ROZDZIAŁ 4

7.5K 271 17
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania!

Clay🎀

– Tato, daj spokój. To moja praca – żachnęłam wyciągając z piekarnika zapiekankę, którą udało mi się szybko przyrządzić. Victor Johnson był osobą, która nigdy nie informowała o swoim przyjeździe. Zawsze, odkąd wyprowadziłam się z rodzinnego domu zaskakiwał mnie swoimi wizytami, które kończyły się w przeróżne sposoby. Raz tata wyszedł trzaskając drzwiami po przegranej partyjce w szachy, a innym razem opuścił mnie zarzekając się, że zniszczy mojego szefa za to ile mam obowiązków, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na stanowisko jakie zajmowałam w Moon Technology.

– Dubaj?! Czy on cię chce sprzedać za jakiegoś wielbłąda?! Dziecko, nie leć tam z nim. Z tego, co mi mówisz, to o matko... – wyszczerzył oczy. – Jak go tylko spotkam powiem mu co o nim sądzę.

– To najlepsza firma w Seattle, widzisz sam moje zarobki. Nie chcę tego zniszczyć przez nadętego szefa. Jest dobrze tak jak jest – starałam się znowu wyjaśnić moją perspektywę. – Poza tym mnie, za... wielbłąda? Może sama go przehandluje – zaśmiałam się sądząc w sumie, że to nawet nie taki głupi pomysł.

Za Mike'a Moona mogłam dostać nie jednego, a przynajmniej ze cztery, co było dość dobrym przelicznikiem.

– Na ile tam lecisz? – złapał za talerze i rozstawił je na moim skromnym stoliku.

– Nie mam pojęcia – przyznałam stawiając smacznie parującą potrawę na drewnianej podstawce na samym środku. – Tato, wiesz, że zdam ci cały raport po tym jak tylko wrócę – przypomniałam naszą typową rutynę.

Gdy zostawiła nas mama... ojciec stał się moim numerem jeden. Był ze mną zawsze. Podczas pierwszej potyczki na rowerze, opatrywał moje rany wojenne po tym jak wspinaczka na drzewo w naszym ogrodzie nie poszła zgodnie z moim planem, wspierał i kupował zawsze zapasy czekolady z orzechami, gdy miałam swoje ciężkie początki w byciu kobietą, pozwolił mi pójść na pierwszą randkę... lecz potem już dogłębniej przyglądał się każdemu kandydatowi, i przeganiał każdego, który tylko mu się nie spodobał.

W pewien sposób zbudowałam z nim więź taką jak z przyjacielem. Mówiłam mu o wszystkim, on również względem mnie to robił. W naszej małej rodzinie nie chcieliśmy kłamstw. Nigdy.

– Na to liczę, będę dzwonił ile tylko mój telefon wyciągnie, każdego dnia, aż nie poinformujesz mnie, że wracasz z tego cuchnącego Dubaju.

– Czemu od razu jesteś nastawiony tak krytycznie? Może jak na to – podsunęłam sobie krzesło pod tyłek. – Przylecę jakimś prywatnym odrzutowcem z wielbłądami, i jakimś przystojnym Szejkiem.

– Jak będziesz się handlować z kupcami, i sprzedawać swojego szefa daj mi znać – puścił oczko krzywo się uśmiechając. – Może wyciągniemy jeszcze jednego w gratisie.

Zgięta w pół wyobraziłam sobie skrępowanego Mike'a Moona, w jakiejś klatce, która ustawiona była na jakimś gorącym piasku, w piekielnym słońcu. To było zbyt piękne, aby było prawdziwe.

– Smacznego – swoją pokaźną łyżką nałożyłam sobie porcję, a ślinka sama popłynęła mi podobnie zresztą jak ser na wierzchu.

Kochałam mojego tatę, i to bardzo... byłam mu wdzięczna za to jak dzielnie starał się zastąpić mi mamę. Nie umiałam nawet w słowach mu przekazać tego, jaką dumą pałałam, gdy mówiłam o nim. Harowałam jak wół, żeby dać mu wszystko, co najlepsze. Podobnie jak on kiedyś mi. Przyszedł czas na spłatę nieprzespanych nocy, jakie zafundowałam mu dwadzieścia pięć lat wcześniej.

#2 The Business Art by Moon |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz