Hermiona
Nasza zabawa na plaży nie trwa długo - raptem po godzinie zrywa się silny wiatr (według prognozy pogody zapowiedź wieczornego sztormu) a chmury zasnuwają błękit nieba i promienie słońca.
Postanawiamy więc, że najlepiej będzie wrócić na chwilę do hotelu, przebrać się i ruszyć na miasto troszkę pozwiedzać.
Doskwiera nam okropna duchota – pomimo silnego wiatru odnoszę wrażenie, że nie ma czym oddychać. Z jednej strony jest gorąco, z drugiej wiatr sprawia, że całe moje ciało jest zimne w dotyku. Jest to co prawda lekka odmiana od niekończących się upałów, ale zdecydowanie nie taka, jakiej bym pragnęła. Mam jedynie nadzieję, że wieczorna burza rozładuje tą ciężką atmosferę.
Idziemy na obiad do tradycyjnej smażalni ryb i muszę przyznać, że jestem rozczarowana. Miałam nadzieję na kulinarne "wow" a ryba smakuje, jakby spędziła przynajmniej pół roku w zamrażalniku zanim została nam podana. Surówka jest źle doprawiona i gdyby nie frytki, które jako jedyne dało się jeść wyszłabym stamtąd głodna. Jedyne co mi się tam podobało to wystrój - biel i błękity sprawiały, że przed oczami miałam internetowe zdjęcia z Grecji dzięki którym swoje oferty reklamują biura podróży.
Po nieudanym obiedzie powoli kierujemy się w stronę Rynku po drodze odwiedzając mnóstwo sklepów i oglądając kolorowe wystawy. Odnoszę wrażenie, że wszyscy właściciele konkurują ze sobą, kto będzie miał ciekawszą, śmieszniejszą lub piękniejszą kolekcje w oknach.
Około szesnastej Aleksander proponuje abyśmy się rozdzielili i spotkali ponownie o osiemnastej. Nie lubię być w nieznanych mi miejscach całkiem sama, ale nie chcę go ograniczać, z resztą mi też pewnie na dobre wyjdzie kilka chwil spędzonych samotnie. Godzę się więc, ale gdy tylko znika mi w tłumie z oczu od razu zaczynam się stresować.
Zastanawiam się, dlaczego chciał się rozdzielić - czyżby miał mnie już dość i chciał odpocząć? A może chciał mi dać trochę swobody? Z całych sił mam nadzieję, że to drugie. Nie lubię być dla nikogo obciążeniem.
Tak jak jestem dla taty.
Nie! Z tym koniec! Przynajmniej, dopóki nie wrócimy do Warszawy.
Jeśli dalej będę tak stać pośrodku tego Rynku jak kretynka to pewnie nie uda mi się na długo odsunąć myśli o tacie, postanawiam więc, że czas na zakup pamiątek.
Obchodzę okoliczne sklepiki nie mogąc się napatrzeć na setki porcelanowych figurek delfinów, syren oraz wszelkiego rodzaju morskich stworzeń.
Kupuję magnez na lodówkę i kilka pocztówek dla nas do powieszenia w kuchni. Dla Kaśki biorę figurkę delfina, a dla jej mamy również magnez. Zastanawiam się, czy kupić coś tacie, ale ostatecznie rezygnuję z tego pomysłu - on by mi nić nie kupił, nie ma więc sensu abym ja się starała.
Zerkam na czas w telefonie – mam jeszcze dobrych pół godziny do spotkania z Aleksandrem, a obejrzałam już wszystkie sklepy i wystawy dokoła, z wyjątkiem jubilera. Tam nie mam w sumie co wchodzić, bo ceny pewnie są tak kosmosowe, że jeszcze dostanę zawału, ale z drugiej strony, co mam robić? Nie mam szans na wolną ławkę a najbliższym czasie, a przecież nie będę tak po prostu stać przez dwa kwadranse i patrzeć się na ludzi spacerujących dokoła mnie.
Najpierw oglądam wystawę (celowo omijając wzrokiem ceny), a po kilku minutach wchodzę do środka. Rozglądam się po sklepie – jest całkiem pusty. Świetnie. Jako jedyna potencjalna klientka na pewno od razu przyciągnę wzrokiem sprzedawcę i będę czuła się strasznie źle sprawiając mu zawód, gdy w końcu wyjdę nic nie kupiwszy.
CZYTASZ
Przyjaciel mojego taty
Roman d'amourTo miał być dla Hermiony upragniony, długo wyczekiwany wyjazd na którym miała nadzieję zbliżyć się ze swoim tatą, u którego mieszkała od czasu śmierci matki. W ostatniej chwili, będąc już na peronie dostaje telefon od taty, że ten jednak nie da rady...