Rozdział 19

703 68 29
                                    

Siedzę w tesli Laury i czuję się jak w potrzasku. Jasne, zdaję sobie sprawę, że to auto jest większe od mojej Czarnej Perły, mimo wszystko nie jest mi tu komfortowo, zwłaszcza na siedzeniu pasażera. Samochód przede wszystkim jest niższy, bardziej w sportowym stylu, przez co muszę się trochę garbić, żeby nie walnąć głową o sufit. Drugim wyjściem jest odchylenie oparcia, ale to też nie wchodzi w rachubę, ponieważ z tyłu tuż za mną siedzi Hania i kopie w moje siedzenie. Nie wiem, czy przypadkiem, czy celowo, ale doprowadza mnie tym do szału. Na dodatek nie mogę się już przesunąć z fotelem bliżej deski rozdzielczej, bo i tak mam podkurczone nogi, jeszcze trochę i musiałbym je wystawić na kokpit. Mam ochotę zakląć, ale przecież mi nie wypada – jadę z dzieckiem. Zapalić też nie mam jak.

Jakby tego wszystkiego było mało, to ta mała trajkocze jak opętana, a od jej dziecięcego głosiku zaczyna mnie boleć głowa. Wiem już wszystko na temat tego, jak spędziła kolejne dni, poczynając od poniedziałku. Co jadła na obiad w przedszkolu i ile razy robiła siku. Co narysowała swojej wychowawczyni z domu dziecka. Poznałem też kilka prawd egzystencjonalnych, na przykład, że dwa dodać dwa równa się cztery oraz że mucha z wyrwanymi skrzydełkami nie jest wstanie już nigdzie polecieć, a kiedy się ktoś napije gorącej herbaty, to może sobie poparzyć język.

Ściskam palcami nasadę nosa, próbując odgonić narastającą migrenę. Wcale nie pomaga to, że dziewczynka znów rytmicznie zaczyna kopać w fotel przed sobą. Laura dostrzega chyba moje cierpienia. Uśmiecha się, unosząc kącik ust i ściska moje przedramię, próbując dodać mi otuchy. Dziewczynka to najwyraźniej dostrzega, bo od razu zagaduje:

– A wy to też chodzicie ze sobą?

Na słowa dziewczynki nieco sztywnieję i nerwowo spoglądam na Laurę.

– Będziecie się całować? – wypytuje dalej, nawet nie dając nam dojść do słowa. – Tak samo jak Klaudia z chłopakiem?

– Co znaczy tak samo? – odzywa się wreszcie Laura łagodnym głosem i spogląda w tylne lusterko, unosząc przy tym brew.

– Bo jak Patryk odprowadza czasem Klaudię do domu dziecka, to czasem ich tak trochę podglądam pod oknem, bo stoją tam bardzo długo, nawet jak jest zimno. I widziałam, jak kilka razy się całowali. – Dziewczynka zapowietrza się trochę, by w końcu z siebie wyrzucić: – I to było obrzydliwe.

Laura parska śmiechem.

– Chyba muszę z Klaudią poważnie porozmawiać – sili się na poważny ton. – I nie, Hania, my nie będziemy się całować – zapewnia.

– Możemy robić coś innego – mamroczę pod nosem tak, żeby mnie ta mała nie usłyszała. W zamian dostaję od Laury kuksańca w nogę. – No co? Przecież nie mówię, że teraz – burzę się. – Nie przy dziecku.

Laura parkuje samochód w jednej z bocznych uliczek i idziemy przez park w stronę palmiarni. Normalnie czuję się, jakbyśmy byli szczęśliwą rodzinką, zwłaszcza, gdy Hania łapie nas za ręce i każe się huśtać, unosząc nogi wysoko przed siebie.

Nie mam nic przeciwko dzieciom. Kiedyś nawet myślałem o dzieciach, że kiedyś tam w przyszłości ja i Marysia będziemy je mieć. Gdy zginęła, przestałem w ogóle brać pod uwagę możliwość, że kiedykolwiek zostanę ojcem. W tej chwili obecność dzieci mnie krępuje albo raczej stresuje, żeby nie powiedzieć wprost, że mnie wkurzają. Są zbyt głośnie, zbyt gadatliwe i zadają zdecydowanie za dużo pytań. Kiedy docieramy do celu, głowa zaczyna mnie ćmić coraz bardziej. Wyciągam z kieszeni paczkę papierosów i jednego wkładam do ust.

– Idźcie przodem. Dogonię was – mówię, próbując odpalić zapalniczkę.

Jednak nie jest mi dane zapalić, ponieważ zupełnie niespodziewanie Laura wyrywa mi papierosa z ust.

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz