22. Karolina

522 115 19
                                    

Kochani!

Zapraszamy na rozdział, w którym Karola poznaje Daniela z nowej perspektywy 🥰🥰🥰

✨✨✨

Wciąż byłam podminowana. Po ostatnim wieczorze, gdy Daniel, ten cholerny manipulant, wykorzystał naszą naiwną córeczkę, byłam nadal wściekła.

Nie było seksu, nie było orgazmów. Zamiast tego potraktowałam go ozięble, położyłam Lusię spać, a później uparcie ignorowałam. Chyba wyczuł mój podły nastrój, bo niczego nie próbował.

Nie chciałam mu odbierać Luśki. Nawet nie przyszło mi to do głowy. Ale martwiłam się. Miałam wyjechać na drugi koniec kraju. Przez to moja delegacja wydłużała się o dwa dni. Wyjazd w czwartek, powrót w poniedziałek. Nie chciałam ryzykować, że coś się znowu posypie i Lusia zostanie bez odpowiedniej opieki. Nie mogłam zaakceptować tego, że córeczka miałaby przesiadywać na komendzie, gdzie kręcili się różni ludzie, a dowody wpadłyby w jej małe, ciekawskie rączki.

Kolejnego dnia nawet nie dałam Danielowi buziaka na pożegnanie, gdy wychodził do pracy. Na szczęście Lusia jeszcze spała, więc nie musiałam się martwić, że jej bystre oczy zauważą ochłodzenie naszych stosunków, a mnie czeka sformułowanie wymijających odpowiedzi na milion pytań.

Siedziałyśmy przy śniadaniu. Córeczka pochłaniała właśnie drugą kanapkę, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Nawet nie spojrzałam, kto dzwoni. Byłam zbyt zajęta wycieraniem rozlanej herbaty.

– Halo? – odezwałam się do aparatu, przytrzymując go ramieniem przy ucho.

– Cześć, Karolina! – Głos brzmiał znajomo, ale go nie rozpoznałam. – Tu Sylwia, siostra Daniela. – Rozmówczyni podpowiedziała mi, choć nie mogła wyczuć mojej konsternacji.

– A cześć, cześć – przywitałam się nieco zmieszana. – Wybacz, mamy tu akurat małą, herbacianą powódź – usprawiedliwiłam swoje zawahanie.

– Jasne, rozumiem. Dzwonię, bo mam cały dzień wolny. Pomyślałam, że może wraz z Lusią się nudzicie i macie ochotę się ze mną spotkać? – zaproponowała z nadzieją w głosie, a ja bardzo się ucieszyłam z tej propozycji.

Nie zrozumcie mnie źle. Kocham córkę nad życie, ale czasem potrzebuję kontaktu z dorosłymi. W Białej miałam ich przy sobie non stop. Rozmawiałam z rodzicami, Emilką, otaczali mnie znajomi z czasów szkolnych i sąsiedzi. A w Gdańsku? Poza pracą miałam kontakt prawie tylko z Lusią i Danielem. Nie liczę oczywiście rozmów telefonicznych z Domi i krewnymi, bo to nie to samo.

– Bardzo chętnie – odparłam z wdzięcznością. – Co proponujesz?

– Co powiecie na plażę? Są tam fajne, tematyczne place zabaw dla maluchów. Mogę ci podesłać zdjęcia. Niech Lusia wybierze dokładne miejsce.

I tak zrobiłyśmy. Córeczka zdecydowała się na plażę w Brzeźnie, ponieważ urzekła ją kolorowa konstrukcja w kształcie statku. Sylwia zaproponowała, że zadba o prowiant i urządzimy sobie piknik. Ja musiałam martwić się tylko o to, by nie zapomnieć żadnego misia z kolekcji Lusi.

Podróż zajęła nam prawie godzinę, ale nie mogłam odmówić jazdy komunikacją miejską, gdy Luśka z zachwytem błagała mnie, byśmy wybrały tramwaje zamiast taksówki. Na miejsce dotarłam więc zmęczona, objuczona jak wielbłąd. Lusia radośnie niosła plecaczek z misiami, a ja całą resztę: ubranka na zmianę, kurteczkę, czapeczkę, zapasowe kanapki z szyneczką i zestaw zabawek do piaskownicy, który kupiłyśmy po drodze.

Sylwia już na nas czekała. Siedziała na kocu, a obok niej stał duży kosz wiklinowy. Pomachała nam radośnie.

– Sylwia! – zapiszczała szczęśliwa Lusia i wyrwała się do przodu, aby przywitać się z ciotką.

PokręceniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz