— Już jestem! — krzyknęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Lekko zaniepokojona ściągnęłam buty i weszłam w głąb przedpokoju. — Jake?
Weszłam do pokoju gościnnego. Jake siedział na łóżku, przed nim leżał półotwarty plecak jego siostry.
— Jake? — spytałam szeptem, bojąc się przerwać ciszę. Drgnął i spojrzał na mnie.
— Hope? Nie słyszałem, gdy weszłaś.
— Co robisz? — spytałam.
— Przeglądam te rzeczy. Dawno tego nie robiłem.
— Okej, nie będę ci przeszkadzać. — Odwróciłam się i chciałam wyjść, ale jego głos mnie zatrzymał.
— Możesz zostać ze mną? — poprosił cicho.
Chwilę się wahałam, po czym wróciłam do środka i usiadłam na łóżku. Oparłam się o niego, a on otworzył plecak do końca.
W środku, tak jak wcześniej mi się wydawało, nie było za wiele. Jake wyjął pierwszy przedmiot.
— Miałeś psa? — spytałam, obserwując czerwoną materiałową obrożę w jego dłoniach.
— Miałem — potwierdził.
— Ja też. Jak twój wyglądał?
— Mała, puchata kulka. Wszędzie go było pełno, zawsze. — Uśmiechnął się do wspomnień. — Uwielbiał długie spacery i był wspaniałym słuchaczem.
— Wiem co masz na myśli. Też lubiłam tak robić. — Siadać na ziemi z psem i opowiadać mu wszystko. A on leżał obok ciebie i słuchał. Nieważne, co miałeś do powiedzenia.
Jake z uśmiechem odłożył obrożę na bok i wyjął z plecaka następną rzecz.
— Co to? — spytałam. Wyciągnęłam niepewnie rękę, a Jake położył przedmiot na mojej dłoni. Badałam palcami nietypową rzecz. Był to mały trójkącik, przestrzenny i pusty w środku. Nie umiałam dopasować go do żadnej znanej mi rzeczy.
— Okucie z walizki mojego ojczyma. Moja mama poznała go, gdy miałem osiem lat. Zjawił się w drzwiach tylko z tamtą walizką i już pierwszego dnia odpadło z niej okucie. Ja je znalazłem i nigdy się go nie pozbyłem. — Jego twarz rozjaśnił uśmiech, ale nie dosięgnął do oczu. — Ojczym rzadko bywał w domu, ale kiedy tylko mógł, spędzał czas ze mną i z mamą. Odszedł na zawał, gdy miałem szesnaście lat i zniknął.
— Zniknął? — zdziwiłam się.
— Można powiedzieć, że żył tak jak ja teraz — porównał. — Miał tylko to, czego potrzebował, nie trzymał niepotrzebnych rzeczy. Prawie nic po nim nie zostało, gdy zmarł. Jego ślady szybko zniknęły i nie pozostało po nim nic.
— Tylko to? — podniosłam metalowe okucie na wysokość oczu.
— Tylko to — zgodził się ze mną. Wyjął przedmiot z mojej dłoni i odłożył obok.
Zajrzałam do plecaka. Została tam już tylko jedna rzecz.
— Mogę? — spytałam, a gdy kiwnął głową, wyjęłam ze środka przedmiot i podałam mu go.
— To należy do mojej mamy. — Obrócił w rękach przycisk do papieru w kształcie miniaturowej wieży Eiffla. — Tanie badziewie, na pewno nie kosztował więcej niż dziesięć złotych. Ale ona zawsze miała to na swoim biurku. Nathan dał jej to jeszcze zanim dowiedziała się, że ma żonę. Wtedy jeszcze myślała, że mogą być razem szczęśliwi.
Nie umknęło mi, że swojego ojca nazywał po imieniu i absolutnie mnie to nie dziwiło. Nathan nie zasłużył na bycie „tatą".
— Ona ci o tym opowiedziała?
— Tak. Pewnego dnia spytałem, czemu trzyma taki tani przycisk do papieru. Umówmy się, nie jest to najpiękniejsze — zaśmiał się pod nosem, ale wyczułam smutek w jego głosie. — Miałem wtedy sześć lat, mogła mnie z łatwością zbyć. Ale ona wzięła mnie na kolana i opowiedziała historię swojej miłości. Całą, od początku do końca.
Uśmiechnął się smutno.
— Nie lubiła kłamstw. Zawsze była szczera ze mną i ja z nią też byłem — po jego policzku potoczyła się samotna łza. — Tego dnia, gdy uciekłem, spotkałem ją w progu. Właśnie wróciła z pracy, stała obok swojego samochodu, szczęśliwa i spełniona. A ja to wszystko zniszczyłem. — Spojrzał na mnie, jego oczy lśniły. — Spytała mnie, gdzie idę. A ja skłamałem. Pierwszy raz w życiu skłamałem jej prosto w oczy. Została tam przekonana, że jadę do sklepu i zaraz wrócę do domu.
Na chwilę przerwał, wziął urywany oddech.
— Ale w domu czekało na nią tylko ciało i kartka — kontynuował, patrząc w dół. — Zostawiłem jej tylko kartkę i uciekłem. Bez wyjaśnień. Nie wiem czy kiedykolwiek wybaczyła mi, że mnie z nią nie ma. Może już nawet o mnie nie pamięta. Po co miałaby? Rzeczą, którą ceniła najbardziej była szczerość, a ja, mogąc powiedzieć jej cokolwiek, choćby głupie kocham cię, okłamałem ją.
Niepewnie podniosłam dłoń i wytarłam łzę z jego policzka.
— Na pewno o tobie pamięta. — Chwyciłam jego twarz i delikatnie odwróciłam w swoją stronę. Spojrzał na mnie. — I na pewno cię kocha.
Tak samo jak ja.
Patrzyłam prosto w jego oczy, w te jasne jak lód oczy, w których mogłam utonąć. Patrzeć bez końca, obserwować lśniącą taflę lodu. On również patrzył na mnie, nie mrugał, jakby nie chciał przegapić niczego. Bezwolnie spuściłam na chwilę wzrok na jego usta, teraz lekko rozchylone.
Poczułam jego dłoń na karku, przybliżył nas do siebie. Dzieliły nas milimetry, nasze oddechy mieszały się ze sobą. Nadal trzymałam jego twarz i bałam się ruszyć, bałam się głębiej odetchnąć, żeby przypadkiem nie obudzić się ze snu. Chciałam trwać tak na zawsze, nigdy się nie budzić. Przymknęłam powieki.
***
And when you look into the mirror
Does it make you miss her more?
[...]
And when you see the moon, do you remember?
She loved you there and back
W normalnej sytuacji powiedziałabym, że rozdział był króciutki, więc wrzucę jeszcze jeden, ale tym razem będę okrutna i pozwolę wam tydzień żyć z tym zakończeniem *diaboliczny śmiech*
...
Żartuję. Aż taka zła nie jestem (Chyba...)
Następny rozdział wrzucę w środę, a następne już normalnie w soboty.
Przyznam się też, że planuję coś większego... ale o tym już później.
Do następnego!
~tricky
PS: To jest DRUGI rozdział, który dziś wrzucam. Tak dla informacji, bo Wattpad lubi płatać figle
![](https://img.wattpad.com/cover/360923449-288-k736944.jpg)
CZYTASZ
Duskwood. When game turns real // Jake x MC
FanfictionWolałabyś przeżyć miłość i ją stracić, czy nawet nie wiedzieć, że istniał naprawdę? Ona nie miała tego wyboru. Hope jest 23-letnią marzycielką pragnącą prawdziwej miłości. Pewnego dnia do jej drzwi puka dwóch policjantów, wypytujących o zaginięcie H...