Rozdział 27

180 19 6
                                    

Widzę kobietę. Stoi tyłem do mnie. Kaskada włosów spływa po jej plecach.

– Laura – szepczę, ale kiedy się odwraca, okazuje się, że to wcale nie Laura, tylko Marysia.

Jak to możliwe?

Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, a następnie kręci głową z rezygnacją i posyłając mi ostatnie spojrzenie pełne rozczarowania, odchodzi. Zupełnie jak tamtego dnia.

Nagle słyszę trzask. Odgłos wgniatanej blachy. Przeraźliwy krzyk. Wycie syren. Potem następuje cisza.

Cisza tak bolesna, że mam ochotę krzyczeć byle ją zagłuszyć. Więc krzyczę, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk.

Biorę głęboki wdech. Nie umiem nabrać powietrza. Duszę się.

Otwieram oczy.

Dopiero po chwili fala powietrza zalewa moje płuca. Zaczynam kaszleć. Moim ciałem szarpią torsje, ale chyba nie mam czym wymiotować, więc tylko przewracam się na bok, a z moich ust spływa na podłogę trochę śliny.

Podłoga jest wykafelkowana, a pościel, w której leżę, biała. Na dłoni mam wenflon, na którego widok się krzywię. Do niego podpięta jest kroplówka.

Szpital.

Opadam z powrotem na materac. Pod głową mam coś imitującego poduszkę. Rozglądam się po pomieszczeniu. Jest ciemno, ale przez szparę w drzwiach wlewa się odrobina światła. W pokoju znajduje się drugie łóżko, ale na szczęście jest puste. Jestem sam.

Ostatnia rzecz, którą pamiętam, to twarz dziewczyny w parku.

Cholera.

Próbuję pozbierać do kupy strzępy pamięci, ale to jakaś pieprzona układanka nie do rozwiązania. Dom. Sesja fotograficzna. Bar. Jeden, potem drugi.

Od myślenia zaczyna mnie boleć głowa.

Unoszę kołdrę. Ubrany jestem w jakąś kretyńską szpitalną koszulę.

Z mojego gardła wydobywa się jęk.

Na stoliku obok stoi kubek oraz mała butelka z wodą mineralną.

Napiłbym się, choć może niekoniecznie wody.

Ale teraz dobra i woda.

Nie mam siły do niej sięgnąć. Moja próba kończy się zrzuceniem butelki na podłogę.

Kurwa.

Hałas sprowadza do pokoju pigułę. Spodziewam się jakiejś starej, pomarszczonej baby. Tymczasem, gdy pielęgniarka włącza światło, widzę młodą, wysoką brunetkę, która mogłaby grać główne role w moich najgorętszych fantazjach. Jednak wyraz jej twarzy, sprawia, że chyba wolałbym już starą i pomarszczoną.

– Mogę dostać coś przeciwbólowego? – pytam. Mój głos przypomina skrzek ropuchy, sam ledwie rozumiem wypowiedziane przeze mnie słowa.

– Chyba już dość się pan znieczulił.

Jezu, jeszcze mi tego brakuje – kazania seksownej piguły.

Pielęgniarka spogląda na moją kroplówkę, znika gdzieś, a po chwili wraca z pełnym workiem. Nowa dostawa kroplówki.

– Nawodnimy pana – mówi, zawieszając worek na wieszaku – to i ból głowy minie.

– Czy mogę najpierw się wysikać? – pytam, gdy odłącza mi rurkę od wenflonu.

– Da pan radę sam, czy mam iść z panem?

Boże, tylko nie to.

– Dam radę – zapewniam, ale gdy staję na nogach, już nie jestem tego taki pewien.

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz