Rozdział 18

341 20 0
                                    


Aleksander

Udaje mi się złapać Hermionę na sekundę przed upadkiem na podłogę. Odkąd tylko ją dziś zobaczyłem wiedziałem, że miała za sobą ciężki dzień, ale dopiero jak wybuchła zrozumiałem jak źle było.

Muszę przyznać, że jestem kretynem. Powinienem wiedzieć, że wysyłam jej sprzeczne sygnały. Byłem tak zajęty planowaniem i rozmyślaniem nad dzisiejszym wieczorem, że nawet nie pomyślałem, jak to musi wyglądać z jej perspektywy.

I całkowicie nieświadomie doprowadziłem ją do stanu tak silnego odczuwania emocji, że organizm odmówił przyjęcia większej dawki i się wyłączył.

Biorę ją na ręce i kładę delikatnie na sofie. Staram się nie panikować, bo to zapewne tylko omdlenie, ale ciężko mi to przychodzi. Idę do kuchni, nalewam szklankę wody i wracam do salonu. Otwieram okna aby zapewnić dostęp świeżego powietrza i patrzę w jej stronę.

Powoli otwiera oczy. Natychmiast podchodzę i przy niej kucam.

- Jak się czujesz?

Głupie pytanie. Widzę przecież w jakim jest stanie.

- Zaraz będzie lepiej - próbuje się podnieść, ale ją powstrzymuję.

- Poleż chwilę.

Nie sprzecza się.

Przymyka oczy a ja delikatnie gładzę ją po włosach.

- Przepraszam. Dzisiejszy dzień... Było tego wszystkiego trochę za dużo.

- Nie przepraszaj, to moja wina. Źle się do tego wszystkiego zabrałem.

Kolory powoli wracają na jej twarz, ale oczy pozostają zamknięte. Jej oddech się wyrównuje, podobnie puls który czuję pod palcami.

Zasnęła.

Najciszej jak umiem nakrywam ją kocem i wychodzę z pomieszczenia. Co prawda plan na dzisiejszy wieczór był zupełnie inny, ale teraz to już nie ma znaczenia. Najważniejsze, aby jej organizm odpoczął i się zregenerował po całym dniu stresu i nerwów.

Idę do kuchni i siadam przy niewielkim stole.

Myślę co dalej.

Ostatnie dni były dla mnie niczym sen. Budziłem się rano, szykowałem i wychodziłem do pracy, gdzie jakoś spędzałem cały dzień, choć nawet nie umiałem sobie przypomnieć co robiłem. Wieczory za to... Wieczory pamiętam doskonale. Każdą jedną chwilę z Hermioną, każdy jej uśmiech i słowo. Po powrocie do domu myślałem o niej aż całkowicie wykończony zasypiałem.

Przed spotkaniem na Polach Mokotowskich miałem nadzieję, że to wszystko co czułem jakoś się jednak ulotni a ja znów będę bezpieczny ze swoim pozbawionym emocji życiem. Niestety, okazało się, że jest tylko gorzej.

W tamtej chwili z jeszcze większą siłą dotarło do mnie, że się w niej zakochałem.

Oczywiście od razu zacząłem sobie wmawiać, że to czego pragnę jest niemożliwe. Ona jest taka młoda i niewinna, a ja jestem mężczyzną w średnim wieku po wielu przejściach. Wkurwiałem się na Kubę i Asię, że dałem się namówić na to aby do niej zadzwonić. Że pozwoliłem sobie uwierzyć, że na nią zasługuję.

Codziennie mówiłem sobie, że spotkam się z nią ten ostatni raz, a od jutra koniec, ale to nic nie dawało. Ona jest jak narkotyk – raz spróbujesz i pragniesz jedynie więcej i więcej.

W końcu dotarło do mnie, że nie zdołam się temu dłużej opierać. Może gdyby ona dała mi jakiś znak, odepchnęła mnie to mógłbym się powstrzymać. Ona jednak patrzyła na mnie dzień w dzień z miłością i nadzieją w tych błękitnych jak niebo oczach...

Przyjaciel mojego tatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz