22

37 6 10
                                    


W sobotę rano darowano mi zajęcia sportowe i przypuszczałam, że zawdzięczałam to Angeli. Obiecałam jej, że codziennie zrobię dwadzieścia tysięcy kroków, niejako w zamian. Zamierzałam dotrzymać słowa, a nie machać nadgarstkiem leżąc w łóżku i wpatrując się w sufit.

Spacerowałam dobry kwadrans, gdy dojrzałam w oddali jakiegoś chłopaka. Nie zboczyłam z obranej trasy, tym samym coraz bardziej się do niego zbliżając. Po chwili byłam już niemal pewna, że to ten sam, którego widziałam jakiś czas temu przez okno. Przyglądałam się z zaciekawieniem, jak grzebie w torbie z narzędziami, a gdy niespodziewanie wstał i odwrócił się w moją stronę, zamarłam.

Cholera.

- Cześć – wymamrotałam przyłapana na gapieniu się na niego.

Przekrzywił głowę, jak dziki zwierz sprawdzający z czym ma do czynienia. Przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam, czy chcę aby mnie zignorował, czy wręcz przeciwnie. Był przystojny, ale te oczy... Samym spojrzeniem wzbudził mój respekt. Było ciężkie, przenikliwe.

- Amelia, prawda? – odezwał się niskim głosem.

Potaknęłam głową.

- Dobrze się składa. – Zaczął iść w moim kierunku. – Mam coś dla twojej koleżanki. Przekaż jej.

Wyciągnął to z kieszeni spodni i podał mi.

- Daj to Victorii.

Spojrzałam na wręczony kawałek papieru. Paragon. Nagle poczułam zimne krople potu na skroni.

- Możesz przeczytać to, co napisałem na odwrocie.

- „Ostatni raz" – wymamrotałam. – O co chodzi?

Udałam głupią, bo przecież nie mogłam przyznać się, że doskonale wiedziałam, co oznacza ta wiadomość.

Chłopak pokręcił głową, jednocześnie uśmiechając się krzywo. Wyciągnął papierosa i zapalił.

- Nikt ci nie powiedział, że nie umiesz kłamać, Amelio?

- A tobie, że palenie zabija? – odcięłam się.

Patrzył na mnie wypuszczając w górę strużkę dymu. Miał otoczone ciemną obwódką miodowe tęczówki, choć mi bardziej kojarzyły się ze złotem. Hipnotyzowały mnie i przerażały jednocześnie.

- Doskonale o tym wiem – odparł. – Mój ojciec umarł na raka płuc.

Powinnam powiedzieć coś empatycznego, ale zamiast tego mój język znów chlapnął bez namysłu:

- W takim razie masz IQ szympansa, inteligentni ludzie wyciągają wnioski.

Chłopak przeczesał wolną dłonią swoje brązowe włosy, po czym parsknął z drwiną. Po chwili rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go ciężkim, roboczym butem. Gdy znów na mnie spojrzał, zapragnęłam zapaść się pod ziemię. Mimo tak ciepłej barwy oczu, czułam emanujący z nich chłód. Ja to mam talent do zjednywania sobie ludzi...

- Palę tylko, gdy coś mnie bardzo wku... Zdenerwuje.

- Luz, możesz przy mnie przeklinać.

- Chciałem być dżentelmenem.

- Taki z ciebie dżentelmen, jak ze mnie dama – prychnęłam.

- Po czym to wnioskujesz? Nie znasz mnie, Amelio.

Zmrużyłam oczy i wycelowałam w niego palcem.

- Po pierwsze, nawet się nie przedstawiłeś. Po drugie, zapaliłeś fajkę nie pytając mnie, czy też chcę.

Fixing AmeliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz