17

43 8 5
                                    

- Nie denerwuj się. – Lee podeszła bliżej i położyła rękę na moim ramieniu. – Twoja mama jest w szpitalu, przechodzi badania.

Jeśli ten skurwysyn ją znów skrzywdził...

- Jako najbliższa rodzina możesz jej być może pomóc – kontynuowała – ale potrzebują cię przebadać.

- Mnie? – zdziwiłam się.

- Rozumiesz, że moglibyśmy zlecić to tutaj? Niemniej, w związku ze stanem twojej mamy, uznaliśmy, że być może wskazane byłoby, abyś mogła ją osobiście zobaczyć.

- Czyli jakim stanem? – dopytywałam. – Ma coś złamane? Wewnętrzny krwotok?

Kathrine spojrzała na mnie bez zrozumienia. No tak, nie miała pewnie pojęcia, do czego zdolny jest mój ojciec.

- Nie, nie. – Pokręciła głową. – Nie znam wszystkich szczegółów, ale robią jej badania i chcieliby przebadać również ciebie, jako najbliższą krewną. Bo, o ile mi wiadomo, właściwie jesteś jedynaczką, jak twoja mama.

- Mam braci, ale od strony taty... - wymamrotałam, na co skinęła głową. – Mama nie ma już nikogo.

Tylko mnie...

- Jest tylko jeden problem, Amelio.

Usiadła obok mnie, na co odsunęłam się o dwadzieścia centymetrów. Jej bliskość działała mi na nerwy.

- Zgodnie z regulaminem opuszczenie ośrodka jest możliwe tylko po zakończeniu pobytu, w przypadku zagrożenia życia lub konieczności uczestniczenia w pogrzebie najbliższej osoby. Każdy inny przypadek musimy poddać pod głosowanie.

- Jakie głosowanie?

- Jest o tym wzmianka w regulaminie, który powinnaś już dawno znać – zauważyła. – Nie decyduje sama dyrektor ośrodka, czy ja. Jutro po lunchu przeprowadzimy głosowanie z waszym udziałem i, jeśli co najmniej osiemdziesiąt procent osób się zgodzi, niedługo pojedziesz do domu na wspomniane dwa dni.

Nie mogłam w to uwierzyć. Patrzyłam na nią jak na wariatkę, zastanawiając się, czy nie żartuje. Moja mama była w szpitalu, a oni nie chcą mnie wypuścić?! Jak można być tak okrutnym?

Lee poklepała mnie po ramieniu i wyszła. Tak po prostu.

                                      .........

Przez informację otrzymaną kilka godzin wcześniej nie mogłam zmrużyć oka. Może to i dobrze, bo i tak musiałam być przytomna krótko przed północą.

- Śpisz? – Usłyszałam szept Hannah.

- Nie, możesz spokojnie spać, obudzę cię. Ja i tak nie jestem w stanie zasnąć.

- Strasznie się kręcisz. Adrenalina?

Mruknęłam w odpowiedzi, nie chcąc na razie poruszać tematu mojej mamy. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar. Było grubo po dwudziestej drugiej, a to oznaczało, że właściwie za godzinę wszystko się zacznie. Dziesięć minut przed północą miałyśmy leżeć bez ruchu, żeby kamery były w stanie nagrać krótki materiał do pętli. Między północą a trzecią zaplanowana była pauza i znajomy Vic miał wrzucić zapętlone nagranie. Nie zostawało nam wiele czasu. Postanowiłyśmy, dla pewności, ruszyć się z łóżek pięć minut po północy, błyskawicznie ubrać i teoretycznie wyskoczyć z okna zanim zegar wskaże w pół do pierwszej. Do miasteczka podobno szło się jakieś dwadzieścia minut, o ile tempo było energiczne. Wspomniany bar był czynny do pierwszej, więc naprawdę musiałyśmy się mocno streszczać. Ja, żeby zdążyć zadzwonić do Krisa, a Vic, aby zakupić alkohol i papierosy. Zamierzała zrobić spore zapasy, więc wszystkie brałyśmy torbę lub plecak.

Fixing AmeliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz