XXXII. Uskok cz. 2

81 11 251
                                    


Pokój okazał się dokładnie takim rozkojarzeniem, jakiego w tym momencie potrzebowałam. Otarłam łzy, które dalej ściekały mi po policzkach i zaczęłam się rozglądać. Wszędzie porozstawiane były świece, które znów boleśnie przypomniały mi o śnie. Z kolejnym westchnieniem wstałam i przeszłam się wokół, przytykając palec do każdego z knotów. Pomieszczenie utonęło w delikatnym blasku.

Płotna były przykryte jasną tkaniną, chronione przed wzrokiem przypadkowej osoby, która odwiedziłaby pomieszczenie. A może przed kurzem? Coś w wystroju było na tyle intymne, że czułam się, jakbym naruszała prywatność zielonookiego anioła. Z wahaniem ściągnęłam pierwszą tkaninę z płótna.

Obraz przedstawiał Międzyświat i siedzącego na pniu Księcia. Przyjrzałam się mu. Był idealnym odwzorowaniem tego, co widziały wcześniej oczy. Jasna skóra żywo kontrastowała z otaczającym go mrokiem i kruczą czernią półdługich włosów. Wpatrywał się w coś zamyślony. W czarnych tęczówkach, tak małych na malunku, umiałam dojrzeć gwiazdy. Sam miał niesamowity talent. Dotknęłam go ostrożnie. Dzieło musiało być nienajnowsze, farba była twarda i porządnie zaschnięta. Lekka, równa powłoka na obrazie mówiła, że został już zakonserwowany. Przeszłam do kolejnego, na którym odnalazłam siebie. Siedziałam przy stole w restauracji, do której zabrał mnie na randkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie jego słowa.

Chciałbym cię kiedyś namalować

Nie kłamał.

„Wtedy wszystko było łatwiejsze" – zdałam sobie sprawę. Mimo tego, jak bardzo skonsternowana byłam bez wspomnień, to dalej było przed nadejściem Ezaiacha, Połączeniem i całym szaleństwem z tym związanym.

Każdy z obrazów był inny. Następny pokazywał miejsce, którego nie znałam. Było górzyste i pozbawione roślinności. W powietrzu roznosił się brunatny pył, ograniczający widoczność. Na niebie nie było słońca, jedynie żółtawa łuna. Zadrżałam.

„Czy to Podziemie"? – zastanowiłam się. Niewiele wiedziałam o wymiarze demonów, w którym Sam spędził tyle czasu.

Obrazów było jeszcze więcej, ale zanim zdążyłam odkryć kolejny, moją uwagę przykuło jedyne płótno, które nie było przykryte, tylko odwrócone do mnie tyłem i ustawione na sztaludze. Podeszłam do niego powoli.

Farba olejna była świeża, połyskiwała wilgocią. Zabrakło mi tchu.

Obraz był niedokończony, ale to nie to tak mnie zszokowało. Przedstawiał mnie, stojącą naprzeciwko Księcia. Oczy postaci jarzyły się nieludzkim blaskiem, rozganiającym mrok otoczenia. Za jej plecami rozwinięte były skrzydła z Anielskiego Ognia.

Ten obraz... był w moim śnie.

„Czy to, aby na pewno był tylko sen"? – zastanowiłam się. Pochyliłam się nieco i przypatrzyłam, szukając jakichkolwiek różnic między nim, a tym ze snu. Potrzebowałam nadziei, której mogłabym się uchwycić.

Nawet nie usłyszałam, kiedy Sam wrócił i wszedł do pomieszczenia.

– Podoba ci się? – zapytał cicho, ale coś w jego tonie sprawiło, że zamarłam w bezruchu. Sądząc po tym, jak roznosił się dźwięk, stał za mną w bezpiecznej odległości. Momentalnie zesztywniały mi barki.

– Jest piękny, masz talent – przyznałam sztywno. – Przepraszam, że weszłam do twojej pracowni. – Podszedł do mnie powoli i położył dłoń na barku.

– Nic się nie stało. Jak się czujesz? – zapytał. Obróciłam się i spojrzałam w zielone oczy podejrzliwie, ale widziałam w nich tylko zmartwienie. Były nieco podkrążone i nagle to do mnie doszło. Ten obraz - to stało się wczoraj. On malował go wieczorem i pewnie zasiedział się dłużej, niż powinien. Wzięłam głębszy wdech.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz