ROZDZIAŁ 19

6.9K 250 36
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania!

Mike🎀

– Co teraz zrobimy?

To kluczowe, niemalże najistotniejsze pytanie zadała mi kobieta, której nigdy nie spodziewałem się ujrzeć z przerażeniem wypisanym na twarzy. Naprawdę, przysiąc mogłem, że chyba w życiu nie nadejdzie taki moment, kiedy Clay Johnson będzie wydawała się być w kropce bez wyjścia, a jednak...

Odrobinę wygiąłem się na fotelu próbując zamaskować swój dziwaczny uśmieszek. W tamtej chwili miałem gdzieś to, że Rashid przylatywał do Seattle. Z niewiadomej mi przyczyny odczuwałem coś, czego dawno nie było dane mi zaznać, i wolałem pochłonąć się tym niż zaprzątać sobie głowę bzdurami. Więcej optymizmu...

– Doczekam się odpowiedzi? – żachnęła zaciskając swoje szczupłe, długie palce na biodrach. Obserwowałem jej wysoką sylwetkę podziwiając skrycie te wszystkie wypukłości, które widziałem. Moim problemem w tamtym okresie nie był Rashid, tylko ona... bo kurwa jego mać, ta jedna przeklęta noc, gdzie nie wytrzymałem sprawiła, że nawet seks z Carlą nie był tak dobry jak jeden numerek z Clay.

– Podał konkretną datę? – zapytałem, chociaż sam na skrzynce miałem już przestudiowaną wiadomość.

– N-Nie – jęknęła odgarniając drżącą dłonią swoje brązowe fale na bok. – Do tego czasu musimy to jakoś odkręcić.

– Tak? A masz jakiś pomysł? – specjalnie podkręcałem atmosferę. Irytowanie jej i doprowadzenie do szewskiej pasji było moim hobby. Pocierałem brodę wirując spojrzeniem za krzątającą się kobietą.

– No nie wiem! – wyrzuciła ramiona ku górze. – Nie mam bladego pojęcia, co możemy mu powiedzieć. Nie wiem, może... może powiemy mu po prostu, że nasz "związek" skończył się zaraz po powrocie z Dubaju, i tyle.

– To nie wchodzi w grę – i tu byłem już całkowicie poważny. – Rashid kładzie nacisk na relacje rodzinne. Jeśli byśmy coś spieprzyli, wiem, że zrobiłby wszystko, aby budowa została przerwana, a moi ludzie wróciliby do Ameryki już drugiego dnia.

– To nie wiem! – była wściekła. Słodko wściekła.

– Clay może najpierw się uspokój? – zaproponowałem. – Daj mi się tym zająć, ty skup się na współpracy z Joanne, żeby nakryć tego skurczybyka, który naraża się na mnie.

Przymknęła powieki jakby chciała się dzięki temu uspokoić, widziałem jak jej klatka piersiowa unosi się i opada w nierównomiernym tempie.

– Wracaj do pracy, Clay – westchnąłem dla własnego dobra zajmując się papierkami. Gdyby to nie... wstałbym na równe nogi jak jakiś Adonis, i kolejny raz wpędził w swoje sidła jej drobną posturę. – Zajmę się tym wszystkim, zaufaj mi.

– Zaufaj – usłyszałem jak cicho prycha pod nosem. Nieprzyjemny skurcz zawitał nieopodal mojego karku, czułem się jakby ktoś owinął wokół niego pięść i zaczął niebezpieczną batalię o moje życie. Wiedziałem, że byłem skończonym hipokrytą, lecz... każdego dnia, od ponad dziesięciu lat toczyłem ze sobą wojnę. Strata bliskich ci osób przez wyskok małych gnojków dalej odbijała swoje piętno na mojej psychice.

– Wracaj do swojej pracy, Clay – moja barwa głosu doskonale odzwierciedlała stan, w którym się znajdowałem. Ta sinusoida, była czymś niewyobrażalnie spierdolonym. Raz byłem pełen optymizmu, chciałem brać czynny udział w czym tylko się da, a raz... jedno słowo niszczyło mnie niczym domek z kart. Padałem poddany na kolana już nawet nie mając ochoty na odgryzienie się.

#2 The Business Art by Moon |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz