17

377 20 97
                                    

Ostrożnie odwinęłam bandaż z jego dłoni. Skóra we wnętrzu dłoni była czerwona, poniżej wskazującego palca utworzył się bąbel.

— No. Nie jest źle. — Uśmiechnęłam się. — Bąbel nie jest duży, nie będę go przekłuwać. — Odchyliłam się do tyłu i jedną ręką wymacałam czysty bandaż w apteczce. Przełożyłam go do drugiej ręki i wyjęłam jeszcze maść na oparzenia, którą kupiłam w zeszłym roku, gdy oblałam się herbatą. Ostrożnie posmarowałam ranę i owinęłam dłoń bandażem. Ani razu nie spojrzałam mu w oczy. — Lepiej?

— Tak, dziękuję. — Przyjrzał się opatrunkowi.

— Chcesz coś na ból zanim wyjdziemy? — Tutaj miałam na myśli bardziej ranę postrzałową niż oparzenie.

— Myślę, że tak. — Pokiwał głową. Podniosłam wzrok. Ból już niedługo mógł w niego uderzyć, jeśli jeszcze tego nie zrobił.

Na nasze nieszczęście miałam tylko paracetamol.

***

— W porządku? — Zeszłam ze skutera, ściągając kask, i spojrzałam na Jake'a.

— Co dokładnie ci się w tym podoba? — spytał, schodząc na pewny grunt. Ściągnął swój kask, który dla niego wygrzebałam z otchłani szafy.

Przez chwilę myślałam. Rozłożyłam nóżkę i oparłam na niej skuter.

— Wolność, tak myślę — odparłam. — Żadnych ścian, żadnych ograniczeń, tylko ty i wiatr.

Oparłam się o czerwoną Vespę i spojrzałam na niego.

— A co tobie się w tym nie podoba?

Przez chwilę milczał, zawstydzony.

— Ryzyko śmierci?

— Wydaje mi się, że w aucie jest równie duże — stwierdziłam, przekrzywiając głowę. Jake oparł się o skuter obok mnie.

— Ale tak tego nie czuć.

— Może masz trochę racji — stwierdziłam. — W aucie otaczają się ściany i tworzą poczucie bezpieczeństwa — Nie zawsze prawdziwe pomyślałam i podniosłam się. — Gotowy?

— Nie — przyznał otwarcie. — Ale nie sądzę, że będzie lepiej.

Uśmiechnęłam się do niego i włożyłam kluczyki do kieszeni.

— Wiesz, myślę, że mogą być równie przestraszeni co ty — powiedziałam, ruszając w stronę baru.

— Niby czego? — Podążył za mną.

— Nie wiem, mają poznać hakera, który może w każdej chwili włamać się do ich komputera i zrobić dosłownie wszystko z ich danymi? Naprawdę, nie wiem, co może ich stresować.

— Przerażam ich? — Przestałam słyszeć trzask śniegu za sobą, więc stanęłam. — Przerażam ciebie?

Odwróciłam się i dostrzegłam smutek w jego oczach.

— Nigdy mnie nie przerażałeś. — Podeszłam do niego. — Może trochę na początku. — Zaśmiał się nerwowo. — Ale nie boję się ciebie. Ufam ci.

Wytrzymałam jego spojrzenie i nie odwróciłam wzroku.

— Dziękuję.

Jedno proste słowo, a znaczy tak wiele. Chwyciłam jego zdrową dłoń, ignorując całe moje jestestwo każące mi uciekać i weszliśmy do Aurory ramię w ramię.

Od razu spojrzałam w stronę stolika w rogu. Dostrzegłam tam tylko Lilly, Hannah i Thomasa. Odwiesiliśmy swoje kurtki i podeszliśmy do stolika. Gdy byliśmy blisko, ścisnęłam jego dłoń i wyszeptałam:

Duskwood. When game turns real // Jake x MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz