Rozdział 33 (9.4)

205 10 1
                                    

Nim krawcowe na powrót znalazły się z nią w jednym pomieszczeniu, Amelie zdążyła ułożyć w głowie wymarzony projekt podkreślający walory jej figury, których dotąd nie eksponowała w obawie przed reakcją Eleanor. Pozbyła się wstrętnego koloru, który w najmniejszym stopniu nie pasował do ogniście rudych włosów, a także niemodnych falbanek oraz rozłożystego kroju. Z najwyższą starannością wytłumaczyła swoją wizję, a kobiety nie zadawały zbędnych pytań i pozostało jej wierzyć, że projekt ten zostanie przez nie zachowany w tajemnicy, dopóki nie przyjdzie jej założyć go w dniu swych dwudziestych szóstych urodzin.

Gdyby nie kazanie Jamesa, po którym wciąż wyczuwała lekkie wypieki na twarzy, nigdy nie zdecydowałaby się na tak odważny krok, ale całą sobą pragnęła mu udowodnić, że potrafi stawiać na swoim, choć najbardziej pragnęła udowodnić to samej sobie.

Może to najwyższy czas, aby zabrała głos i nie dała sobą pomiatać? Była dorosłą kobietą, powinna jasno wyznaczyć granice już dawno temu, ale nie miała odwagi. Brakowało jej drobnego impulsu, który pchnąłby ją do działania, a tak się złożyło, że właśnie dzisiaj go otrzymała. Była z siebie dumna, że choć raz postawiła na swoim.

Wychodząc była w wyśmienitym humorze, ale ten niestety w mgnieniu oka wyparował, gdy tylko natknęła się na swojego kuzyna. Miała ogromną nadzieję, że uda jej się go uniknąć, ale jak widać los miał w stosunku do niej zupełnie inne plany.

Z wierzchu wyglądał niewinnie, ale wewnątrz skrywał okropną osobą, z którą nie chciała w ogóle rozmawiać. Chętnie wyparłaby jego istnienie z pamięci, ale mimo wszelkich prób, była bezsilna.

– Austin – rzuciła sucho na powitanie, nie siląc się na zbędne uprzejmości.

– Amelie – odpowiedział w tym samym tonie, lekko skinąwszy głową.

– Chciałabym powiedzieć, że cieszę się, że cię widzę, ale musiałabym skłamać.

– Tak witasz ulubionego kuzyna?

– Jedynego kuzyna – sprostowała, starając się wyprowadzić go z błędu.

– Na jedno wychodzi. – Niedbale wzruszył ramionami.

– Czego chcesz? – zapytała oschle.

– Dlaczego zakładasz, że przyszedłem, bo czegoś od ciebie chcę? – zagadnął chowając dłonie w kieszeniach wyprasowanych spodni.

– Bezinteresowność nie leży w twojej naturze – podsumowała uszczypliwie.

Tymi słowami na moment zamknęła mu usta. Wpatrywał się w nią swymi zielononiebieskimi oczami, które swym kolorem boleśnie przypominały mieszankę tych należących do Alberta i Eleanor. W innych okolicznościach mógłby zostać uznany za jej brata, choć kolor jego włosów w rudościach nie dorównywał temu, który odziedziczyła Amelie czy też poznany dzisiejszego dnia Charles. Ilekroć widziała twarz kuzyna nie mogła uwierzyć, że ich pokrewieństwo nie jest bliższe, ale dokumenty nie kłamały.

– Słyszałem o tym co się stało – zaczął niepewnie. – Całe media huczą o twoich przyszłych zaręczynach.

– A mówisz mi o tym, bo...? – zapytała przeciągle.

– Pomyślałem, że przyda ci się wsparcie – odparł poważnie, a Amelie głośno parsknęła. – Wiem, że niezbyt dobrze radzisz sobie z rozgłosem.

– Nagle zacząłeś przejmować się moim losem?

– Jesteśmy rodziną – oznajmił, jakby to stwierdzenie miało cokolwiek zmienić w sposobie postrzegania jego osoby.

– Zdawałeś się o tym nie pamiętać, gdy publicznie mnie upokorzyłeś – wytknęła czując nieprzyjemny ścisk w gardle.

Nie chcąc ujawnić tego, w jaki dyskomfort wprowadzała ją ta rozmowa, dumnie zdarła podbródek i zmierzyła kuzyna oceniającym spojrzeniem. Nie było to wyjątkowo uprzejme z jej strony, ale będąc tu z nim sam na sam nie przykładała wagi do obowiązujących norm. Wszak uznawała go za zwykłą kanalię, nie zasługującą choćby na odrobinę jej szacunku.

– Byłem szczeniakiem, który uważał, że należy mu się korona – wyjaśnił.

– I w twojej ocenie to cię usprawiedliwia?

– Oczywiście, że nie – odparł niemal od razu – ale może sprawia, że zrozumiesz mój punkt widzenia. Miałaś... – przerwał, jakby bojąc się jej reakcji. – Miałaś to czego chciałem. Żałuję, że tak się stało, ale nie możesz w koło wypominać mi tego co zrobiłem blisko dziesięć lat temu.

– Mogę i zrobię to – odrzekła hardo. – Dziesięć lat temu byłeś już pełnoletni i miałeś mózg, którego mogłeś użyć, aby pomyśleć – wypomniała. – Wciąż szwankuje?

– Przeprosiłem cię – odpowiedział wyciągając rękę w jej stronę.

– Nie, Austin, nigdy tego nie zrobiłeś – odpowiedziała zniżając głos niemal do szeptu i jednocześnie cofając się.

– Wysłałem list – brnął dalej.

– Tak, otrzymałam go, ale nawet nie był napisany przez ciebie. Znam twoje pismo – przypomniała. – Kogo zatrudniłeś do brudnej roboty? A może nie musiałeś? Zapewne z automatu znalazł się ktoś chętny, by po tobie posprzątać.

– Przepraszam cię teraz, Amelie. Naprawdę żałuję tego co zrobiłem.

– Trudno mi w to uwierzyć.

– Zamierzasz nienawidzić mnie do końca życia? – zapytał zbolałym głosem.

Przez moment zrobiło jej się żal Austina, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. Czy wymierzając liczne oszczerstwa w kierunku Amelie choć raz zastanowił się jaki to będzie miało wpływ na nią? Dlaczego ona miała się przejmować jego uczuciami, gdy ten lata temu zdawał się kompletnie nieporuszony tym co czuje ona? Tym, jak bardzo ją skrzywdził?

Nie miała ochoty się przed nim tłumaczyć, ale prawda była taka, że skutki jego działań odczuwała po dziś dzień. To przez niego rodzice nałożyli na nią tonę obowiązków i wyrzeczeń, które z pewnością przerosłyby typowego człowieka, a prasa ze wzmożoną czujnością czekała na każde, nawet najdrobniejsze, potknięcie. Życie Amelie już wcześniej było dostatecznie skomplikowane, a po wydarzeniach z udziałem Austina zmieniło się w istne piekło. W końcu... jak inaczej miałoby się potoczyć, jeśli bliski członek rodziny królewskiej oficjalnie ogłosił, że księżniczka nie nadaje się do objęcia tronu? Jak inaczej mieli zareagować ludzie widząc w gazetach i Internecie jej zdjęcia przedstawiające ją w niekorzystnym świetle? Co mieli zrobić jej rodzice dowiadując się z mediów, że ich córka potajemnie zażywa substancji psychoaktywnych?

Zdrada kuzyna bolała niczym nóż wbity w serce. Była niewinna, ale nikt nie wierzył jej słowom. Austin był starszy, szanowany i w dodatku miał nieskazitelną reputację. Dlaczego miałby kłamać? Dlaczego miałby uciekać się do podstępu i dodawać jej środków odurzających do napoju? Była zbyt roztrzęsiona, by cokolwiek zdziałać. Nie miała światków, nie miała dowodów, a własne wspomnienia na nic się zdały, bo były niewystarczające. Przegrała tę bitwę, ale nie zamierzała poddać się w wojnie. Od tego czasu starannie unikała mediów, nie chciała wystawiać się pod publikę, stąd pomysł ojca tak bardzo na nią wpłynął.

Czy James słyszał o tym nieszczęsnym wydarzeniu? Czy miał o niej równie niskie mniemanie co zdecydowana większość społeczeństwa w tamtym czasie?

– Zmieniłem się – zapewniał.

– Udowodnij – rzuciła wyzywająco, choć było to ostatnim czego chciała.

Twarz mężczyzny pokrył niezadowolony grymas, co z niewyjaśnionych przyczyn ucieszyło Amelie. Chciał jej wybaczenia? Niech na nie zapracuje.

– Jak niby mam to zrobić?

– Na pewno coś wymyślisz – odparła pokrzepiająco klepiąc go po ramieniu, choć dotyk ten wprawiał ją w obrzydzenie. – Jeśli rzeczywiście zależy ci na moim wybaczeniu, to nie powinien być dla ciebie problem, prawda?

Czekała na jego reakcję, ale ta długo nie nadchodziła. Nie wiedzieć czemu nagle zapragnęła, by jednak się zgodził, by odpracował swe winy. Chciała dać mu złudną nadzieję, którą następnie wykorzysta przeciw niemu. Chciała, by cierpiał tak jak ona. Czy to czyniło z niej złego człowieka?

– Obiecuję ci, że drugi raz się na mnie nie zawiedziesz – odpowiedział, a twarz Amelie pokrył uśmiech zadowolenia. 

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz