1. Daniel

804 127 108
                                    

 Kochani!

Zaczynamy historię Karoliny i Daniela 😈

Od razu zapowiadamy, że na początku czeka na Was mały maraton 😎 Pierwszych pięć rozdziałów dostaniecie w terminach:

Dzisiaj 😎

29.04.

01.05.

03.05.

05.05.

Następnie będziemy dawać Wam nowe rozdziały w poniedziałki i czwartki o 16.00.

Nie ukrywamy, że jest nam bardzo miło, gdy widzimy Waszą aktywność w postaci gwiazdek i komentarzy. Mamy nadzieję, że możemy na Was liczyć 🙂 Nie uzależniamy publikacji od tego, ale jeśli będziecie bardzo aktywni, to obiecujemy bonusowe publikacje 😎😎😎

Bawcie się dobrze podczas czytania tak, jak my w czasie pisania 😁

✨✨✨

Jeszcze chwilę walczyłem ze sobą, ale mózg, słysząc: Będę brał Cię! (gdzie?) w aucie! (Mnie?) Cię! (naprawdę?) ehe!; zareagował instynktownie. Dzwoniła moja kochanka, główna, najważniejsza, ta, która ma priorytet przed wszystkimi innymi.

– Niezgoda, zgłaszam się – wymamrotałem zaspany i zerknąłem na telefon, przymrużając oczy. Jasne światło wyświetlacza jeszcze mnie raziło, ale dostrzegłem, że było po północy.

– Komisarzu, jesteś w rezerwie – poinformował mnie znużonym głosem dyspozytor.

Niestety, miałem tak zwaną służbę rezerwową, czyli nie płacili, ale wymagali, abym był w pogotowiu. Chyba, że się okazywało, że byłem potrzebny, to wtedy płacili. Czasami wolałbym jednak, żeby nie wymagali, nie płacili i dali mi możliwość odpoczynku.

– Jestem, jestem – sapnąłem. – Coś się szykuje?

– Wysłałem już Jarosza – wspomniał o moim partnerze. – Za dziesięć minut macie wyjazd do trupa.

– Randka z trupem – zamruczałem i skrzywiłem usta. Czym się mogła skończyć sobotnia rezerwa w moim rejonie? Zwłokami! Początek czerwca, zawsze się znalazł debil, co zaplanował popływać w morzu.

– Dziewięć minut, komisarzu – upomniał mnie dyspozytor.

– Wstaję – warknąłem mało uprzejmie i rozłączyłem się.

To nie było dziewięć minut. Jarosz, niczym typowy zapaleniec do służby z głową nafaszerowaną pseudo-podziwem w stosunku do instytucji policji, był po pięciu minutach i terroryzował mnie sygnałami. Tak, puszczał mi sygnał, którego nie zdążałem odebrać, a który działał mi ostro na nerwy. Na początku wspólnej pracy trochę mnie to bawiło, ale z czasem przestałem odbierać to jako humor. A najgorsze, że mój partner właśnie taki był. Wiecznie uśmiechnięty, zadowolony, pełen zapału. Czekałem na dzień, aż mu to przejdzie. Wprawdzie pracowaliśmy ze sobą już pięć lat i jak na razie nic nie zapowiadało większej zmiany, jednak nie traciłem nadziei. W takich chwilach wzmożonego entuzjazmu Jarosza, wspominałem swojego pierwszego partnera z Warszawy, Miksera. Zostałem przydzielony do Rafała od razu po Szczytnie, do starszego o siedem lat kolegi, który mnie uprzedzał, że moje ideologiczne poglądy szybko się ulotnią. Miał rację, wystarczyły mi dwa lata służby w Warszawie. Tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego Jarosz służy ze mną piąty rok i wciąż się uśmiecha?

Za mało trupów? Czy ja jakiś za łagodny?

– Możesz, do cholery, przestać do mnie puszczać te sygnały? – warknąłem, otwierając drzwi nieoznakowanej skody.

PokręceniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz