Obudziłam się przed Samem. Chłopak leżał rozwalony na materacu, kołdrę wykopał najwyraźniej w nocy, bo nic oprócz bokserek nie zakrywało lekko opalonej skóry. Oddychał miarowo, wyglądał tak spokojnie i niewinnie kiedy spał, że to było aż przerażające. Powoli przetoczyłam wzrokiem po jego ciele, zatrzymując się mimowolnie na moment na wyrzeźbionym brzuchu. Policzki zaczęły mnie palić, więc wróciłam wzrokiem wyżej. Błogi wyraz twarzy mówił, że albo nie dręczą go żadne sny, albo śni o czymś miłym."Menda" - podsumował głos w mojej głowie.
"Po tym co wczoraj zrobił?" - dodał po chwili.
Uśmiechnęłam się diabolicznie i powoli wzięłam do dłoni jedną z dekoracyjnych poduszek.
Rzuciłam w niego, używając nieco więcej siły, niż musiałam. Chłopak zerwał się momentalnie do siadu i rozejrzał skonsternowany. Zielone oczy miał szeroko otwarte, musiałam zdusić chichot. Gdy dojrzał przedmiot, którym został zaatakowany, spojrzał na mnie spode łba.
- Serio? - zapytał, jego głos był nieco ochrypły, dalej zaspany.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Czas zbierać się do szkoły, co nie? - zaćwierkałam.
- Ty chyba żartujesz, że po wczoraj chcesz tak po prostu iść do szkoły. - Uniósł jedną brew zagubiony.
- Ani trochę.
***
Jeśli myślałam, że w szkolę dam radę odpocząć, myliłam się. Nie dość, że byłam okrutnie w tyle z całym materiałem dzięki zafundowanej przez Ezaiacha "drzemce", to na dodatek ludzie się na mnie dziwnie gapili.
Na początku naprawdę myślałam, że ubrałam buty nie do pary, albo wyjechałam eyelinerem komicznie za daleko. Najpierw przed wejściem do sali z matematyki jakiś chłopak lustrował mnie spojrzeniem, jakbym śmierdziała szambem. Zignorowałam to, bo nie rozpoznawałam go, nie był moim znajomym. Kiedy przemierzałam korytarze, niosły się za mną szepty.
Z minuty na minutę czułam się coraz bardziej nieswojo.
To nie tak, że wcześniej byłam miss popularności, ale utrzymywałam raczej neutralne stosunki z większością ludzi. Miałam niedużą grupę znajomych, która mi całkowicie wystarczała. Zaniedbałam ją przez całą sytuację z Płomieniem, ale mimo wszystko. Już od jakiegoś czasu coraz częściej słyszałam szepty, czy zauważałam nieprzychylne spojrzenia, ale ignorowałam to. Dzisiaj to jednak było apogeum.
Na stołówce tego dnia serwowali kolejne danie z kategorii zagrożeń biologicznych, którego nazwy nawet nie umiałam przeczytać. Najwyraźniej panował jakiś orientalny tydzień Lidla. Kiedy chciałam przedostać się do stolika na końcu dużej hali, wysoki chłopak wpadł we mnie z impetem. Omal nie upuściłam tacy.
- Uważaj, jak łazisz - burknął i spojrzał na mnie z wyższością. Znałam go, nazywał się Tyler i nieraz z nim rozmawiałam. Zazwyczaj był miły.
Najwyraźniej nie dzisiaj.
- Ale to ty we mnie wlazłeś - zwróciłam mu uwagę. Uderzyła mnie, bijąca z jego oczu nienawiść. Cofnęłam się o krok, Płomień delikatnie się poruszył, gdy dojrzałam w jego brązowych tęczówkach ślad bursztynu. Serce mi przyspieszyło.
"To nie pierwszy raz, nie ignoruj tego!" - krzyczała intuicja. Miała rację, ten bursztyn pojawiał się zbyt często, ale nie zdążyłam tego przemyśleć. Między mną, a Tylerem wyrosła nagle postawna sylwetka blondyna. Wysoki chłopak złapał Tylera za koszulkę, delikatnie, jakby od niechcenia. Jego zachowanie pokazywało, że ani trochę nie obawiał się mojego agresora. Znałam te wyćwiczoną postawę aż nazbyt dobrze.
CZYTASZ
Spalona cz. 2 - Więź Aniołów
FantasiW świecie, w którym anioły i demony istnieją naprawdę nigdy nie brakuje zagrożeń. "Porozumienie", czyli traktat głoszący, iż na wolną wole śmiertelników nie można wpływać jest uniwersalną zasadą, niedopuszczającą do chaosu i destrukcji. Kiedy w Lake...