ROZDZIAŁ 6

7K 259 10
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania!

Clay🎀

– Sądzisz, że istnieje takie coś jak trutka na szefa? – zapytałam składając starannie swoją kolejną koszulkę do walizki, w czasie, gdy Jo leżała na plecach i zabawnie machała stopami w powietrzu.

– Żarty, Clay – parsknęła. – Chyba nie chcesz uknuć jakiegoś planu rodem z jakiejś tureckiej telenoweli, gdzie przejmujesz cwanie interes po Moonie? Jeśli chcesz to zrobić, muszę być wspólniczką. Wtedy ci pomogę takie coś wynaleźć.

– Aha, czyli nic takiego nie istnieje – wywnioskowałam z przekąsem wzdychając. – Musimy coś wykombinować, może dostaniemy za to jeszcze Nobla, a przy okazji pozbędziemy się tego snoba.

– Może jakaś końska dawka viagry...

– Jo! – ledwo powstrzymała się od wybuchu śmiechu. – Ogarnij się, to ma być coś co ma go, aż do wykończenia piekielnie boleć, a nie sprawić, żeby chodził napalony

– Wiesz, myślę, że bardziej będzie bolało go to, że nie będzie mógł zamoczyć, niż jakaś dawka sennych – ruszyła barkiem dmuchając w swoją grzywkę.

– W sumie...

– No albo zamoczy w tobie.

Na samo brzmienie jej słów odruchowo sięgnęłam po poduszkę i z całej siły nią uderzyłam w rozbawioną do łez dziewczynę. Nie było mi do śmiechu, pod żadnym, kuźwa pozorem!

– I z czego rżysz, ośle?! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

– Wiesz, co? Może lepiej przed lotem zajrzyj do apteki, tak na wszelki wypadek – puściła oczko odkładając spokojnie poduszkę za siebie.

– Głupia jesteś, Joanne – przyznałam. – Pakuj mi się na walizkę, bo jej nie zamknę! A i przy okazji – w czasie, gdy wstawała uniosłam palec ostrzegawczo. – Nawet nie oddychaj, bo nie ręcze za siebie.

Siadają w rozkroku na moim bagażu ścierała kropelki wody z kącika oka. Boże! Nie zniosę tego, chyba.

***

Wyciągnęłam ledwo z taksówki swój cały akompaniament, i gdyby nie pomoc miłego Pana kierowcy, torebka spadłaby z mojego ramienia zanim wykonałam jakikolwiek ruch. Byłam wkurzona od samego rana, a obecność Jo, niestety mi nie pomogła jak sądziłam wcześniej, gdy zapraszałam ją przed tym lotem mojej własnej zagłady.

Nie sądziłam, że moja walizka będzie, aż tak ponad normę, ale... byłam gotowa zapłacić każdą kwotę za to, aby czuć się komfortowo na tych Dubajskich wielbłądach.

Opadłam tyłkiem wreszcie po prawie godzinnej odprawie wyglądając ciemnej głowy Mike'a Moona, w tłumie turystów, jak i krzątających się mieszkańców Ameryki, którzy gotowi byli na szalone przygody – zupełnie jak nie ja – w Europie, Afryce czy gdzie ich miało wyfrunąć.

Sięgnęłam po telefon chcąc już napisać wiadomość z zapytaniem, gdzie był, ale wtedy wyłoniła się wysoka sylwetka, zbudowana z praktycznie samych mięśni, odziana w komplet szarego dresu – tak samo jak ja do licha! – ze wzrokiem wlepionym w swój smartfon, ciągnąc obok siebie podręczny bagaż. Tworzył pieprzony zamęt... i najgorsze było to, że w moim ciele. W takim perspektywie widziałam go może... ze trzy razy? I to wtedy, kiedy paliło mu się pod nogami i pilnie potrzebował czegoś z biura, do swojego gabinetu w ogromnym, wypasionym apartamentowcu.

Zmrużyłam delikatnie powieki przełykając głośno ślinę. Wyglądał zbyt dobrze, i zbyt nielegalnie jak na mężczyznę przed trzydziestką. Wzięłam głęboki, drżący oddech prostując się jak struna. Wyczułam jego zapach zbyt wcześnie. Moje nozdrza rozszerzyły się, kiedy drażniący – ta nuta była przepiękna, ale nie musiał o tym wiedzieć – aromat wdarł się do mojego nosa, czym chyba pobudził mięśnie, które nie powinien.

#2 The Business Art by Moon |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz