14. Karolina

501 122 67
                                    

Kochani!

Czas na kolejny rozdział 😈 Wielkie spotkanie Lusi i Karoliny z rodziną Daniela 😁😁😁

Mamy małą prośbę - nawet jeśli zwykle nie komentujecie, zostawcie po sobie ślad w postaci kilku słów. Będzie nam bardzo miło ❤❤❤

✨✨✨

Gdy Daniel wszedł z Lusią do kuchni, od razu wiedziałam, co się stało. Robiłam to samo, co on. Przytulałam córeczkę i zanurzałam nos w jej pachnących włosach, kiedy miałam zły dzień. Bliskość małej działała jak remedium na wszystkie smutki.

Uśmiechnęłam się ze zrozumieniem i od razu nastawiłam wodę.

– Kawa? Herbata? – zapytałam Niezgodę, który usiadł przy stole opleciony ramionkami Luśki.

– Kawa – wymruczał z wdzięcznością.

– Właśnie zabieram się za robienie kolacji – poinformowałam go z nadzieją, że będzie chciał z nami zjeść.

– Kupiłyśmy szyneczkę. Będą kanapeczki – dodała z entuzjazmem Lusia.

Czy już wspominałam, że moje dziecko było marzeniem każdej matki niejadka? Młoda wciągała wszystko jak odkurzacz. Nigdy nie grymasiła, za to miewała fazy na ulubione dania. Aktualnie mogła jeść kanapki z szynką na śniadanie, obiad i kolację.

– Nic nie rób. Jedziemy do mojej mamy. Zrobiła pyzy. – Słowa Daniela powstrzymały mnie przed wyciągnięciem pieczywa.

– Pyzy? – zapiszczała pytająco Lusia.

– Kuleczki – wyjaśniłam, używając określenia, którego zazwyczaj używała mała.

– A będą z szyneczką? – dopytywała uparcie.

Przymknęłam oczy i zacisnęłam usta, aby opanować rozbawienie. Od rana szyneczka była naszym głównym tematem do rozmowy.

– Nie wiem, ale jeśli nie, to dam ci szyneczkę do zjedzenia – obiecałam, a moja odpowiedź wystarczyła córeczce. – Opowiedz tacie, co dzisiaj robiłyśmy, a ja w tym czasie nas spakuję – zaproponowałam, przygotowując kawę.

Może i nie była to długa podróż, ale Lusia miała swoje wymagania i zwyczaje, a jako dobra matka nie chciałam odbierać dziecku radości. Załadowałam więc pluszaki do materiałowej torby. Wiedziałam, że córeczka nie będzie chciała rozstać się ze swoimi przyjaciółmi, a w dodatku zapragnie przedstawić je babci.

– Byłyśmy na placu zabaw. A potem w sklepie i kupiłyśmy szyneczkę! – Głos Lusi niósł się po całym mieszkaniu.

W duchu współczułam Danielowi, bo córcia ze szczegółami opowiadała mu o wyborze odpowiedniej wędliny. Niepotrzebnie się martwiłam, bo kiedy wróciłam do kuchni, mężczyzna nie sprawiał wrażenia znudzonego, a wręcz w lepszym humorze niż chwilę wcześniej.

– Maskotki spakowane. Możemy jechać, gdy tylko wypijesz kawę – zaproponowałam z uśmiechem.

– Wezmę na wynos – zarządził i wstał, wciąż trzymając Luśkę na rękach.

Sięgnął po kubek termiczny z szafki, otworzył go jedną ręką i zamarł, gdy przyszło do przelania napoju.

– Pomogę – zaoferowałam łaskawie. – W tamtej szafce – wskazałam ręką właściwe miejsce – masz musy dla Lusi. Spakuj, proszę, dwa na drogę. Młoda, wypuść tatę z objęć i idź założyć buty – poleciłam córeczce.

Zrobiła troszkę naburmuszoną minę, ale bez sprzeciwu wykonała zadanie. Była bardzo samodzielna, co znacznie ułatwiało mi rolę matki, a już na pewno oszczędzało czas. Mogłam go poświęcić na wychowywanie, a nie wykonywanie rutynowych czynności.

PokręceniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz