Ze snu wyrwała mnie ciepła, duża dłoń, naciskająca stanowczo na talię. Przyciągnęła mnie bliżej do twardego torsu, o który się opierałam. W odpowiedzi przywarłam do niego mocniej plecami, napawając się przyjemnym odczuciem, gdy umięśniona klatka piersiowa cyklicznie unosiła się i opadała. Westchnęłam i zaciągnęłam się głębiej powietrzem okraszonym nutą cynamonu. Uśmiechnęłam się mimowolnie, jego uścisk otulał mnie szczelnie poczuciem bezpieczeństwa i beztroski.
Przeciągnęłam się intensywnie, przyjemny dreszcz przeszedł od kręgosłupa aż do stóp. Jego usta znalazły się na mojej szyi, wyrywając raz po raz westchnienia z zaspanego gardła. Wędrował po niej, składając pocałunki delikatne jak skrzydła motyla, powoli mnie rozbudzając. Uchyliłam powieki. Przede mną rozciągała się ogromna, biała sypialnia, w jej rogu stała sztaluga z niedokończonym płótnem. Obraz przedstawiał mnie, stałam w Międzyświecie naprzeciwko Księcia, a za mną jaśniały zielonozłote skrzydła. Blask bijący z jasnych oczu postaci, rozświetlał mrok dookoła. Serce przyspieszyło, gdy świadomość zaczęła wkradać się do głowy.
Zapach cynamonu.
Płótno.
Byłam w domu Sama w Królestwie.
To on całował mnie tak zmysłowo po szyi.
Zdębiałam i trwałam w bezruchu, brałam jeden oddech za drugim, starając się zrozumieć sytuację.
– Sam, co ja tu robię? – zapytałam. Zdradziecki głos chrypiał, kiedy chłopak zjeżdżał ustami na ramię. Jedna z dużych dłoni napierała na podbrzusze, sprawiając, że rozkwitało w nim ciepło kradnące zdrowy rozsądek. Sapnęłam, kiedy delikatnie wbił paznokcie w miękką skórę.
– Czy to ważne? – wyszeptał mi do ucha. Wokół niego momentalnie wykwitła gęsia skórka. Ciężko było mi się skupić, gdy duże dłonie raz po raz naciskały na ciało, odbierając mi zmysły. Kiedy nie odpowiadałam, mężczyzna powrócił do zajęcia. Pieścił skórę ustami z tak lekką dozą natarczywości, że usypiał wszystkie wewnętrzne alarmy. Przymknęłam oczy.
„To sen"
Przecież Sam nie miał wstępu do Królestwa. Mieszkał w apartamencie nad De-Town.
Pozwoliłam mu powoli przetoczyć się na plecy. Anioł zawisnął nade mną, jedno z kolan wsadzając mi między nogi z łobuzerskim uśmiechem. Miał na sobie jedynie dresowe spodnie. Białe skrzydła rozłożył szeroko w leniwej manierze. Zielone oczy były wygłodniałe i zaspane, mrużył je nieco i obserwował mnie spod gęstych rzęs. Brązowe włosy miał w nieładzie, jakby faktycznie przed chwilą spał, skręcały się i wywijały fantazyjnie. Podniosłam jedną dłoń i wsadziłam ją w gęste kosmyki na przekór zdrowemu rozsądkowi. Były szorstkie, mocne, tak jak pamiętałam. Usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, chociaż starałam się to powstrzymać.
– Co cię tak bawi, kwiatuszku? – wymruczał z błyskiem w oku. Zaśmiałam się cicho.
Wokół łóżka paliły się świece. Miękkie światło opadało na przystojną twarz, z którą światłocień wyrabiał cuda. Kości policzkowe odcinały się przez cień, który kładł się przy szczęce i policzkach. Pełne usta wykrzywiał w intymnym uśmiechu, który znałam tak dobrze. To był ten uśmiech, który skradał mi serce między pocałunkami. Jasne, półprzezroczyste zasłony w ogromnym oknie trzepotały lekko na ciepłym wietrze, który owiewał nagą skórę ud i ramion. Zdałam sobie sprawę, że jestem tylko w koszuli nocnej, ciepło momentalnie wypełzło na policzki i dekolt.
– Realność tego wszystkiego. Jesteś jak prawdziwy, chociaż jesteś tylko marzeniem – wyszeptałam, nieco ośmielona świadomością, że to tylko sen. Nagle wpadłam na pomysł. Skoro nie mogłam rozmówić się tak, jak chciałam z realnym Samem... To, dlaczego nie użyć by do tego Sama-ze-snu? Potrzebowałam jakiegoś domknięcia tego wszystkiego, którego nie mogłam dostać w tym zwariowanym świecie, w którym dalej polował na mnie świrnięty anioł.
CZYTASZ
Spalona cz. 2 - Więź Aniołów
FantasyW świecie, w którym anioły i demony istnieją naprawdę nigdy nie brakuje zagrożeń. "Porozumienie", czyli traktat głoszący, iż na wolną wole śmiertelników nie można wpływać jest uniwersalną zasadą, niedopuszczającą do chaosu i destrukcji. Kiedy w Lake...