Epilog

211 26 18
                                    

Laura

Wnętrze kościoła rozświetla słońce rozpraszające się na witrażach wokół ołtarza. Kościół jest niewielki, drewniany. Przy ołtarzu stoją Malwina i Arek, którzy właśnie składają sobie przysięgę małżeńską. Oboje zdenerwowani, aczkolwiek uśmiechnięci, nie mogą oderwać od siebie wzroku. Arek ubrany jest w niebieski garnitur, natomiast Malwina ma skromną, ale efektowną sukienkę w stylu vintage, z koronkową górą i z odsłoniętymi plecami, które teraz przykrywa bolerko. Sukienka jest zupełnie inna niż ta, w której do ołtarza szła Joasia. Jej suknia była zdecydowanie bardziej bogata, bez ramiączek, z prostym dekoltem, na lekkim kole, a w pasie marszczona i ozdobiona haftowanymi aplikacjami.

To niesamowite, że jestem już na drugim ślubie osób, z którymi jeszcze do niedawna nie łączyło mnie nic. Ba, gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mi, że będę na weselu Joasi i Jeziorowskiego, to bym go wyśmiała i kazała iść się leczyć.

Jak się okazuje, życie potrafi płatać figle.

Teraz stoję w kościele i przyglądam się, jak Arek wsuwa złotą obrączkę na palec Malwiny. Właściwie ledwie pamiętam ich oboje z liceum, nie licząc incydentu, gdy Arek wyznawał Malwinie miłość przed niemalże wszystkimi maturzystami. Kojarzę, że prychnęłam wtedy na tę całą szopkę i wyszłam ze szkoły, nie czekając na finał przedstawienia. Teraz już wiem, jak tamta rozmowa się skończyła. Uśmiecham się pod nosem i naprawdę cieszę się z ich szczęścia. Do tej pory miałam okazję poznać ich trochę bliżej jedynie na weselu Joasi i Piotrka, bo wrócili do Polski dopiero na kilka tygodni przed ślubem. Jednak wiem, że Drako chciałby, żebym się nimi zaprzyjaźniła. Arek jest dla niego bardzo ważny. Zresztą podobnie jak Peter, Joasia, Agnieszka i cała reszta paczki.

Ciągle fascynuje mnie ta więź między nimi, to dbanie o siebie nawzajem, są dla siebie jak rodzina. I po tylu latach wciąż trzymają się razem. Wcześniej nie miałam chyba nikogo takiego w swoim życiu. Ludzie pojawiali się na mojej drodze i znikali. Tak naprawdę nawet z własnym ojcem nigdy nie byłam zbyt mocno związana.

Byłam jak samotna łódź na oceanie życia, która pewnego razu natrafiła na wrak, utrzymujący się na wodzie tylko dzięki przyjaźni i resztkom woli życia. I nagle okazało się, że też jestem takim wrakiem, a Drako sprawił, że rozsypałam się na kawałki, a następnie posklejał je z powrotem w całość, używając do tego własnych fragmentów.

Kiedy patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, żałuję że moja przyjaźń z Joasią i Martą nie przetrwała próby czasu. Wiem, że w głównej mierze to moja wina, choć to Joasia pierwsza zerwała kontakt. Miała do mnie pretensje, choć wiedziała, jaka jestem, nigdy przed nią nie udawałam. W przeciwieństwie do niej. Gdy zaczęła się spotykać z Jeziorowskim, miałam żal do niej, do niego. Miałam żal o to, że wolał Joasię zamiast mnie, choć tak naprawdę nigdy nie pasowaliśmy do siebie. Teraz o tym wiem.

Wciąż nie czuję się pewnie wśród tych ludzi. Joasia, Piotrek czy Arek zachowują się w porządku, nie dają mi odczuć, że jestem obca między nimi. Nawet Agnieszka się do mnie przekonuje, zwłaszcza po akcji z kotem, gdy Drako był w szpitalu. Chyba najtrudniej jest mi dogadać się Eweliną i Filipem. Właściwie nawet nie próbuję. Rzadko się widujemy, a jeżeli już, to wówczas raczej mnie ignorują. Na szczęście Drako zawsze staje po mojej stronie. Wiem, że mam w nim oparcie.

Drako – chłopak, którego w liceum uważałam za największego degenerata. Choć w szkole chyba nigdy nie zamieniłam z nim ani jednego słowa, to nienawidziłam go z całego serca, za to, że przyjaźnił się Peterem oraz za wygląd, a także za to, że czasem robił z siebie błazna w szkolnej stołówce i przyciągał uwagę wszystkich dookoła. Nie mogę powiedzieć, żebym specjalnie interesowała się nim wtedy, ale pamiętam, że raz czy dwa pomyślałam, że gdyby nie jego tatuaże i ubiór, byłby całkiem przystojny.

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz