Rozdział 21

334 18 2
                                    


Aleksander

Po tym co się stało wczorajszego wieczoru wiem, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo.

O tym, że kocham Hermionę wiedziałem już od jakiegoś czasu. Jednak dopiero wczoraj dotarło do mnie, że nie tylko ją kocham, ale że chcę spędzić z nią resztę swojego życia.

Gdyby to ode mnie zależało, to już w tamtej chwili gdy pocałowała pierwsza z moich blizn padłbym przed nią na kolana i poprosił o rękę. Wiem jednak, że to nie czas i pora. Ja jestem pewien swoich uczuć co jej z resztą wyznałem, ale ja to co innego. Żyję na tyle długo i mam na tyle doświadczenia aby wiedzieć że coś jest na zawsze. Ona natomiast ma zaledwie osiemnaście lat i pewnie jakiś dziecinny związek za sobą. Nie chcę w żaden sposób wywierać a nią presji. Chcę aby miała pewność i poczekam na ten dzień tyle, ile będę musiał.

Po moim wczorajszym wyznaniu i jej cudownym geście oboje byliśmy zbyt wzruszeni i pełni emocji, aby doszło do czegoś więcej, choć gdyby nie obstawiała przy zdjęciu koszuli to ten wieczór nie skończyłby się tak niewinnie.

Od wielu lat nikt nie widział moich pleców. Wszystkie kobiety z którymi w ostatnich latach sypiały kompletnie nie zwracało uwagi na to czy ją zdejmę. Dla nich liczyła się przyjemność, a koszula lub jej brak nijak nie sprawiały w tych układach różnicy. Poza tym nie chciałem, aby któraś z nich musiała patrzeć na moje blizny. Ja sam nie byłem w stanie na nie patrzeć. A ona? One je całowała i dotykała z wielką miłością. Do wczoraj zawsze ich się wstydziłem, ale dziś wiem, że to był błąd. Hermiona ma racje, powinienem być z nich dumny.


Ostatni raz byłem w kościele na pogrzebie rodziców. Tamtego dnia pokłóciłem się z Bogiem i obiecałem mu, że już nigdy więcej się do niego nie odezwę. Trzymałem się tej obietnicy przez osiemnaście lat.

Dziś jednak czuję potrzebę, aby mu podziękować. Zdaje się, że choć się od niego odwróciłem to on o mnie nie zapomniał. Stworzył dla mnie Hermionę, abym mógł ją kochać i wielbić, i aby pozszywała moje rozerwane na drobne kawałki serce.

Wchodzę do chłodnego, cichego pomieszczenia i rozglądam się w poszukiwaniu misy ze święconą wodą. Skraplam nią dłoń i czynię znak krzyża. Ciepło i spokój przepływają przez moje ciało silną falą. Tak bardzo mi tego brakowało.

Siadam w jednej z ławek, zamykam oczy i rozpoczynam pierwszą od prawie dwóch dekad rozmowę z Panem Bogiem.


Po wyjściu z kościoła czuję się odmieniony. Wiem, że cokolwiek stało się w moim życiu, wszystkie trudny jakie musiałem znieść, a nawet złe decyzje które podjąłem na przestrzeni lat miały swój cel. I tym celem była ona.


Gdy docieram do biura jedna z moich pracownic na wstępie oznajmia mi, że Rafał czeka w moim gabinecie.

Szlag by to trafił jasny.

Odkąd wróciliśmy z Kołobrzegu bardzo skutecznie omijałem ojca Hermiony. Udawałem bardzo zajętego lub zmęczonego, znajdowałem różne wymówki, aby wymigać się od spotkania z nim. Raz widziałem się z nim przez kilka minut, ale na szczęście dostałem ważny telefon i miałem możliwość ograniczyć spotkanie do minimum.

Obawiam się jednak, że tym razem tak łatwo to nie pójdzie.

Proszę pracownicę o podanie nam kawy i biorę głęboki oddech przed wejściem do własnego gabinetu.

- Część - witam się mając nadzieję, że nabierze się na fałszywy uśmiech na mojej twarzy.

- Alek, w końcu mamy okazję się spotkać! - mówi wstając z krzesła i podając mi dłoń - Odkąd wróciłeś z urlopu ciągle jesteś zajęty!

Przyjaciel mojego tatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz