Nie mam pojęcia, kiedy mija listopad. Upływ czasu poznaję po zmieniających się kolorach liści na drzewach oraz po coraz to chłodniejszych porankach podczas drogi do pracy. Dni uciekają, a ja czuję się, jakbym był w jakimś letargu. Praca, dom, sen, praca, dom, sen. W firmie życie toczy się swoim rytmem. Wszyscy chyba już dawno zapomnieli o wyjeździe do Szczyrku, tylko ja wciąż czuję ucisk w żołądku na samo wspomnienie. Od tamtego czasu nie zamieniłem z Laurą ani jednego słowa. Unikamy się jeszcze intensywniej niż wcześniej. Jedynie tuż przed wyjazdem ze szkolenia, kiedy zapakowałem się do Czarnej Perły, a reszta towarzystwa czekała na autokar, podszedłem do Laury, która rozmawiała z ojcem. Odczuwałem dziwną potrzebę przeproszenia jej za moje słowa, choć sam do końca nie jestem pewien, kto kogo zranił mocniej.
– Laura – zagadałem, unikając przenikliwego spojrzenia prezesa – możemy zamienić słówko?
– Nie mamy o czym – rzuciła od niechcenia, ale dokładnie w tej samej chwili Janowski powiedział:
– Zostawię was samych. Widzimy się w poniedziałek, panie Bronku.
Kiedy tylko stary się oddalił, już otworzyłem usta, żeby zacząć, ale Laura mnie uprzedziła:
– Nie mamy o czym rozmawiać. Najlepiej będzie, jeśli zapomnimy o całej sprawie i będziemy zachowywać się jak profesjonaliści, panie Bronku – dodała wyniośle i z pogardą w głosie, a następnie odeszła.
Niczym skończony debil patrzyłem, jak wsiada do swojej tesli, bo przecież nie mogła się zabrać autokarem, jak reszta pracowników, a następnie odjeżdża.
Właściwie to czego mógłbym się po niej spodziewać? Że przyjmie moje przeprosiny? Albo że sama przeprosi? Zapewne miała rację, powinniśmy zapomnieć jak najszybciej o tym, co się między nami wydarzyło albo raczej o mały włos by się wydarzyło, a co mogłoby być dla nas, a zwłaszcza dla mnie, dość krępujące. I to nie tylko dlatego, że to Laura, ale dlatego, że jest córką prezesa i pracujemy w jednej firmie. Już teraz miałem wrażenie, że znajomi z pracy dziwnie się mi przyglądają.
Niestety wcale nie umiem wyrzucić Laury z myśli.
Dziś piątek. I do tego koniec listopada. A to oznacza tylko jedno – urodziny Jeziorowskiego, z okazji których, jak co roku, urządza u siebie imprezę. Udało mi się wykręcić od spotkania na Halloween oraz z wyjścia na koncert do Rock N' Heavy, na które przyjaciele próbowali mnie namówić. Jednak tym razem żadna odmowa nie wchodzi w grę. Urodziny Petera to niemalże święto, zwłaszcza od kiedy organizuje je Joasia.
Z pracy wychodzę kilka minut po szesnastej. Mam jeszcze czas na powrót do domu, szybki obiad z pudełka oraz na odświeżenie się i zmianę ciuchów. Staję przed windą i kiedy otwierają się drzwi, moje spojrzenie napotyka parę błękitnych tęczówek. Na mój widok, Laura przewraca oczami i ucieka gdzieś wzrokiem. Waham się przez chwilę, ale jednak wchodzę do środka i staję obok blondynki. Od razu do moich nozdrzy dociera przyjemny zapach perfum. Przypomina mi się tamta noc przy basenie oraz to, jak przyszła do mojego pokoju. Wspomnienie Laury w samej bieliźnie sprawia, że zasycha mi w gardle. Chrząkam, po czym już w zupełniej ciszy zjeżdżamy do podziemnego garażu. Gdy tylko drzwi windy otwierają się, puszczam ją przodem, a następnie rozchodzimy się do swoich aut bez słowa pożegnania.
Już chyba wolę, jak sobie dogryzamy. To głuche milczenie bardziej mnie przeraża.
***
Ciężkim krokiem wspinam się po schodach na piętro. Na półpiętrze mijam starą, drewnianą ławkę. W dłoni trzymam torebkę z prezentem. Kto by się bawił w pakowanie w kolorowy papier? Na pewno nie ja. Kupiłem Peterowi trzy książki Toma Clancy'ego. Już od kilku lat to taka nasza tradycja urodzinowa: obdarowujemy siebie nawzajem książkami naszych ulubionych autorów, a potem pożyczamy je od siebie. Choć tak naprawdę od jakiegoś czasu więcej przesiaduję przy komputerze, grając w gry, niż przy książkach.
CZYTASZ
Drako✔️
ChickLitDrako od zawsze uważał, że każdy zasługuje na drugą szansę, zwłaszcza że sam niejedną otrzymał. Teraz zaczyna nowy rozdział w swoim życiu, po tym, jak spadł na samo dno. Jednak nie spodziewa się, że spotka na swojej drodze dziewczynę, której wolałby...