I. Prolog

110 31 31
                                    



Moja klatka piersiowa paliła. Ból był wszechogarniający, rozchodził się od mostka aż na plecy. Nie mogłam oddychać. Złote oczy pełne nienawiści wpatrywały się we mnie, nie widziałam w nich nic ludzkiego. Ale nie było w tym nic dziwnego, przecież on nie był człowiekiem.

– Zostaw mnie w spokoju! Przecież anioły cię uwięziły! – krzyknęłam, wiedząc, że to tylko sen.

Anioł w odpowiedzi uśmiechnął się okrutnie i uniósł delikatnie w powietrze. Skrzydła, przechodzące przy końcach w kolor zachodzącego słońca, nie nosiły na sobie żadnych śladów walki, jakbym nigdy wcześniej ich nie zniszczyła Anielskim Płomieniem. Czułam, jak żołądek wiąże się w supeł, gdy naokoło niego pojawiła się poświata tożsamego koloru. Jej intensywność rosła w zastraszającym tempie, aż pokryła sylwetkę Ezaiacha w całości. Przez światło mogłam dojrzeć tylko bursztynowe, jarzące się oczy.

– Jestem wolą siedmiu. – Jego głos nie brzmiał tak jak wcześniej. Rozchodził się głębokim hukiem we mnie i wszędzie wokół, sprawiając wrażenie, jakby to świat sam w sobie do mnie przemawiał. Ból w klatce piersiowej, który czułam wcześniej, narósł jeszcze bardziej, powalając mnie na kolana. Zapiekło mnie, gdy nogi spotkały się z ziemią w lesie. Dalej nie spuszczałam go z oczu, gdy zbliżał się do mnie, nie dotykając podłoża. Zatrzymał się na tyle blisko, że mogłam policzyć wszystkie cętki w tych nienaturalnie złotych oczach.

– Mogłem przegrać, ale oni nie pozwolą ci żyć.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz