XIV. Królestwo cz.2

82 16 301
                                    


Kiedy doszliśmy do skarpy, z której można było podziwiać Kolebkę Dusz, czułam, że uda są jak z galarety. Zapomniałam, ile wysiłku wymagało piesze poruszanie się po Królestwie. Według moich mięśni trening na dzisiaj został już zaliczony, ale kiedy zobaczyłam skupioną i chłodną minę Orifiela, wiedziałam, że czeka mnie wycisk. 

–  Dzisiaj potrenujemy walkę. Musisz być gotowa w razie, gdyby ktoś cię zaatakował  – powiedział spokojnym tonem, ale w jego oczach czaiły się błyski. Narosła we mnie ekscytacja. Przez długi czas namawiałam go do tego, ale twierdził, że nie byłam gotowa ze względu na rany, których doznałam podczas porwania. 

  – Skopię ci tyłek  – prychnęłam. Ustawiłam się naprzeciwko niego w ciszy. Uśmiechnął się chłodno jednym kącikiem ust, kiedy zrobił krok w moją stronę. 

Delikatnie pchnął mnie w środek klatki piersiowej, ale mimo lekkości tego uderzenia, zachwiałam się. 

–  Źle się ustawiasz  – mruknął, okrążając mnie. Umiejętnie zgasił moją pewność siebie tym jednym, prostym manewrem. Zatrzymał się za mną.

–  Musisz rozstawić nogi szerzej, wtedy łatwiej jest utrzymać równowagę – jego głos wybrzmiał centymetry od ucha. Stał na tyle blisko, że czułam jego ciepło. 

Zwiększyłam płaszczyznę podporu, oddalając od siebie stopy, a chłopak znów zaczął chodzić wokół mnie. Szelest jego skrzydeł nieco mnie dekoncentrował, kiedy delikatnie nimi poruszał podczas chodu. 

– Ugnij kolana  – polecił. Nie kwestionowałam jego uwag, nie kiedy był w trybie nauczania. 

Poza tym widziałam, jak walczy. 

Kiedy wreszcie skończył poprawiać moją pozycję, zatrzymał się naprzeciwko mnie. Wyglądał na całkowicie rozluźnionego. 

–  Co teraz?  – zapytałam zniecierpliwiona. 

–  Najpierw musisz nauczyć się, jak się bronić. Atakować umiesz  – powiedział, uśmiechając się drapieżnie, gdy akcentował ostatnie słowa. Zarumieniłam się w odpowiedzi. Anioł doceniał posiadane przeze mnie zdolności i tak samo mocno mnie to peszyło, jak napawało dumą. 

– Nie daj mi się wywrócić. Jesteś drobna, jeśli skończysz na ziemi, przeciwnik cię pokona  – polecił i natychmiastowo na mnie natarł. 

Kątem oka zobaczyłam, jak jego prawa ręka zmierza w kierunku barku. Zanurkowałam pod nią, ale o sekundę za późno. Anioł pchnął mnie w plecy bez najmniejszego wahania, kolana ugięły się. Zablokował nogi łydką, gdy chciałam zrobić krok do przodu. Wylądowałam na trawie, czułam, że kolana będą czerwone, gdy wrócę do domu. 

– Jeszcze raz  – wydał polecenie i postawił mnie do pionu. 

Schemat się powtórzył. Zanurkowałam szybciej, ale chłopak momentalnie znalazł się za moimi plecami. Jego dłoń wylądowała na szyi. Gdy przycisnął mnie do siebie, całe nasze ciała się stykały. Ciepło przechodziło z jego ciała na moje, kiedy naprężona klatka piersiowa Orifiela unosiła się spokojnie pod moimi łopatkami. 

–  W tym momencie, gdybym to nie był ja, zginęłabyś  – zaszeptał chłodno, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Ekscytacji, podniecenia... Ale też zagrożenia. Anioł się nie bawił. Wypuścił mnie i skinął głową w przód, abym znów ustawiła się w pozycji. 

Powtarzaliśmy ten manewr tyle razy, że zaczęły plątać mi się nogi. Byłam spocona, zdyszana i każdy mięsień w moim ciele bolał. Niezależnie od tego, co wymyśliłam, lądowałam pod Orifielem. Zastanawiałam się, ile siniaków będzie zdobić ciało nazajutrz.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz