Rozdział 10

819 76 105
                                    

Krążę po sali bankietowej jeszcze przez jakiś czas. Udało mi się nawet trafić na dokładkę tych pysznych kanapeczek i wyjadłem wszystkie z miniaturowymi kawałkami łososia choć tak właściwie musiałbym wciągnąć każdą rzecz, która znajduje się na stole, żeby się najeść.

Próbuję nie myśleć o tym całym zajściu z Laurą. Wiem, że to był tylko zwykły, durny taniec, jednak między nami iskrzyło. Wyraźnie wyczuwałem cholerne iskry. Między nami nie ma prawa iskrzyć, bo nie daj Boże dojdzie do spięcia...

Unikam też spojrzeń kolegów z pracy. Nie chcę wiedzieć, co sobie pomyśleli, widząc, jak bujam się na parkiecie z córką prezesa. Zwłaszcza że chwilę wcześniej zbluzgałem ich, gdy ją obgadywali.

À propos córki prezesa. Od naszego tańca zapadła się pod ziemię. Wiem to, bo co chwilę przyłapuję się na tym, że próbuję odszukać ją wzrokiem.

Chyba najlepiej będzie, jeśli wyjdę zapalić.

Noc, jak na październik, wydaje się całkiem ciepła, choć pewnie długo nie wystoję w samej marynarce przed hotelem. Postanawiam nie stać w miejscu, tylko dreptam wzdłuż, wyciągając w tym czasie papierosa z paczki, a następnie go odpalam. Dookoła panuje przeszywająca cisza, nawet nie docierają tu dźwięki muzyki ze środka. Muszą mieć dobrą izolację akustyczną. Próbuję nacieszyć się ostatnią nocą w górach. Gwiazdy wyglądają tu zdecydowanie inaczej niż w mieście. Wydają się być na wyciągnięcie ręki. Tylko do dupy tak spoglądać w niebo zupełnie samemu.

Z papierosem w ustach podchodzę do przeszklonej części hotelu, gdzie znajduje się basen z podgrzewaną wodą. Z tego, co opowiadała Ania przy jednym ze śniadań, otwarty jest głównie w okresie letnim, kiedy to na terenie przylegającym do niego rozkładane są leżaki, z których roztacza się widok na góry, ale z basenu można korzystać również w chłodniejsze dni.

Czuję, jak nocne powietrze coraz mocniej przedziera się przez materiał marynarki. Już chcę wracać do środka, gdy mój wzrok przykuwa osoba przy basenie. To Laura. Siedzi na jednym z plastikowych leżaków, w tej swojej eleganckiej, zielonej sukience. Głowę oparła na ręce wspartej na kolanie. W drugiej dłoni trzyma parę butów. Siedzi tak w zupełnym bezruchu i wpatruje w taflę wody. W środku panuje półmrok, a większość światła daje podświetlony basen, który oświetla również postać dziewczyny.

Jak ona, do cholery, tam weszła?

Odnajduję przeszklone drzwi i naciskam klamkę, i jak się okazuje, są otwarte. Choć właściwie nie wiem po co, wchodzę do środka, a drzwi zamykają się za mną z lekkim kliknięciem, przez co Laura unosi na mnie wzrok, a następnie przewraca oczami.

– Śledzisz mnie?

– Ty nie na przyjęciu? – rzucam, ignorując jej pytanie i opieram się ramieniem o framugę.

– Nie twój interes – odpowiada mi tymi samymi słowami, co ja dziś rano. Prawie mnie zabolało. – A ty jeszcze nie uchlany, jak reszta pracowników?

– Tylko w twoim towarzystwie mam ochotę się upić.

– To po co tu przyszedłeś? – prycha.

Dobre pytanie. Sam chciałbym znać na nie odpowiedź.

– Bo tu jest cieplej niż na zewnątrz – tłumaczę się idiotycznie, wyciągając w jej stronę dłoń, w której trzymam tlący się papieros.

– Tu nie wolno palić. – Znów przewraca oczami i odwraca wzrok ode mnie, wbijając go gdzieś przed siebie.

– Wchodzić tu zapewne też nie wolno o tej godzinie – przekomarzam się z nią. Jakoś lubię te nasze słowne utarczki. – Jakim cudem, ktoś cię tutaj wpuścił?

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz