ROZDZIAŁ 13

6.7K 253 31
                                    

Wesołych Świąt, kochani! Ps. No wiedziałam, że się tak skończy... napisałam wam coś.

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania!

Mike🎀

Biegłem ile miałem tylko sił w nogach, pot ciekł mi po całym ciele jak z jakiejś kaczki, i gdyby ktoś zobaczył mnie w takim stanie, uznałby, że wykonałem dość porządny trening. Prawda była zupełnie inna. Uciekałem od własnych pomyłek w siną dal, męcząc się na bieżni nie licząc nawet czasu. Starczał mi widok odbicia w panoramicznym oknie mojej siłowni... widziałem w nim jebaną porażkę człowieka.

Wreszcie stanąłem, nogi drżały mi jak z waty, przez, co ledwo udało mi się zejść z maszyny. Zacisnąłem palce na butelce zimnej wody, uniosłem plastik pozwalając, żeby haustem ciecz zgromadziła się pod moimi stopami tworząc mieszankę z potem.

Podszedłem do szafki, wyciągnąłem z niej ręcznik, a brudne ubrania zdjąłem i rzuciłem do kosza, i zniknąłem w małej łazience. Oparłem ramię na płytce, a niechciany widok zanęcił mi się pod przymkniętymi powiekami.

Pada deszcz, Claire uciekła... wybiegam za nią, słyszę tylko jak przez mgłę pisk, klakson i głośny huk. Biegnę dalej przed siebie, widzę dwa ciała. James kuca przy jednym, a ja... Claire leży w kałuży krwi. Proszę, aby żyła. Błagam, wręcz wyję i tracę resztki sił błagając Boga, żeby...

– Zamknij się, kurwa! – wrzasnąłem na całe gardło wykonując cios prosto w czarne kafelki. – Zamknij się... – osunąłem się po mokrej ścianie wydobywając z siebie szloch. – Zamknij... – schowałem głowę między nogi pozwalając łzom płynąć po mojej twarzy. Nawet pieczenie rozciętych knykci nie sprawiło mi takiego bólu, jak to wspomnienie.

***

Poprawiłem krawat pod szyją, oceniając swój wygląd w lustrze garderoby. Nie było najgorzej, w sumie musiałem tylko wreszcie pójść do fryzjera, na moim łbie panował istny chaos. Zapiąłem spinki od mankietu, i truchtem zbiegłem po schodach. Niespodziewanie drzwi mojej winy się otworzyły.

Zerknąłem na zegarek będąc pewien, że z nikim się nie umawiałem, o tej godzinie. Było bardzo wcześnie.

– Jack, co tu robisz? – zmarszczyłem czoło nie wiedząc, czemu mam okazję zastać swojego kierowcę w moich progach.

– Kazano mi to przekazać – wysunął spod czarnej marynarki jakąś czarną kopertę. – Nieznany mi mężczyzna zaczepił mnie na parkingu. Powiedział, że znacie się, Sir. Kazał mi to przekazać. Jeśli to pomyłka, zajmę się tym.

– Jak wyglądał? – zaintrygowany odebrałem od niego pakunek. Zaczepiłem o górny grzbiet gotów ją rozerwać.

– Nie widziałem do końca. Miał na głowie kaptur, i dość donośny głos. Na dłoni miał tatuaż z różą. Tyle zauważyłem.

– Dzięki, Jack – uśmiechnąłem się wdzięcznie. – Widzimy się niebawem na dole – już doskonale zdawałem sobie sprawę, kto to taki postanowił podarować mi jakże ważną wiadomość.

Ale chwila... kazałem Vince przysłać coś, jeśli będzie się coś działo! Cholera jasna!

W zawrotnym tempie rozkraczyłem się na skórzanym fotelu, i odpakowałem stos fotografii. Pierwsza z nich przedstawiała Clay Johnson idącą prosto w stronę plaży. Kamera uchwyciła kilka jej profili, i prawie na każdym dało się zauważyć determinację w brązowym oku. Potem zaczęło się robić odrobinę gorzej...

Masował ją jakiś opalony kutas! A do tego kolejna porcja zdjęć przyprawiła mnie o zawrót głowy. Obydwoje siedzieli na wysokich hokerach śmiejąc się szeroko do siebie. Clay na niektórych ujęciach miała przy ustach słomkę, za to ten koleś...

#2 The Business Art by Moon |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz