Orifiel
Walka z Księciem była dokładnie tak satysfakcjonująca, jak myślałem. Musiałem użyć każdej szarej komórki i mięśnia, aby nadążyć za jego atakami i jeszcze sam na niego nacierać.
Nie spodziewał się, że moja wcześniejsza złość była zwykłym blefem. Miał mnie za aroganckiego i porywczego, dzięki czemu mogłem wykorzystać element zaskoczenia. Już dawno przestało mnie obchodzić, co ktoś o mnie myśli, ale czasem takie stereotypowe przekonania bywały przydatne.
Był pewny, że walczę przepełniony gniewem, kiedy ja krok za krokiem poznawałem jego strategię.
Zacząłem tą walkę z jednym zamiarem: zdemaskowaniem jego faktycznych intencji. Rose była zbyt ufna, kiedy sprawy się komplikowały, leciała do niego jak ćma do ognia, ślepo wierząc w potęgę Księcia. Już od jakiegoś czasu miałem swoje podejrzenia, sposób, w jaki ją faworyzował, dopuszczał do siebie.
Ten pocałunek.
Wszystko we mnie spinało się na wspomnienie tego widoku.
Miałem tylko pokazać jej, kim on naprawdę jest, ale sprawy wymknęły się spod kontroli.
Książę dał radę opleść mnie swoimi cieniami i powalić, przez moment myślałem, że przegram, gdy nagle to poczułem.
Delikatne ciepło na powierzchni skóry, nie parzyło mnie, ale uporczywie wędrowało w kierunku cieni.
„Anielski Ogień?" – zapytałem sam siebie, widząc zielonkawy poblask na skórze przedramion.
„Czy Rose interweniuje?" – Uniosłem wzrok, ale dziewczyna patrzyła na nas przerażona.
Musiała robić to podświadomie.
Chciała mnie chronić.
Uśmiechnąłem się pod nosem, ciesząc się jak nieopierzony dzieciak, gdy zdałem sobie sprawę z jej troski.
Dzięki jej pomocy uwolniłem się, Książę nie zdążył zauważyć milisekundy, w której chwyt cieni się poluźnił.
Przerzuciłem go pod siebie i przybiłem do ziemi, skupiając całą swoją energię na tym, aby dostać się do jego umysłu.
Książę przypuścił atak mentalny w tym samym momencie, co ja.
Nagle zrobiło się całkowicie ciemno i cicho.
Parłem z całych sił, tak samo jak i on.
*
– Jesteś moim ulubionym uczniem, wiesz? – Głos Ezaiacha przedarł się przez ciemność.
Zamarłem.
Dorwał się do moich wspomnień.
Stałem i przypatrywałem się wspomnieniu, kiedy lodowata dłoń ujęła moje ramię.
– Jestem ciekawy, jakie koszmary skrywasz – wyszeptał, przenosząc palce na moją klatkę piersiową. Stał za mną, nie pokazywał swojej twarzy, a ja nie umiałem się ruszyć.
– To nie koszmar. To już było – powiedziałem pewnie.
Czy te wspomnienia były bolesne? Z pewnością.
Ale nie były koszmarami.
Moje wspomnienia mnie stworzyły.
– Jak uważasz.
CZYTASZ
Spalona cz. 2 - Więź Aniołów
FantasíaW świecie, w którym anioły i demony istnieją naprawdę nigdy nie brakuje zagrożeń. "Porozumienie", czyli traktat głoszący, iż na wolną wole śmiertelników nie można wpływać jest uniwersalną zasadą, niedopuszczającą do chaosu i destrukcji. Kiedy w Lake...