Rozdział 9

597 84 70
                                    

Na imprezę firmową schodzę spóźniony, licząc na to, że zdąży się rozkręcić bez mojego udziału. Na czarny T-shirt założyłem marynarkę. Nie zależy mi na tym, żeby wyglądać elegancko. Wystarczy, że spodnie od garnituru wpijają się mi w tyłek. Wypalam szybkiego papierosa przed hotelem i udaję się do sali bankietowej, gdzie rozbrzmiewa już muzyka. Wślizguję się tam niezauważony. Ludzie z firmy utworzyli mniejsze grupki i rozmawiają w najlepsze, popijając drinki. Światła są przygaszone, nie licząc kolorowych reflektorów nad parkietem. Pod jedną ze ścian stoi stół zastawiony przekąskami. Typowe standing party.

Podchodzę do baru. To nie jest pewnie najlepszy pomysł. Znów te wszystkie butelki z whisky, brandy czy też burbonem uśmiechają się do mnie w najlepsze.

To zdecydowanie nie jest dobry pomysł.

– Co podać? – pyta barman.

– Macie coś bezalkoholowego?

– Bezalkoholowego? – powtarza, unosząc wysoko brwi, a ja zastanawiam się, skąd tu takie echo.

Rzucam mu jedną z moich min. Tych min. I nawet nie czeka na odpowiedź, tylko stawia przede mną butelkę heinekena zero procent.

– Przelać do szklanki? – pyta.

– Nie trzeba – mruczę pod nosem

Pociągam spory łyk z zielonej butelki i rozglądam się po sali. W tym momencie do baru podchodzą znajomi z biura: Ania, Wojtek i Maciek. Dziewczyna zamawia sobie drinka, chłopaki serię wściekłych psów.

– Siema, Drako – rzuca Wojtek. – Gdzie się podziewałeś cały dzień?

– Szlajałem się tu i tam – odpowiadam i upijam kolejny łyk.

– Co ty, stary, nie napijesz się dzisiaj z nami? – dziwi się Maciek i wskazuje moją butelkę.

– Jak widać – odpowiadam bez zbędnego tłumaczenia się.

– Słyszeliście o córeczce prezesa? – wtrąca nagle Anka.

Jej słowa sprawiają, że automatycznie wyszukuję wśród osób znajdujących się na sali Laurę. Stoi gdzieś tam ze swoim tatą. Rozmawiają z ludźmi z firmy organizującej nasze szkolenie. W jednej ręce trzyma kieliszek wina, drugą obejmuje się w talii. Ubrana w długą, zieloną sukienkę z jakimiś dziwnymi falbankami na ramionach, podkreślającą jej szczupłą sylwetkę. Włosy upięła wysoko, pozwalając jedynie pojedynczym kosmykom opadać na twarz. Wygląda bardzo elegancko, a jednocześnie cholernie seksownie...

Co ja wygaduję?, karcę się w myślach.

Jakimś cudem mój wzrok przyciąga spojrzenie Laury. Przez ułamek sekundy patrzy mi prosto w oczy, a następnie szybko odwraca wzrok i upija łyk czerwonego trunku.

– Co z nią? – dopytuje Wojtek.

– Ponoć wybrała się w góry i zabłądziła – szybko wyjaśnia Anka. – Nie umiała trafić z powrotem do hotelu. – Chichocze. – Tatuś musiał po nią wysłać kierowcę.

– Już to sobie wyobrażam – prycha Maciek. – Pewnie jeszcze ta skończona idiotka wybrała się w góry w kozakach na obcasie i eleganckim płaszczyku – dodaje i cała trójka wybucha śmiechem.

Zaciskam mocno szczękę oraz palce na butelce.

– Gówno prawda – warczę i szybko oddalam się od towarzystwa, zanim którekolwiek z nich zdąży mi odpowiedzieć.

Nie umykają mojej uwadze ich zaskoczone spojrzenia. Sam jestem w szoku. Znów stanąłem w obronie Laury, jeśli oczywiście można tak to nazwać.

Nieco nerwowym krokiem podchodzę do stołu z przekąskami. Chwytam w dwa palce jakąś niewielką kanapkę. Naprawdę nie wiem, komu chciało się robić kanapki tej wielkości. Przecież z tym musiało być cholernie dużo roboty. Pochłaniam ją w całości. Najeść to tym się nie da, ale muszę przyznać, że całkiem smaczna. Już mam sięgnąć po kolejną, gdy w spodniach zaczyna wibrować telefon. Niechętnie wyciągam go z kieszeni. To Peter wysyła mi wiadomość:

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz