Rozdział 6

745 67 53
                                    

Nikotyna rozchodzi się po płucach, jednak nie przynosi żadnej ulgi, na którą tak bardzo liczyłem. Powinienem wsiąść do taksówki i pojechać po Czarną Perłę, ale zdecydowanie muszę ochłonąć.

Nogi niosą mnie same, nawet nie wiem dokąd. Na podwórku jest już szaro. Słońce zaszło jakiś czas temu. Mijają mnie ludzie, ale zupełnie nie zwracam na nich uwagi. Wściekłość i gniew przyćmiewają wszystkie moje zmysły.

Wychodząc z restauracji, miałem ochotę trzasnąć drzwiami. Niestety to były drzwi automatyczne. Kiedy tylko pomyślę o Laurze, zalewa mnie kolejna fala gniewu. A więc to tak ona i jej tatusiek załatwiają interesy? Nie mogę uwierzyć, że prezes pozwalałby jej sypiać z klientami, żeby załatwiać kolejne kontrakty. A może Laura jedynie mnie podpuszczała? Powiedziała to, żeby mnie wkurzyć? Przecież ona uwielbia działać ludziom na nerwy. Delektuje się niszczeniem cudzej psychiki.

Właściwie nie mam pojęcia, czym się tak przejmuję. To Laura. A ja nie jestem Peterem, żeby zbawiać świat. Nawet jemu się z nią nie udało, to co dopiero ja mógłbym tu zrobić.

Nie jestem też furiatem jak Arek, żeby rzucać się na ludzi z byle powodu. Bijatyki to jego specjalność. Podczas jednej omal nie zginął, choć wtedy miał nikłe szanse, sam przeciwko trzem dilerom.

Tak naprawdę jedyne czym się teraz powinienem przejmować, to tym, żeby Laura nie doprowadziła do mojego zwolnienia z firmy. Choć jeśli jej właściciel sprzedaje własną córkę, żeby robić interesy, to nie jestem pewien, czy chcę tam nadal pracować.

Kurwa.

Już sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Odpalam kolejnego papierosa. Nawet nie zauważam, kiedy docieram pod bramę prowadzącą do Rock N' Heavy. Jak ja tu dawno nie byłem... A może właśnie wcale nie tak dawno? Wejście tam nie będzie mądrym posunięciem, choć może właśnie będę miał okazję poćwiczyć silną wolę...

Nie chcę jeszcze wracać do mieszkania. Siedzieć sam w czterech ścianach, wsłuchując się we własne myśli. Potrzebuję hałasu. Otoczenia, które pozwoli mi na moment zapomnieć...

Rock N' Heavy nie zmieniło się nic a nic. Tu nigdy się nic nie zmienia. Może za wyjątkiem ludzi stojących na bramce. W tygodniu nie pobierają opłaty za wstęp, więc jedynie mijam miśka robiącego za ochroniarza, który spogląda na mnie sceptycznie, choć ja czuję się tu, jak u siebie w domu.

Podchodzę do baru i rozsiadam się na jednym z wysokich stołków. Pomimo że jest środek tygodnia, w klubie jest sporo ludzi. Pewnie studenci przyszli się zabawić. Im jest bez różnicy, czy to wtorek, czwartek, czy sobota. Nawet kilka osób wyskoczyło na parkiet i podryguje w rytm Down with the sickness Disturbed. Klasyka sama w sobie. Ciężkie brzmienia od razu niosą ukojenie moim rozedrganym emocjom. Słowa piosenki same cisną się na usta.

Podchodzi do mnie Makaron – barman, który pracuje tu, odkąd pamiętam. Musi mieć już z czterdziestkę na karku. Nawet nie wiem, jak on właściwie ma na imię. Uśmiecham się pod nosem. Wiele osób ma dokładnie tak samo ze mną. Dla nich już zawsze będę Drako.

– Siemasz, Drako – rzuca w moją stronę, po czym wymieniamy ze sobą męski uścisk dłoni. – Dawno cię tu nie było. Co ci podać? To co zwykle?

Kręcę głową.

– Nie tym razem – odpowiadam. – Podaj mi lecha bezalkoholowego.

Makaron robi zdziwioną minę, ale już po chwili stawia przede mną butelkę zimnego napoju. Przykładam ją do ust i upijam spory łyk. Zerkam w stronę parkietu, gdzie grupka osób na samym środeczku zarzuca włosami. Ja już nie mam czym zarzucać. Obciąłem włosy w przypływie chwili, zaraz po tym, jak odeszła Marysia.

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz