Rozdział 12

387 20 0
                                    

Hermiona

Choć wiem, że to niemożliwe, odnoszę wrażenie, że pociąg przejechał dystans pomiędzy Kołobrzegiem i Warszawą o wiele szybciej, niż ten którym jechaliśmy cztery dni temu.

Miałam nadzieję, że uda nam się spędzić jeszcze trochę czasu tylko we dwoje w czasie podróży, ale niestety tym razem przedział był pełny - towarzyszyły nam cztery starsze panie z kółka różańcowego, które przez całą drogę klepały zdrowaśki i obserwowały nas czujnie kątem oka jakby próbując odgadnąć jaka relacja są pomiędzy nami.

W efekcie nie zamieniliśmy ze sobą praktycznie ani słowa. Nie jestem zbytnio wierząca, ale prowadzenie rozmowy podczas gdy ktoś obok skupia się na modlitwie (nawet jeśli wciąż ma czas, aby śledzić każde nasze spojrzenie) wydawało mi się nie na miejscu, a Aleksander widocznie podzielał moje zdanie.


Na Dworzec Centralny dojeżdżamy równo o szóstej rano. Choć wiedziałam, że szanse aby tacie chciało się po mnie przyjechać są małe i tak poczułam ukłucie bólu, gdy nie odpisał na moją wiadomość którą napisałam do niego po piątej rano.

Wysiadamy na peron, a prąd tłumu ludzi ciągnie nas ze sobą aż na górę i dopiero tam ludzie zaczynają się rozchodzić każde w swoją stronę.

Aleksander kieruje się na bok, a ja idę za nim. 

Czas na pożegnanie którego tak bardzo się boję, choć nawet nie umiem sprecyzować czemu. Co jeśli oznajmi, że to co mówił wczoraj na plaży już mu przeszło? Może już zatopił swoje myśli w pracy? Albo już planuje randkę z jakąś dziewczyną? W końcu nigdy nie zebrałam się w sobie, aby spytać go czy kogoś ma. Bałam się, że prawda zaboli.

- Wróciliśmy - mówię tylko wpatrując się w swoje buty. Nie chcę na niego spojrzeć w obawie, że wyczyta z mojej twarzy jak dużo to wszystko dla mnie znaczy.

- Niestety tak – odpowiada i znów zapada między nami cisza.

Podobnie jak większość ludzi tak i ja nienawidzę pożegnań, tym bardziej że wbrew wszystkiemu nie wiem co będzie dalej. Czy spotkam się z nim jeszcze? A nawet jeśli, to w jakich okolicznościach? Na kawie? Przez przypadek na ulicy? A może wpadnie podrzucić jakieś sprawozdania do restauracji, kiedy akurat tam będę? Będzie niezręcznie czy może najzwyczajniej bez jakichkolwiek emocji?

Nie zniosę dłużej stania tutaj i wpatrywania się w swoje stopy usiłując powstrzymać łzy, które cisną mi się do oczu. To głupie - znam go dosłownie cztery dni. A mimo to na myśl, że to już koniec mam ochotę zaszyć się w najciemniejszym kącie i wyć do księżyca przez co najmniej kilka godzin. Muszę stąd jak najszybciej zniknąć zanim się przy nim rozkleję i będzie żenująco.

- Lepiej już pójdę - udaje mi się powiedzieć przez ściśnięte gardło.

Zrobił krok w moją stronę. Staliśmy teraz tak blisko, że niemal stykaliśmy się butami. Dotknął swoją dużą silną dłonią mojego policzka, po którym spłynęła łza choć z całych sił starałam się ją zatrzymać.

- Hermiono, spójrz na mnie.

Kiwam przecząco głową nie ufając swojemu głosowi. On jednak nie zamierzał się poddać. Chwyta mnie za podbródek i zmusza abym podniosła na niego wzrok.

Jego spojrzenie, choć twarde i zdecydowane jest również niezwykle czułe a we mnie pojawia się maleńka iskierka nadziei.

- Pamiętasz, co powiedziałem ci na plaży? - kiwam potakująco głową - To nie koniec, a dopiero początek.

Moje spragnione miłości serce tak bardzo chce w to wierzyć...

Jego wzrok na pełne uderzenie mojego serca przenosi się na moje usta. Jestem niemal pewna, że w końcu zrobi to, o czym marzę od dwóch dni.

Przyjaciel mojego tatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz