38

173 11 12
                                    

Bardzo dużo rzeczy wydarzyło się od dwudziestego czwartego grudnia.

Phil obudził się, ale ani razu go nie odwiedziłam. Nie czułam takiej potrzeby. Nie zamierzałam martwić się o niego. Nieważne jak cierpiący by był, pozostawał okropnym człowiekiem. Jessy też zdawała się to dostrzegać, bo ostatnio bywała w szpitalu coraz rzadziej.

Moje śledztwo zdawało się stać w miejscu. Nieważne, w którą stronę się obróciłam, natrafiałam na ślepą uliczkę bez odpowiedzi. Od dwudziestego czwartego grudnia nie zapisałam na mojej tablicy nic nowego.

Moja książka jednak paradoksalnie ruszyła do przodu. Czułam, że zbliżam się do końca historii.

Wręczenie świątecznych prezentów było jednym z bardziej niekomfortowych, w jakich brałam udział. Spotkanie w domu Dana, z racji tego, iż Aurora była tymczasowo nieczynna, połączone z maratonem filmowym, powinno być miłym wydarzeniem, a nie przykrą powinnością. Jednak przez cały wieczór udawałam, że jestem szczęśliwa, śmiałam się i uśmiechałam, wewnątrz nie czując żadnej z tych emocji. Po czasie byłam zwyczajnie zmęczona i zasnęłam w połowie pierwszego filmu, oddając się sennym marzeniom, o wiele przyjemniejszym od rzeczywistości. Z tego co widziałam, zanim odpłynęłam, Angélique czuła się tak samo niekomfortowo jak ja. Jedynie Nina odnalazła się w towarzystwie, nie przestając śmiać się i uśmiechać. Tylko co jakiś czas odwracała się, by posłać mi czy swojej mamie rozbrajająco smutne spojrzenie.

Od Świąt nie widziałam się z Jake'm. Wspomnienie spotkania nad jeziorem pozostawało żywe w mojej pamięci i pomagało mi wierzyć, że uda mi się zapewnić mu bezpieczeństwo i znowu z nim spotkać.

— Hope? — Głos Jessy wyrwał mnie z zamyślenia. — Długo już tak siedzisz, nie zrobisz sobie przerwy?

Wyjrzałam na zewnątrz, gdzie za dachami widziałam zachodzące słońce. Wstałam i dopiero teraz poczułam, jak zesztywniałam od siedzenia na ziemi.

Nie robiłam praktycznie nic innego oprócz pisania i siedzenia tutaj w nadziei na objawienie.

— Chyba powinnam — odparłam. — Co u ciebie?

— Wychodzę dziś. Ty też powinnaś. Za dużo tutaj siedzisz — stwierdziła, patrząc na moja tablicę tak, jakby to przedmiot był temu winien. — Doszłaś chociaż do czegoś?

— Nie. — Przeciągnęłam się. — Z kim wychodzisz?

— Z Danem.

Tutaj musiałam nieskromnie przypisać sobie zasługi. Spotkanie, które zaaranżowałam zaowocowało następnymi i tylko czekałam, aż oficjalnie coś ogłoszą.

No proszę.

A już myślałam, że straciłam swoje poczucie humoru w tym morzu pesymizmu.

— Może napisz do Cleo? Chyba jest wolna — podsunęła mi pomysł Jessy. — To naprawdę słabo być samą w Sylwestra.

— Byłam już sama w Święta — zauważyłam i usiadłam na kanapie.

— Tak, ale wtedy wszyscy mieli doła — zaznaczyła Jessy i usiadła obok mnie. — Nie możesz wiecznie tkwić w miejscu.

— Nie tkwię w miejscu — zaperzyłam się. — Szukam...

— Tak, wiem — przerwała mi Jessy. — Niedoszłego mordercy. Nie sądzisz, że powinnaś odpuścić?

— Odpuścić? — zapowietrzyłam się i powstrzymałam atak kaszlu. Wstałam i poszłam do kuchni po wodę.

— Tak, Hope. — Jessy wstała i podążyła za mną. — Od tygodnia nie robisz nic innego, oprócz siedzenia przed tą tablicą i myślenia nad tą sprawą. Nie powinnaś się pogodzić z tym, że może nie ma już nic do znalezienia?

— Jest! Ten przedmiot z domu Wachowiaka. Jest ważny, czuję to. — Wyjęłam z szafki szklankę i nalałam sobie wody.

— Jak zamierzasz go znaleźć? — Jessy usiadła na blacie, także teraz była trochę wyższa ode mnie.

— Nie wiem..., ale wymyślę coś. — Jake mi zaufał. Ja sobie zaufałam. Po prostu musiałam to zrobić.

Nie było innej możliwości.

— Hope, nie masz ani jednego tropu.

— A atak na Phila? Musi być z tym powiązany! — odparłam. — Ta osoba mi groziła, Jessy, byłam na dobrym tropie — zaprotestowałam. — I te wiadomości wysłane z numeru Lilly...

— Hope. — Jessy chwyciła moje ręce. Dopiero teraz zorientowałam się, że po moich policzkach płyną łzy. — Wiem, że trudno przewrócić stronę, gdy wiesz, że kogoś nie będzie w następnym rozdziale. Ale historia musi toczyć się dalej. — Rudowłosa starła łzy z moich policzków. — Twoja historia jeszcze się nie skończyła.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo każde jej słowo było boleśnie prawdziwe.

— Dlatego idź dzisiaj i baw się, jakby jutra miało nie być. Zasłużyłaś.

Przełknęłam ślinę razem z gulą, która powstała w środku.

— Okej.

***

You were my one, you were my one

When all has been said, all has been done

You were my one, you were my one

Now I am left, reaching above me, oh-oh

Time goes by and still I am stuck on you, you

Ta piosenka^^ :((

Rozdział hiper krótki, jutro wlatują dwa dodatkowe.

Powoli, małymi krokami zbliżamy się do końca.

Nawet nie zauważyłam, kiedy to zleciało! ;)

Do następnego!

~tricky



Duskwood. When game turns real // Jake x MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz