PROLOG

12.9K 352 66
                                    

ZOSTAWCIE GWIAZKĘ I KOMENTARZ! ZACZYNAMY ZABAWĘ OD NOWA! WITAJCIE.

Clay 🎀

Miałam prawie dwadzieścia pięć lat, a jedynym moim osiągnięciem było to, że nie zamknięto mnie jeszcze w wariatkowie z powodu pracy w Moon Technology jako asystentka tego nadętego kutafona Mike'a Moona.

Jęknęłam głośno napełniając już drugą lampkę swoim ukochanym winem, żeby zdołać uporać się z nadmiarem dokumentacji, jaką wielmożny książę zostawił mi do wprowadzenia. Czy on w życiu nie spał dłużej niż pięć godzin, i sądzi, że inni również tak robią?!

Byłam NORMALNĄ osobą, i dla mnie sen to minimum osiem godzin, zaś ten gbur miał poprzestawiane chyba wszystkie klepki jakie można było mieć. A sytuacja uplasowała się tak, że była pierwsza w nocy, i zamiast snu ślęczałam nad jeszcze piętnastoma stronami, próbując zmienić wszystkie złe informacje w tabletkach, żeby Pan i władca miał wszystko gotowe na w sumie już dzisiejsze zebranie.

I uwaga! Nie śnił mi nawet wspomnieć o jakiekolwiek podwyżce, czy nawet pocałowaniu go w tyłek! Och, może chciałam zrobić to drugie, gdy zobaczyłam go pierwszy raz, ale potem... ten skurczybyk ubrany w garnitur od Armaniego to prawdziwy masochista. Co do tego nie miałam wątpliwości.

Te ciemne oczyska, i starannie przystrzyżony zarost, z idealnie ułożonymi włosami i sylwetką Boga to zwykła zmyłka dla babek, które się nabierały na jego nonszalancję. Ile razy miałam przedstawienie godne Oscara, gdy dzięki swojej aparycji zdobył milionowy kontrakt na budowę nowego budynku w samym centrum innego stanu. Nie starczyłoby mi palców, gdybym miała to wszystko przeliczyć, a pracowałam tam niecałe dwa lata.

Dwa lata piekła, burknęłam w myślach sącząc kolejną porcję alkoholu.

Paznokciem kompletnie wyczerpana klikałam w tą nędzną klawiaturę mamrocząc dalej jak mantrę wyzwiska w stronę mojego ukochanego szefa, któremu jakbym mogła podłożyłabym trutkę na szczury do tych jego wyszukanych lunchów.

– Zamów mi sushi – przedrzeźniałam go wpisując jakieś nazwisko w tabelkę. – A może ci jeszcze tyłek podetrzeć, idioto – warknęłam groźnie chcąc już skończyć tą uporczywą, monotonną i prowadzącą mnie na skraj załamania nerwowego pracę.

Liczyłam, że maseczki i mocna kawa rankiem da radę podnieść mnie na nogi, bo inaczej... byłoby to katastrofą nie tylko dla mnie jak przy wszystkich dyrektorach i ich asystentkach moja głowa kiwała się na boki, podczas mojego słodkiego odsypiania na spotkaniu.

Ziewnęłam decydując się na bestialski ruch. Zamknęłam laptopa nie martwiąc się nawet o zapis pliku, po czym zamknęłam powieki odpływając z przemęczenia do jakiejś krainy w której nie istniał Mike Moon.

***

Alarm. I kolejny alarm. Boże! Znowu ten cholerny alarm!

Uchyliłam jedną powiekę, dopiero po kilku sekundach zrobiłam to z drugą. Wyprostowałam rękę, żeby chwycić telefon, a gdy moje zaspane oczy zderzyły się z rzeczywistością, jakby ktoś mnie oblał kubłem zimnej wody usiadłam gwałtownie, a obraz przed oczami zawirował mi niebezpiecznie.

– O cholera! – o mały włos nie runęłam jak długa przez zaplątane nogi w kołdrze.

Dziesięć minut temu powinnam wyjść, żeby na styk zjawić się w pracy!

Pospiesznie spięłam włosy dwiema spinkami przy skroniach, i mając w buzi szczoteczkę do zębów, a w dłoni pędzel do makijażu próbowałam wyrobić się w ciągu piętnastu minut. Jakkolwiek umalowana z rozczesanymi puklami pobiegłam do szafy wyciągając z niej ołówkową spódnicę, oraz beżową koszulę.

#2 The Business Art by Moon |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz