XX. Niewypowiedziane

80 17 291
                                    


- Nie mogę pozwolić ci go zabić, Aren - odezwał się po chwili Orifiel spokojnym głosem.

Coś w sposobie, w jaki z nim rozmawiał, sprawiało, że moje serce miękło. Dopiero wtedy zauważyłam, że anioł schował czarne jak noc skrzydła, zanim wszedł do pokoju. 

Mówił wcześniej, że Aren jest "niestabilny". Czy chodziło mu o traumę, którą przetrwał? Nawet kiedy chłopak uśmiechał się, widziałam, że jego oczy są pełne koszmaru. Jasne, był niedostosowany, a jego wcześniejszy żart był niesmaczny, ale zastanawiałam się, co musiał przejść pod okiem Ezaiacha. I jakim cudem nie skończył martwy.

- On nie może chodzić wolny, przecież wiesz, co mi zrobił! - Aren podniósł głos, światło nad naszymi głowami znowu zamigotało. Brał jeden urywany oddech za drugim, kiedy jego oczy jarzyły się lilią. Odsunęłam Orifiela delikatnie i instynktownie zbliżyłam się do przerażonego chłopaka. Ujęłam jego dłoń, iskra, którą poczułam wcześniej, znów się pojawiła. Spojrzałam mu w oczy, pozwalając, aby ogień we mnie wypłynął nieco na powierzchnie, pokazał się w tęczówkach. Widziałam, jak wstrzymał oddech.

- Ty... 

- Ja też się boję. Rozumiem, pamiętam, co on mi zrobił i nie mogę sobie wyobrazić tego, co przeżyłeś - powiedziałam ostrożnie, próbując wybadać jego reakcję. Mówiłam szczerze i miałam dla niego wiele współczucia, ale widziałam też, że jest chodzącą bombą tak samo jak ja.

- Co, jeśli on znowu nas dorwie? - wychrypiał. Jego dłonie były zimne jak lód. Przymknęłam na moment oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Aren zadawał trudne pytania. 

- To razem stawimy mu czoła. Ostatnio nas zaskoczył, teraz wiemy o niebezpieczeństwie. Nie jesteś już sam - wyszeptałam. Bałam się, że jeśli powiem to głośniej, mój głos załamie się i zdradzi emocje, które mną targały. Było ich sporo. 

Jego oczy stopniowo wracały do morskiego błękitu, kiedy wyrwał dłoń z mojej i uścisnął mnie z siłą niedźwiedzia. Złapał mnie z zaskoczenia, wiec klęczałam tak przed nim, gdy chłopak nachylał się i trzymał mnie tak, jakby ode mnie zależało jego życie. 

Przez mentalne mury, które trzymałam wokół siebie od akcji z Ezaiachem, przeniknęły jego emocje. Czułam strach, poczucie winy, ale też... Nadzieje. Radość. Były tak nikłe, że ledwie wyłapywałam ich słodkie nuty. 

Arenowi chwile zabrało opanowanie emocji. Kiedy wypuścił mnie z ramion, przeczesał gęste włosy dłonią zagubiony.

- Prze...

- Nawet nie próbuj - przerwałam mu. 

- Nie masz za co przepraszać - dokończyłam po chwili spokojniej. 

Coś we mnie czuło się spokojniejsze, kiedy wiedziałam, że nie tylko ja przez to przeszłam, nie tylko ja odchodziłam od zmysłów.

Orifiel odchrząknął. Całkowicie zapomniałam o jego obecności. Aren podniósł wzrok na anioła, a ja podążyłam za jego przykładem. 

- Mam plan - oznajmił, mierząc nas ostrożnie spojrzeniem. 

- Jaki? - zapytałam. Nie podobał mi się ton, jakim to powiedział. Dodatkowo jego mina była bardzo... Rzeczowa. Miałam złe przeczucie. 

- Ja zajmę się polowaniem na Ezaiacha. Portal zawsze jest obstawiony, więc nie ma możliwości, aby wydostał się z Królestwa. W tym czasie ty i Aren zajmiecie się treningiem swoich umiejętności. Obydwoje musicie zdobyć nad nimi trochę kontroli.

- Chyba żartujesz! - zagrzmiałam. Moje dłonie momentalnie się rozgrzały, gdy wstawałam i przemierzałam małą odległość między nami. 

- Nie. Obydwoje jesteście niestabilni, a Ezaiach właśnie na to liczy. Dzięki temu może przekonać inne anioły, że jesteście zagrożeniem, którego należy się pozbyć - wyjaśnił. Jego oczy nie mówiły nic, były przejrzyście niebieskie, tylko te drobinki złota wokół źrenic tańczyły delikatnie, jak gdyby gotowe na konfrontację. 

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz