Rozdział 1

689 27 1
                                    

Hermiona

Stoję przed otwartą walizką, która wypchana jest po brzegi rzeczami, które planuję zabrać ze sobą na czterodniowy wyjazd do Kołobrzegu. Na reszcie łóżka wciąż walają się kolejne ubrania, które również chciałabym ze sobą wziąć, ale zwyczajnie nie mam już gdzie ich upchać.

Zerkam na godzinę na wyświetlaczu telefonu – mam jeszcze cztery godziny do pociągu, może uda mi się jakoś to wszystko przepakować i zmieścić całą resztę, lub chociaż ponownie rozważyć, co tak naprawdę będzie mi potrzebne.

W końcu to tylko cztery dni.

Wyrzucam wszystko ponownie z walizki i postanawiam najpierw posegregować to wszystko – sukienki do sukienek, bielizna do bielizny i tak dalej.

Pół godziny później wciąż uważam, że potrzebuję wszystko co zaplanowałam sobie zapakować, nawet jeśli mi się to nie mieści. Nie ma też tego znowu tak dużo - kosmetyki, ręcznik plażowy, dwa stroje kąpielowe, cztery sukienki, które będę zakładać idąc na plażę, oraz dwie na wieczór. Biorę też ze sobą jedne krótkie, jeansowe spodenki i długą spódnicę, oraz pasujące do nich dwie bluzki. Do tego oczywiście bielizna na zmianę, koszula nocna, klapki na plażę i sandały do chodzenia po mieście. Postanowiłam również wziąć ze sobą jeden, cienki sweter, tak w razie jakby wieczory okazały się chłodne. Nie byłam na plaży od lat i nie wiem czego się spodziewać po zachodzie słońca. W Warszawie upały nie odpuszczają nawet nocą, ale nad morzem zawsze bardziej wieje. Z resztą, przezorny zawsze ubezpieczony.

Ponownie układam wszystko w torbie i tym razem mieści się w niej więcej niż poprzednio (pewnie kwestia ułożenia), ale wciąż brakuje mi miejsca na sweter i kosmetyczkę.

Zdesperowana stwierdzam jednak, że nic więcej już nie poradzę. Sweter przewieszę przez torbę, tak aby się spadł jak będę ją ciągnęła, a kosmetyki upcham jakoś w torebce. Muszę jedynie pilnować, aby mi nigdzie nie upadła, bo jak to wszystko mi się z niej wysypie to nigdy nie uda i się tego pozbierać. Oczami wyobraźni widzę, jak torebka upada mi na peronie i muszę na klęczkach zbierać szminki i cienie pomiędzy nogami spieszących się na pociąg ludzi.

Aż mnie przechodzą ciarki na tą myśl.

Idę do łazienki, gdzie po dokładnym ogoleniu każdego zakamarka swojego ciała wchodzę pod letni prysznic, który choć na kilka minut daje mi wytchnienie od panującego już drugi tydzień upału. Nie cierpię zimna, ale to jak bardzo gorący jest w tym roku lipiec sprawia, że już troszkę tęsknie do chłodniejszej jesieni, co jest jak na mnie bardzo dziwne – uwielbiam lato. Słońce, ciepło i uczucie wolności zawsze kojarzyło mi się z beztroskim okresem wakacji, przerwy od szkoły i wiążącej się z nią obowiązków.

W tym roku wakacje zaczęły się dla mnie oficjalnie już pod koniec kwietnia, jednak dopiero po napisaniu matury i egzaminie ustnym poczułam tą wolność tak naprawdę, a wraz z nią pewną melancholię, ponieważ bardzo długi rozdział mojego życia właśnie chylił się ku końcowi. Dotychczas moim głównym obowiązkiem była nauka i to jej poświęcałam najwięcej czasu. Teraz postanowiłam skupić się na czymś innym – swoim życiu.

Choć wiele osób mi to odradzało, postanowiłam zrobić sobie rok przerwy w nauce i na studia iść dopiero w przyszłym październiku. Dlaczego? Powód jest bardzo prosty – nie mam pojęcia co chcę robić w życiu, poza tym, że musi być to coś związanego z historią lub literaturą. Może powinnam zostać nauczycielką? Pracować z muzeum? Jechać do Afryki w poszukiwaniu mumii faraonów? Skąd mam wiedzieć, w jakiej pracy najlepiej się odnajdę? Większość ludzi w moim wieku wie już, w czym sprawdzi się najlepiej, wybrało pasujące im kierunki studiów i poszukują pracy w zawodzie jak najbliżej tego wymarzonego, aby już teraz zdobywać niezbędne im doświadczenie. A ja? Ja mam w głowie kompletną pustkę.

Przyjaciel mojego tatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz