XXXVI. Serce Międzyświata cz. 3

73 10 197
                                    


Weszliśmy na obszerny korytarz na piętrze. Wystrój w tej części zamku był już mroczniejszy, dochodziło tu mało światła, tylko pojedyncze, porozstawiane gdzieniegdzie świece rzucały delikatną łunę. Skierował się do klapy przy suficie. Ponownie pstryknął, a ona otworzyła się i na ziemie opadła drabina. Uniosłam jedną brew, zaciekawiona.

– Idziemy na dach? – zapytałam.

– Jesteś domyślna. – Zatrzymał się przy szczeblach i spojrzał na mnie znacząco. Westchnęłam i pokręciłam głową.

– Nie ma opcji. Nie chcę mieć cię za plecami.

Patrzył mi bezwstydnie w oczy, a ja starałam się nie zrywać kontaktu wzrokowego. Nie mogłam dać mu wygrać, nawet jeśli zżerał mnie wstyd.

– Rzecz w tym, że tylko jedno z nas ma złe zamiary. Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy, za to twój Płomień wyrywa się, aby mnie spopielić – skwitował, wsadzając jedną dłoń do kieszeni spodni.

Westchnęłam celowo głośniej i podążyłam przodem. Drabina na szczęście pomimo swojego antycznego wyglądu była solidna. Kiedy udało mi się po niej wspiąć i podciągnąć na deskach podłogi strychu, otoczyła mnie ponownie ciemność. Nie było tu ani jednej świecy, jedynie poświata księżycowego światła, wpadająca przez okno, rozświetlała nieco mrok. Wiedziałam, kiedy stanął za mną, znów poczułam te nieopisane zimno, które kojarzyło mi się ze śmiercią.

– Boisz się? – Cichy głos rozbrzmiał tuż przy moim uchu. Wytężyłam siły, aby stać bez ruchu.

– Ciemności? Nie. Tego, co w niej czyha? Trzeba być głupcem, żeby się nie bać – odpowiedziałam szczerze. Odgarnął moje włosy na prawą stronę, przerzucił je przez bark i przejechał palcem w poprzek szyi. Przeszedł mnie dreszcz. Automatycznie złapałam go za nadgarstek i ścisnęłam mocno. Zamarł. – Nie wiem, dlaczego mnie tu zaprosiłeś, ale przeginasz strunę. Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele.

– Ta blizna na szyi jest intrygująca – odparł niezrażony. Wzięłam głębszy wdech. – Czy to Ezaiach ci to zrobił? – zapytał. Wypuściłam jego przegub i odwróciłam się przodem do mężczyzny. Wyglądał na zaciekawionego.

– Aren mówił, że powinnam to ukryć – mruknęłam pod nosem.

– Nie powinnaś chować przed światem swojej siły. Ta blizna świadczy tylko o tym, że przetrwałaś piekło i wygrałaś – powiedział tonem tak poważnym, że serce zgubiło jedno uderzenie. Jego twarz była spokojna, ale gwiazdy w oczach wirowały szybciej niż wcześniej. Na krótką chwilę zacisnął usta, gdy wrócił spojrzeniem do szyi. – Kto ci to zrobił?

– Czy to ważne? – syknęłam. Nie chciałam znów o tym myśleć. Momentalnie dłoń Księcia znalazła się na mojej.

– Jestem na tyle uprzejmy, aby zapytać, a nie wyciągnąć to z twoich koszmarów, nie nadwyrężaj mojej cierpliwości – przypomniał ostro. Otworzyłam szerzej oczy. To był pierwszy raz, poza jego wspomnieniami, gdy mówił z emocjami. Zadrżałam i cofnęłam się o krok, ale zacisnął palce mocniej, nie pozwalając mi odejść dalej. – Mów – naciskał.

– To nie Ezaiach, a jego demon. Ugryzł mnie. – Robiłam, co w mojej mocy, aby zablokować obrazy, cisnące się do głowy. Nie chciałam znów tego widzieć, czuć, myśleć o tym. Skupiłam się na nim, w jeden moment wiecznie spokojna twarz wykrzywiła się w gniewie.

– Co się z nim stało?

– Orifiel wyrwał mu serce – powiedziałam. Moje własne przyspieszyło na wspomnienie tego aktu agresji. Zacisnęłam na sekundę powieki, w tym samym momencie, w którym Książę mnie puścił. Gdy je uchyliłam, chłopak na powrót wyglądał na opanowanego. Podszedł powoli do okna. Podążyłam za nim, zastanawiając się, czy jeśli wypchnęłabym go przez nie, to zyskałabym dodatkowe minuty na ucieczkę. I czy cokolwiek by mi dały. Otworzył okiennice na oścież i spojrzał na mnie znacząco.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz