24

27 5 7
                                    

Podczas lunchu nie mogłam oderwać oczu od Surjit. Albo przepłakała całą noc, albo jej nie przespała, bo wyglądała koszmarnie. Jak na nią, bo przecież i tak nadal była najładniejszą dziewczyną w tym szemranym ośrodku. A na pewno najbardziej zadbaną. Jako, że w niedzielę nie miałyśmy obowiązkowych zajęć, mogłyśmy cały dzień nosić co chcemy, nikt się nawet nie czepiał piercingu, choć podczas posiłków nadal nie mogłyśmy nosić kolczyków w miejscach innych niż uszy i to z ograniczeniem do dwóch sztuk. W sensie kolczyków, nie uszu. Te każda z nas od początku miała po dwa, choć Hannah chyba gdzieś chowała trzecie, bo ciągle częstowała mnie nowinkami, które gdzieś podsłuchała.

Na przykład zaraz po śniadaniu powiedziała mi, że Vicky ma niebotycznego kaca, a Ava się do niej nie odzywa. Potem dodała, że ta druga zwyzywała pierwszą od debilek i kurwiszonów. Sądząc po minie brunetki, byłam w stanie uwierzyć w każde słowo Rudej. Mimo to postanowiłam zaryzykować i do niej zagadać. Była najlepiej oczytana z nas wszystkich i miałam nadzieję, że pomoże mi w rozwikłaniu zagadki, z którą sama nie dałam sobie rady.

- Hej – powiedziałam, przysiadając się do niej na niewielkiej kanapie w salonie.

- Hej.

- Znasz się na biologii?

Ava spojrzała na mnie pytająco.

- Chodzi mi o grupy krwi – wyjaśniłam i wyciągnęłam z kieszeni karteczkę, którą wczoraj zapisałam luźnymi notatkami.

Spojrzała na nią, a następnie na mnie. Odchrząknęłam i przysunęłam się nieco bliżej, żeby móc ściszyć głos.

- Mam grupę zero, żadne z moich rodziców takiej nie ma – zaczęłam. – Spisałam sobie wczoraj w bibliotece wszystkie opcje grup, które mogą posiadać moi rodzice. Niestety nie wiem, jakie faktycznie mają, tylko pamiętam, że właśnie nie zero.

- Do czego zmierzasz?

- Wiem, że w mojej dokumentacji są jakieś notatki. Pewnie zrobiła je Lee i wiesz gdzie? Przy grupie krwi. Tam jest taki dopisek „dzika adopcja" i znak zapytania. Co to może oznaczać?

Ava zmarszczyła brwi i rozejrzała się po salonie. Tak jak ja, upewniała się, czy jest szansa, aby ktoś nas usłyszał. Na szczęście nikt nie znajdował się dostatecznie blisko nas. Większość dziewczyn rozeszła się do pokoi, a nieliczne krążyły po salonie jak po spacerniaku. Pewnie dlatego, że na zewnątrz znów padał deszcz.

- Podejrzewasz, że to nie są twoi biologiczni rodzice?

Przełknęłam ślinę i pokręciłam głową.

- Myślę, że chodzi o ojca. Mam zdjęcia z mamą nawet z czasów, gdy miałam ze dwa miesiące, a z ojcem dopiero, gdy skończyłam roczek.

Brunetka zmrużyła oczy i delikatnie przygryzła dolną wargę.

- Może tak być... Na pewno potrzebowałabyś badań DNA, ale już znajomość grup krwi rodziców mogłaby pomóc. Wiesz w ogóle, czym jest dzika adopcja?

Zaprzeczyłam. Właśnie dlatego chciałam z nią pogadać. Ava była chodzącą encyklopedią.

- Jeśli jakaś para nie może mieć dzieci, ale zależy jej na posiadaniu dziecka od samego urodzenia, to wynajmują surogatkę. W większości krajów to jest zwyczajnie nielegalne, rozumiesz?

- Surogatkę, czyli kobietę, która im to dziecko rodzi?

- Tak.

- Czyli jest zapładniana invitro? Więc i tak dziecko ma geny osób z tej pary, tak?

Ava uśmiechnęła się krzywo.

- Niekoniecznie. Wiesz, Amelio, często jest tak, że dawcą jest jedynie mężczyzna, a jajeczko należy do tej kobiety, która rodzi, a nie do jego partnerki.

Fixing AmeliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz