Dawałem mu wczoraj jeść? Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz nasypałem mu żarcie, więc robię to teraz. Może najadł się resztkami zapiekanki ze stołu. Nalewam mu też świeżej wody.

Wracam do dużego pokoju po kolejnego papierosa. Tu również walają się butelki po różnego rodzaju alkoholach. Wódka, whisky, jabole – na sam widok wywraca moim żołądkiem. W ostatniej chwili dopadam do kibla. Nie potrzebnie mieszałem. Moim ciałem szarpią torsje, ale jedyne, co jestem w stanie zwrócić, to trochę żółci. Kiedy ostatni raz jadłem?

– Ja pierdolę – klnę pod nosem.

Podnoszę się na drżących nogach. Czuję, że opadam z sił. Może nie powinienem był dzisiaj w ogóle wstawać?

Biorę się w garść i postanawiam odświeżyć. Wchodzę pod prysznic, odkręcam ciepłą wodę i dopiero kiedy pierwsze strumienie zaczynają spływać po moim ciele, orientuję się, że wciąż jestem w spodniach. Pochylam głowę, pozwalając wodzie ściekać po włosach i karku. Zaczynam się histerycznie śmiać, a po chwili opieram się o wykafelkowaną ścianę, osuwam po niej i siadam na mokrej podłodze kabiny. Szlocham.

Tak bardzo sobą gardzę.

Po około dwudziestu minutach ponownie wkraczam do kuchni. W stosunkowo świeżych, a przynajmniej na pewno suchych bojówkach oraz w czystej koszulce. Udało mi się nawet załadować pralkę i włączyć pranie.

Teraz pora coś zjeść.

Lodówka tradycyjnie świeci pustkami. W szafce znajduję zupkę chińską. Dobre i to. Już po chwili siadam nad talerzem. Nie jest to najlepsze śniadanie. Na pewno nie takie, jak przyrządzała Laura.

Laura.

Na myśl o niej, chwytam za kolejną puszkę piwa. Idealny napój do popicia pikantnej zupki chińskiej.

Zerkam na telefon, sprawdzam zaległe wiadomości. Karina pyta, czy od poniedziałku wracam do pracy. Po mojej wizycie u Laury zgłosiłem w robocie, że będę pracował zdalnie przez kilka dni. Potem wziąłem dwa tygodnie urlopu, dając sobie tyle czasu na wzięcie się w garść. Jak widać to nie wystarczyło. Postanawiam jej nie odpisywać. Jeszcze nie teraz. Nie wiem, co wydarzy się do poniedziałku.

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz