34. Karolina

482 107 16
                                    

Kochani!

Lecimy dalej z maratonem. To już ostatni rozdział. Jutro pojawi się Epilog.

✨✨✨

Impreza w Krakowie zakończyła się zgodnie z planem.

Strasznie tęskniłam za córeczką. Nigdy nie rozstawałam się z nią na aż tak długo. Pięć dni. Pięć dni, gdy z trudem skupiałam się na wykonywaniu obowiązków, martwiąc się, że może jednak mała nie jest jeszcze wystarczająco przyzwyczajona do nowego miejsca zamieszkania. Niepokoiłam się, czy nie zacznie marudzić, żądać spotkania ze mną lub zwyczajnie płakać, a ja wtedy nie będę mogła jej przytulić.

W dodatku miałam strasznego pecha. Mój lot został odwołany, więc byłam zmuszona zmienić środek transportu. Jechałam pociągiem i miałam przed sobą siedem i pół godziny drogi, czyli jakieś trzydzieści ciasteczek. O Kubusiach już nie chcę wspominać...

Na szczęście podróż była komfortowa, nie trafił mi się żaden irytujący współpasażer na miejscu obok. Mogłam się skupić się na oglądaniu zdjęć Lusi i Daniela z ich weekendowej sesji zdjęciowej. Wpatrywałam się w nie z zazdrością, bo chciałam im towarzyszyć w wycieczce. Rozumiałam jednak, że partner chciał zapewnić naszej córce jak najwięcej atrakcji i pokazać okolicę przed przeprowadzką.

Już prawie dojeżdżałam do Warszawy, gdy na ekranie telefonu wyświetlił mi się numer Rafała Miksy. Uśmiechnięta odebrałam, licząc na wieści o Domi. Skoro dzwonił Mikser, mogło to znaczyć, że moja przyjaciółka zaczęła rodzić. Inaczej zadzwoniłaby do mnie sama.

– Cześć, Rafał! – przywitałam się radośnie.

– Karola. – Głos mężczyzny był pełen napięcia.

Przez mój kark przepłynął nieprzyjemny dreszcz. Zacisnęłam palce na telefonie i wstrzymałam oddech.

– Domi rodzi od kilku godzin – wydusił zatroskany Mikser. – Są problemy. Maksiowi spadł puls, więc lekarze zdecydowali o cesarce. Czy mogłabyś przyjechać?

– Mogę – jęknęłam. – I to zaraz. Właśnie wracam z Krakowa do Gdańska i za chwilę dojadę do Warszawy. W ciągu godziny będę w szpitalu.

– Dziękuję, dziękuję – szeptał zdenerwowany.

Nie musiałam pytać o adres. Wielokrotnie omawiałyśmy z Domi jej plan porodu. Wiedziałam, na który szpital się zdecydowała. Obiecałam Rafałowi, że niedługo do nich dołączę.

Dominika znalazła się w podobnej sytuacji do mnie, gdy rodziłam Lusię. Też miałam problemy i potrzebowałyśmy cesarki, aby córeczka bezpiecznie przyszła na świat. Tylko dlatego nie wystraszyłam się na wieść o tym, że pojawiły się komplikacje. Przeżyłam to samo. I choć odczuwałam stres, to byłam dobrej myśli.

Pociąg wjechał do Warszawy i... stanął! Stanął nie na stacji, a pośrodku torów. Wybrałam numer Daniela, aby poinformować go o zmianie planów. Odebrał po jednym sygnale.

– Daniel – sapnęłam do telefonu i od razu jęknęłam, gdy z głośnika wydobył się głos informujący o awarii i opóźnieniu. – Jestem w Warszawie i... – mówiłam, walcząc z bagażem na półce – pierdolona walizka! – warknęłam. – I Domi!

– Rodzi? – zapytał zaskoczony, jakby to było coś dziwnego!

– Puls Maksa zaczął spadać i...

– I co? – W jego głosie pojawiła się groza.

– Muszę do niej... Halo? Halo? Daniel? Jesteś tam?

PokręceniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz