66. Nie jestem tu dla ciebie.

35 2 0
                                    


[BRAK KOREKTY]


Głośne walenie w drzwi przerwało sen Muzyka. Sam czuł się, jakby ktoś uderzył go młotem w głowę. Miał wrażenie, że zasnął jakąś godzinę może dwie temu. I z pewnością nie była to dla niego wystarczająca ilość snu. Szczególnie, gdy tak wiele wydarzyło się jednego wieczoru. Nie spieszył się zbytnio, jego ruchy wciąż były ospałe a umysł chyba jeszcze nie do końca otrzeźwiał. Domyślał się, że to ktoś znajomy musiał robić mu taką nieprzyjemną pobudkę, bo nikt inny nie zostałby wpuszczony na piętro. Tylko, gdzie jest Bill? Dlaczego nie może otworzyć drzwi i dać mu się wyspać? To prawda, że obydwoje wczoraj mieli ciężki czas, ale mimo wszystko to nie powód, żeby znikać, tak jak uczynił to jego brat. I to w momencie, gdy jest naprawdę potrzebny swojemu dziecku. Dziecku. Bill ma dziecko. Chyba wciąż to do niego nie może dotrzeć. Musi to sobie powtarzać, co najmniej kilka razy na godzinę, by jego świadomość tego nie wyparła.Nie mając lepszego wyjścia, zwlókł się z łóżka i poczłapał do przedpokoju. Przez wizjer mógł dostrzec twarz przyjaciela. Nie wyglądał na szczęśliwego. Co tym razem? Westchnął głęboko i otworzył mu. Nim jednak zdążył otworzyć usta, by choćby się przywitać, czy zapytać, co się stało, Andreas na wstępie podarował mu cios w twarz. Gitarzysta był tym na tyle zaskoczony, że niemal poleciał do tyłu. Uratowała go komoda, o którą zdążył się złapać.- Ja pierdole... - Syknął, czując jak po jego twarzy rozprzestrzenia się ból.- Należało ci się – usłyszał z ust blondyna, gdy uniósł na niego swoje wciąż zamroczone spojrzenie. W gruncie rzeczy nie miał pojęcia o co chodzi i co mu strzeliło do głowy, ale tak naprawdę już nic nie było w stanie go zdziwić. Najwyraźniej rzeczywiście mu się należało. Może właśnie do tego został stworzony, by całe życie dostawać po dupie. Jak nie od losu, to od własnych przyjaciół. – Znamy się od lat, przeżyliśmy razem naprawdę sporo. Na pewno nigdy nie pozwoliłbym, by poróżniła nas jakaś dziewczyna, ty zapewne również nie. Ale jeśli nadal będziesz takim dupkiem dla mojej siostry, to będę musiał witać cię w taki sposób codziennie i przysięgam, że zabronię ci się z nią widywać.- Co ty pieprzysz, Andreas? – Patrzył na niego w dalszym ciągu z niezrozumieniem. Padło tu wiele słów, których nie potrafił ogarnąć w tym momencie. Z jego strony wyglądało to w ogóle, jakby jego przyjaciel urwał się z choinki. Przychodzi tu z samego rana i wypala z jakimiś farmazonami.- Nie wnikam w wasze relacje, stary. Serio, każdy może mieć jakieś kryzysy. Cokolwiek. Ale do cholery, jak mogłeś pozwolić jej wczoraj wracać samej do domu!? – Wyrzucił rozwścieczony. Zdawał sobie sprawę, że Tom nie ma bladego pojęcia o tym, co się wydarzyło. Nie miał pojęcia o niczym. Bo przecież siedział cały czas w szpitalu i nikt go nie informował. A to tylko jeszcze bardziej go wkurzało. Przestawało mu się podobać w jaki sposób Muzyk odsuwa jego siostrę od siebie. – Uwierz mi, że rozumiem, co się dzieje z Vanessą i że dziewczyna ma serio teraz przejebane, ale nie może nagle stać się centrum wszechświata! Znam cię. Przecież cię znam, Tom. Nigdy byś nie pozwolił dziewczynie wracać samej. A już na pewno nie o takiej porze.- Zwolnij trochę, bo chyba zaczynasz lekko przesadzać. Przyszedłeś mi zrobić awanturę i mnie pobić, bo Mia wracała wczoraj sama do domu? – Wypalił chcąc wszystko uściślić, bo nie był już pewien, o czym właściwie rozmawiali. Wyglądało, jakby Andreas cały czas pił do czegoś. I najprawdopodobniej właśnie tak było.- Mam ochotę przyjebać ci jeszcze raz. Właśnie za to, że nic nie wiesz – parsknął, próbując jednocześnie pohamować swoje emocje.- O czym nie wiem? – Tom wbił w niego swoje spojrzenie, zaczynając się już niepokoić. Ta rozmowa zaczynała stawać się dla niego coraz bardziej frustrująca. – Co się stało?- Jak wczoraj stąd wracała, ktoś ją napadł. Napadł, rozumiesz? – Oświadczył dobitnie, a Tom zamarł na chwilę. To była właśnie ta chwila, w której mózg zaczyna wytwarzać wszystkie najgorsze z możliwych scenariuszy. Momentalnie zrobiło mu się słabo, co widać było po jego twarzy. Zbladł do koloru sufitu nad sobą. – Chciał od niej pieniędzy, niczego przy sobie nie miała. Chyba nie muszę mówić, jak bardzo go to wkurzyło.- Co z nią? Gdzie ona jest? – Wydobył w końcu z siebie głos. Mimo wszystko czuł, że nie mogło dojść do najgorszego skoro Andreas stał teraz przed nim i go jeszcze nie zamordował. – Zrobił jej coś? I dlaczego, do cholery, nikt do mnie nie zadzwonił!?- Jest w domu, trzyma się jakoś. Miała z nim małą szarpaninę, skaleczył ją. Broniła się, udało jej się uciec. Miała wiele szczęścia... Szczęścia, Tom. – Rzekł, podkreślając ostatnie słowa. Nie musiał mu tego powtarzać. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mia była drobną, wrażliwą dziewczyną. To, że poradziła sobie z napastnikiem było nie lada wyczynem i ogromnym szczęściem. Nie mógł znieść myśli, że to wszystko mogło skończyć się zupełnie inaczej. A jego głowę zaczęły wypełniać wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Te tuż sprzed chwili, gdy wyszła z jego pokoju. Pozwolił jej wyjść. Tak po prostu. Nawet nie próbował jej zatrzymać. Jak do tego doszło?- Kurwa... - Zaklął zaciskając dłonie w pięści. Miał ochotę skierować je na swoją twarz i sam siebie ukarać, choć nawet to, by nie pomogło. Już nic nie mogło cofnąć czasu, nic nie dało się zmienić. Był na siebie wściekły. – Dlaczego nie zadzwoniliście? – Powtórzył pytanie, przypominając sobie, że wszystko wydarzyło się zeszłego wieczora, a przecież od tego minęło tak wiele czasu. Mogli go powiadomić już tysiąc razy, a jednak nikt tego nie zrobił.- Może powinieneś ją zapytać, dlaczego zamiast do ciebie, zadzwoniła do kolegi – stwierdził Andreas nie zamierzając owijać w bawełnę. Zabolało. Przecież to Tom zawsze był tym, do którego dzwoniła. Kiedy to się zmieniło? Jak? – Jeśli cię to pocieszy, do mnie też nie zadzwoniła. Ani do rodziców. Ani do Rebecci. Zadzwoniła do jakiegoś typa ze szkoły. Nie mieści mi się w to w głowie. Ale była w szoku, zapewne robiła pierwsze, co przyszło jej do głowy. Najważniejsze, że jest już w domu i że dała radę się z tego wydostać...^^^Zdawać by się mogło, że napięcie panujące w pomieszczeniu tak zagęszczało atmosferę, że z chwili na chwilę, Vanessie trudniej było oddychać. Konfrontacja z Billem okazała się być dużo gorsza, niż przypuszczała. To on zawsze był tym rozważniejszym Kaulitzem, naprawdę liczyła na jego łaskawość. Najwyraźniej była wciąż zbyt naiwna i głupia. Kiedy tylko Bill przekroczył próg jej sali, od razu wiedziała, że to nie skończy się dla niej dobrze. Już samo jego zniknięcie było sporym ostrzeżeniem. Ale co ona mogła? Teraz? Już było po wszystkim.- Zanim cokolwiek powiesz...- Nie. To ty zanim cokolwiek powiesz. – Przerwał jej ostro, a jego spojrzenie przeszyło ją na wskroś. Zamilkła i nie zamierzała już nawet otwierać ust. – Musisz wiedzieć, że cokolwiek zrobię... cokolwiek, rozumiesz? To będzie tylko dla niego. Ty dla mnie nie istniejesz. – Oznajmił w taki sposób, jakby naprawdę szczerze ją nienawidził. A przecież tak nie było. Nie mogło tak być. Serce pękło jej na pół. Znała Billa od lat, on jeden, nie rzucał słów na wiatr. Chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak wielką zbrodnię popełniła. I to dosłownie. – Nie jestem w stanie... zrozumieć, jak mogłaś być taką suką. Kurwa, to było poniżej wszystkiego, Vanessa – kontynuował rozwścieczony, a od podniesienia głosu powstrzymywała go jedynie świadomość, że znajdują się w szpitalu. A dodatkowo, nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o tym, co jego przyjaciółka mu zrobiła. Przyjaciółka. Nawet nie wiedział, czy powinien jeszcze w ten sposób o niej myśleć. – A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jesteś matką mojego dziecka. Ty. Po tym, co mi zrobiłaś będę musiał oglądać cię przez najbliższe lata mojego życia. Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy.- Bill... - Ledwo słyszalny szept wydostał się z jej gardła, choć wiedziała, że nie ma żadnych szans. On już wiedział wszystko. Zdążył ją ocenić tysiąc razy, liczyło się dla niego tylko kłamstwo. Nie obchodziły go jej argumenty, wszelkie powody. Przestała istnieć. Naprawdę przestała dla niego istnieć.- Nie jestem tu dla ciebie – rzekł chłodno, po czym podniósł się ze swojego miejsca. – I dla twojej wiadomości, mogę być dawcą. I będę nim, dla swojego syna. – Dodał jeszcze, nim zamknął za sobą drzwi. Mimo płynącego z jego strony jadu, kamień spadł jej z serca. Bo choć bolała ją utrata przyjaciela, mogła być spokojna o zdrowie swojego dziecka. Niestety, nie mogło być idealnie. Wszystko musiało się posypać. A wszystkie uczucia i emocje rozszarpywały ją od środka. Nie była pewna, czy będzie potrafiła sobie z tym poradzić. Czy to w ogóle możliwe? Nic nie raniło bardziej niż tyle gorzkich słów od przyjaciela. I najgorsze, że nie miała prawa być na niego zła. Nie miała prawa zarzucać mu czegokolwiek. Bo to ona spieprzyła.^^^Serce drżało jej już od chwili, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Pierwsze, co zrobiła, to wyjrzała przez okno, przekonując się, że instynkt ją nie mylił. To był Tom. I ktoś wpuścił go do środka. Coś podpowiadało jej, że chłopak nie przyszedł do jej brata, ani tym bardziej rodziców. Wiedziała, że za chwilę zjawi się w jej pokoju i będzie musiała spojrzeć mu w oczy. Mimo że nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, czuła się winna. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo głupio wczoraj postąpiła. Mogła usprawiedliwiać się działaniem pod wpływem szoku i stresu, ale i tak jej uczucia widziały to inaczej. Dała się wciągnąć w chorą grę zazdrości i okazała się zbyt dumna, by pokonać to nawet w najgorszym momencie życia. Znowu miała powód, żeby być na siebie wściekła. Tak, jak jej rodzice, czy Andreas. W pełni na to zasługiwała. Ale Tom... Bała się jego złości. Był ostatnią osobą, którą chciałaby zawieść. Ale zawiodła. Siebie również. Tak wiele się w niej zmieniało, że sama nie była już w stanie nad tym zapanować. I wcale jej się to nie podobało, nie taką osobą chciała być. Była w błędzie sądząc, że w tym świecie można jeszcze zachować swoje wartości i nie poddać się wpływom otoczenia. Teraz widziała to aż za dobrze.Stała, jak słup soli na środku swojego pokoju, wpatrując się w drzwi. Słyszała, że rozmawiał przez chwilę z Andreasem i słyszała też jego coraz wyraźniejsze kroki. A z każdym kolejnym jej serce biło coraz mocniej. Zdziwiło ją, że wcale nie zapragnęła uciec, ani się schować. Chciała się z tym zmierzyć. Mimo strachu, który wciąż skręcał jej wnętrzności."Tom mnie kocha... Kocha mnie." Skupiła się na tej myśli, wierząc, że to jeszcze nie będzie koniec tego związku. Nie mógł być.- Mia.Nie pukał. Po prostu wszedł do jej pokoju, może nazbyt gwałtownie, jak dla niej. Ale serce jej stanęło na chwilę, w której go ujrzała. Wpatrywała się w niego bez słowa, bez ruchu. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że naprawdę wstrzymała oddech. Dopiero, gdy Muzyk podszedł do niej żwawym krokiem i stanął naprzeciw, tak blisko, że jego zapach niemal zawrócił jej w głowie, a jego dłoń z czułością dotknęła policzka, wypuściła z płuc powietrze. Zaczęła ciężko oddychać, zupełnie, jakby ktoś przed momentem z premedytacją zaciskał jej ręce na szyi ograniczając dopływ tlenu do organizmu. Tak naprawdę w ogóle nie chodziło już o oddychanie. Poczuła wielką ulgę mając go po prostu przy sobie. Nie wściekłego, pełnego rozczarowań i nienawiści, a kochającego i czułego, jak zawsze.- Skarbie... - szepnął nie spuszczając wzroku z jej twarzy, a w niej coś pękło. Z prędkością światła znalazła się w jego ramionach, dając upust wszystkim emocjom w postaci łez.- Przepraszam... Przepraszam, przepraszam - wyłkała w materiał jego koszulki. Chłopak objął ją mocniej, biorąc głęboki oddech. Nie przychodził tu, aby musiała go przepraszać. Nie powinna nawet wypowiadać tych słów. Gdy ją zobaczył, serce mu pękło na pół. Nie potrafił pogodzić się z myślą, że ktoś skrzywdził tak niewinną istotę. Że ktoś w ogóle ośmielił się tknąć jego skarb. Nie spodziewał się, że człowiek mógłby kiedykolwiek odczuwać tak ogromną wściekłość, jaka wypełniła go całego w tej jednej sekundzie. I jedynie Mia, jej przerażone spojrzenie, słodka buzia powstrzymywały go od tego, by nie wybiec na ulicę i nie zacząć samemu wymierzać sprawiedliwość. Mimo wszystko, nie zamierzał tak tego zostawiać. Ten dupek odpowie za to, co zrobił, choćby miał go sam, gołymi rękoma wykopać spod ziemi. - Jestem taka głupia... Zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić. On... On... Zniszczył mi telefon i potem nie miałam jak... Nie wiedziałam... Nie pamiętałam nawet tych cholernych numerów... - słowa same wypływały z jej ust, a on nie mógł dłużej słuchać tego, jak się obwiniała.- Mia - odsunął ją od siebie, zmuszając, by na niego spojrzała. - Wszystko zrobiłaś dobrze, rozumiesz? - Zapytał stanowczo, oczekując tylko jednej odpowiedzi. Pokiwała twierdząco głową, starając się uspokoić. - Wszystko zrobiłaś dobrze. - Powtórzył i ponownie schował ją w ramionach. - Tak mi przykro, że mnie nie było, Skarbie... Nie wiem, jak mam cię przepraszać...- wyszeptał w jej włosy. - Jestem skończonym dupkiem, tak bardzo to spieprzyłem. Nie mam nawet odwagi prosić cię, żebyś mi wybaczyła... Jak mogłem pozwolić ci wtedy wyjść? O czym ja sobie myślałem? Co ja miałem w głowie...- Nie możesz chronić mnie przed całym światem... - powiedziała cicho, wydostając się z jego objęć. Chyba obydwoje czuli się winni za coś, na co właściwie nie mogli mieć wpływu. Nie chciała, by tak to wyglądało. Wcale nie uważała, że Tom powinien był wtedy ją zatrzymać. Tak naprawdę sama chciała wyjść. To była jej własną głupotą. - Co ci się stało? - Zapytała nagle, dostrzegając na jego twarzy spore zaczerwienienie w okolicach lewego oka. Przez te wszystkie emocje nawet nie zwróciła na to wcześniej uwagi. Przesunęła opuszkami placów po obolałym miejscu na twarzy Gitarzysty. Ten westchnął tylko cicho i ujął jej dłoń odsuwając od swojej pamiątki po porannym spotkaniu z przyjacielem.- To nic - zapewnił, nie zamierzając nawet wdawać się w szczegóły. Nie on był tutaj najważniejszy w tym momencie. A już na pewno nie jego podbite oko. Właściwie dobrze, że Andreas postanowił w ten sposób go ukarać, bo sam miał wielką ochotę sobie przywalić. - Co... z tym..? - Wskazał na jej policzek, a ona dopiero teraz przypomniała sobie o istnieniu na nim rany zaszytej szwami. Spięła się nagle, zdając sobie sprawę, jak okropnie musi wyglądać. To był moment, w którym miała ochotę założyć sobie worek na głowę.- Okazało się poważniejsze, niż wyglądało... - spuściła wzrok, a on jeszcze bardziej zapragnął zemsty. Opamiętał się jednak na tą chwilę, skupiając swoją uwagę wyłącznie na Mii.- Naprawimy to, Skarbie - uśmiechnął się do niej delikatnie i pogładził dłonią po policzku. W duchu mógł tylko dziękować, że medycyna i chirurgia plastyczna tak bardzo się rozwinęły. Dzięki temu chociaż w małym stopniu będzie można pomóc Mii zapomnieć o tym, co ją spotkało. Choć niestety, usunięcie blizny nie może wymazać pamięci.- Nie mówmy już o tym.- W porządku - zgodził się, nie chcąc w żaden sposób na nią naciskać. - Może się przejdziemy?- Nie wiem, czy powinnam wychodzić...- Boisz się?- Nie, z tobą się nie boję - uniosła na niego swoje ufne spojrzenie. - Po prostu... Mam wrażenie, że wszyscy będą się gapić. I że już wiedzą, co się stało.- Więc jedźmy gdzieś, gdzie nie będzie nikogo - złapał jej dłoń. To było takie przyjemne uczucie, że aż się zaskoczyła. Uśmiechnęła się do niego i już bez wahania, wyraziła zgodę kiwając głową. Przecież tylko on potrafił sprawić, że cały świat przestawał istnieć.Nie było zaskoczeniem miejsce, do którego dotarli. Nie mógł trafić lepiej. Mimo że do wiosny jeszcze daleko, pogoda dzisiaj i tak im wyjątkowo sprzyjała, jak na początek marca. Bez względu na porę roku, to wzgórze już zawsze będzie dla nich w jakiś sposób magiczne. Od razu powróciły dobre wspomnienia, osłaniając ich przed troskami.- Nie jest ci zimno? - Tom przerwał panującą między nimi ciszę, gdy siedzieli na pniu drzewa. Mia pamiętała, jak byli tu ostatnim razem. Było ciemno, na ziemi leżał śnieg a niebo rozświetlały miliony gwiazd. Nie można wyobrazić sobie bardziej romantycznej scenerii.- Nie. Jest dobrze - uśmiechnęła się, odwracając głowę w jego kierunku. - Dobrze, że tu przyszliśmy.- Potrzebowałem tego - westchnął cicho spoglądając przed siebie na autostradę. Mia oparła głowę na jego ramieniu, a on objął ją ręką w pasie przytulając do swojego boku. Milczeli tak przez kilka minut pochłonięci własnymi myślami, dopóki dziewczyna nie przypomniała sobie o Vanessie. Właściwie to był ostatni temat, jaki chciałaby teraz poruszać, ale pomimo swojej zazdrości, wciąż miała w sobie poczucie empatii. Poza tym, jakby nie patrzeć, Vanessa nigdy nie zrobiła jej niczego złego. Odczucia Mii są już jej problemem, z którym musi w końcu się uporać.- Co z synkiem Vanessy? Nie dałeś w końcu znać... Albo dałeś, tylko straciłam telefon - mruknęła uświadamiając sobie, że Tom też nie miał szansy się z nią skontaktować.- Będzie dobrze. Zrobią mu przeszczep wątroby i wszystko się ułoży - odparł krótko, nie wdawał się w szczegóły, co już wydało się jej podejrzane. W dodatku poczuła, jak spinają mu się mięśnie. Coś musiało być nie tak.- To czym się tak przejmujesz? - zapytała, nie owijając w bawełnę i odsunęła się, by móc na niego spojrzeć.- Niczym, nie musimy o tym mówić... - Tom - wypowiedziała jego imię, wystarczająco wymownie, by wiedział, że nie zamierza mu odpuścić. Nie był do końca pewny, czy powinien w ogóle zaczynać ten temat. Chyba jeszcze nie zdążył odetchnąć po ostatnich wieściach. Najpierw informacja o tym, że to jego brat jest ojcem syna Vanessy a potem napad na Mię. Za dużo tego wszystkiego.- Bill jest ojcem - wyrzucił w końcu z siebie, choć te słowa nadal z trudem przechodziły mu przez gardło. Brunetka spojrzała na niego zdezorientowana. Nie była pewna, czy w ogóle dobrze go usłyszała. - Bill jest ojcem dziecka Vanessy - uściślił, co tylko bardziej ją zszokowało. Zaniemówiła z rozchylonymi ustami. Ponownie zrodziło się w niej multum różnorakich uczuć i emocji. Z jednej strony ogromne zaskoczenie, z drugiej pewnego rodzaju ulga. Bo przecież nie raz przychodziło jej na myśl, że dziecko może być Toma. Ale nigdy, by nie podejrzewała o to Billa. - Też nie jestem w stanie tego pojąć.- To znaczy, że on przez cały czas o tym nie wiedział? - Odezwała się, gdy udało jej się nareszcie otrząsnąć.- Dowiedzieliśmy się o tym wczoraj. I wtedy Bill zniknął.- Mój Boże... Biedny Bill - szepnęła nie mogąc sobie nawet wyobrazić, jak jej przyjaciel musi się teraz czuć.- Biedny? Zrobił dziecko naszej przyjaciółce - skrzywił się, jakoś nie czując żadnego współczucia dla brata. Mia, aż wstała z wrażenia. Prychnęła ze złością, krzyżując ręce na piersi.- I to jest twój największy problem? Że zrobił jej dziecko?- Po prostu nie mogę zrozumieć.- Czego? - Nie zważała na to, że jej głos przepełniony był pretensjami. Coś w niej pękło i nagle uzmysłowiła sobie, że ma powody do bycia zazdrosną. Nic sobie nie wymyśliła i jest ostatnią osobą, która powinna czuć się winna. - Że to Bill? Że twój brat spał z Vanessą? Że on jest ojcem jej dziecka a nie ty? - Ostatnie słowa wypowiedziała już niemal szeptem, bo głos nagle zaczął odmawiać jej posłuszeństwa i zanim w ogóle się zorientowała postać Toma przed jej oczami rozmazała się przez łzy w jej oczach. Nie zamierzała przy nim płakać z takiego powodu. Emocje ją tym razem poniosły, ale nie miała już siły, by z nimi walczyć.- O czym ty mówisz, Mia?- Odwieź mnie do domu - rzuciła ignorując jego pytanie i odwróciła się od niego, ruszając w kierunku ulicy. Tom poderwał się z miejsca, by ją dogonić.- Mia, do cholery - chwycił ją za przedramię, zmuszając do zatrzymania się i odwrócił w swoją stronę. Na szczęście zdążyła już opanować łzy. - Co to miało znaczyć?- To co pokazuje twoje zachowanie.- Co pokazuje?- Przestań, Tom. Naprawdę nie mam ochoty o tym mówić.- Musisz. Nie możesz mnie teraz takiego zostawić z niewyjaśnionymi sprawami.- Tu nie ma nic do wyjaśniania. Bill wkroczył na twój teren a ty jesteś o to zazdrosny. - Rzekła z przekonaniem i tym razem to jemu odjęło mowę.

Autostrada Uczuć ©2012-2017Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz