Rozdział 19

360 19 0
                                    

Hermiona

Po raz pierwszy od śmierci mamy czuję się szczęśliwa. Tak naprawdę szczęśliwa szczęściem, które nie trwa tyle co zjedzenie eklerka a takim, które zdaje się nie mieć końca.

Jestem szczęśliwa, radosna, lekka i mam siłę, dzięki której mogłabym nawet przenosić góry.

Jestem zakochana.


Od momentu, w którym pocałował mnie po raz pierwszy uśmiech nie opuszcza mojej twarzy. Choć mijają kolejne dni to uczucie szczęścia nie maleje nawet odrobinę, a wręcz robi się jeszcze większe z każdym kolejnym spotkaniem.

Nie śpieszymy się. Teraz, jak już mam pewność, że Aleksander chce być ze mną nie martwię się o powolne tępo naszego związku. Z wyjątkiem mojego pierwszego chłopaka każdy, z jakim się spotykałam gnał pod tym kątem do przodu jak szybko się dało. Z Aleksandrem jest inaczej. Nie wiem, czy to kwestia jego wieku, doświadczenia, czy może po prostu taki jest, ale cieszę się. Przy każdym spotkaniu oddajemy się czułym pocałunkom i niewielkim pieszczotom, ale nic ponad to. Daje mi to poczucie, że jest ze mną dla mnie, a nie dla cielesnych uciech jak to było z innymi.

Udaje mi się też w końcu zebrać za wysyłanie propozycji wolontariatu, choć niestety nie dostałam jeszcze żadnej odpowiedzi. Aby wypełnić trochę czas, którego mam aż nad to pomagam trochę w restauracji i wciąż myślę o tym, co chcę robić w życiu. Na razie niestety nieskutecznie.

Próbowałam też przemyśleć wszystko to, co łączy mnie z tatą, ale za każdym razem kończyło się to moimi łzami i nadmiarem emocji. Tak sobie myślę, że widocznie nie dojrzałam jeszcze do tego, aby przemyśleć to wszystko na spokojnie. Z jednej strony bardzo mnie to męczy, bo chciałabym mieć to już za sobą. Móc się z tym pogodzić i ruszyć dalej do przodu, ale z drugiej nie chcę podchodzić do tej kwestii "po łebkach". W końcu to mój tato i jakąkolwiek decyzję podejmę, muszę być jej całkowicie pewna.

Trwam więc tak z dnia na dzień gdzieś w zawieszeniu, za jedyny pewnik mając Aleksandra i to co nas łączy.


- Dzień dobry – witam się z Kaśki mamą wchodząc do ich mieszkania.

- Dzień dobry. Kasi jeszcze nie ma, ale powinna wrócić za chwilę. Napijesz się herbaty albo coli?

- Poproszę cole. Na herbatę jest zdecydowanie za gorąco.

- Masz rację - kobieta idzie w stronę kuchni skąd wraca po kilku sekundach ze szklanką pełną zimnego napoju.

Przyjmuję naczynie z podziękowaniem i zerkam ukradkiem na zegarek. Nie żebym nie lubiła mamy przyjaciółki, ale zbyt długie przebywanie w jej towarzystwie zawsze kończy się na rozmowie o facetach, co nie byłoby takie złe gdyby nie fakt, że niektóre jej teksty i wyznania są przerażające.

- Kasia mówiła, że kogoś poznałaś - zaczyna jeszcze zanim upiłam łyk gazowanego napoju w szklance.

Zaczęło się.

- Tak – odpowiadam krótko w nadziei, że może ten jeden raz odpuści. Oczywiście podobnie jak w przypadku jej córki, na coś takiego nie ma szans.

- Opowiedz o nim. Kasia wspomniała jedynie, że jest dużo starszy.

- Tak, jest po trzydziestce. Ma na imię Aleksander i poznaliśmy się podczas wyjazdu do Kołobrzegu. Tato miał być z nami, ale w ostatniej chwili zrezygnował i...

- Twój tato go zna? - przerywa zdziwiona – I nie ma nic przeciwko?

Moja mina musi mówić sama za siebie, ponieważ kobieta zakrywa dłonią usta i patrzy na mnie pełnym podniecenia z ploteczek oczami.

Przyjaciel mojego tatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz