45

209 11 37
                                    

Rok po strzelaninie...

***

Usiadłam na prostej ławeczce.

— Hej, Jake. — Lubiłam tu przychodzić, miałam wtedy wrażenie, że on rzeczywiście słucha tego, co do niego mówię. Nie miało znaczenia, że w grobie nie leży jego ciało. — Dawno mnie tu nie było. — Uśmiechnęłam się smutno do siebie. — Odwiedziłam niedawno Jessy. Próbuję się z nią pogodzić, naprawdę próbuję. Ale jeżeli przez nią już się nie spotkamy... nie wiem, co zrobię. — Przez chwilę bawiłam się palcami w ciszy. — Ona... ona żałuje tego co zrobiła. Myślę, że dobrze jej robi ten czas w samotności. Dan był załamany jej wyrokiem, mówiłam ci o tym. Ale wydaje mi się, że zbliżyli się do siebie z Lilly.

Westchnęłam.

— Czasem mam wrażenie, że wszyscy się godzą i schodzą i tak dalej, a ja stoję w miejscu, wiesz? — rzuciłam w eter. — Ale chyba w końcu udało mi się pogodzić z Philem. Tobie by się to nie spodobało, co nie? Nigdy go nie lubiłeś. Może zawsze czułeś, że coś mi zrobił? — spytałam retorycznie. — Ironicznie, bo to ja zawsze byłam tą, która wyczuwała emocje innych ludzi.

Wstałam i ukucnęłam przed grobem. Strzepnęłam dłonią zaschnięte liście.

— Ale może coś bardziej radosnego, co? — zaśmiałam się. — Moja książka wygrała tegoroczny Plebiscyt LubimyCzytać. Jestem z siebie dumna.

Zamilkłam na chwilę, opierając się dłonią o jego nagrobek.

— Gdybyś tylko mógł mnie zobaczyć — powiedziałam, a moje oczy zaszkliły się. — Gdybyś wiedział, jak daleko zaszłam. Głównie dzięki tobie — zaśmiałam się przez łzy. — Chciałabym móc ci podziękować. Powiedzieć ci, że cię kocham.

Uśmiechnęłam się do przechodzącej staruszki, która spojrzała na mnie dziwnie.

— Nigdy nie powiedziałam ci, że cię kocham. Nie prosto w oczy. Zauważyłeś? — rzuciłam pytanie w eter. — Chciałabym, ale nie mogę. — Podniosłam wzrok na jego imię na nagrobku. — Ale wiem, że wrócisz. Zawsze wracasz. A jeśli nie, przecież już raz cię znalazłam, prawda?

Usłyszałam przychodzącą wiadomość.

— Chyba będę musiała się zbierać. — Wstałam i podniosłam telefon.

Jake: Hope?

Zamarłam. Zasłoniłam dłonią usta, które mimowolnie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Wrócił.

Jake: Odwróć się :)

Przełknęłam ślinę i bardzo, bardzo powoli spojrzałam za siebie. Za płotem cmentarza dostrzegłam postać w czarnej bluzie z kapturem, którą tak dobrze znałam. Postać podniosła rękę i pomachała mi.

Bez sekundy zawahania zostawiłam wszystkie swoje rzeczy na ławeczce i pognałam w dół. Wypadłam przez bramę cmentarza i bez hamowania wpadłam mu w ramiona. Chłopak chwycił mnie i okręcił dookoła.

— Jake! — wykrzyknęłam uradowana, gdy moje stopy ponownie dotknęły ziemi. — Tęskniłam.

Przytuliłam go mocno.

— Ja też — wyszeptał w moje włosy.

Przez dłuższą chwilę staliśmy bez ruchu, po prostu ciesząc się swoją obecnością.

— Hope? — Jake odsunął mnie trochę i spojrzał mi w oczy. — Chcę ci coś powiedzieć.

— Musisz znowu uciekać? — Przez moją głowę od razu przebiegło kilkanaście czarnych scenariuszy.

Duskwood. When game turns real // Jake x MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz