XXXIII. Uskok cz. 3

79 11 285
                                    




Gdy zaparkowaliśmy przed nasypem, dostałam potwornego deja-vu. Odruchowo obejrzałam się na Sama, jakby szukając śladu po tym, jak bardzo go wtedy skrzywdziłam. Chłopak złapał moje spojrzenie, zielone oczy błysnęły porozumiewawczo.

„Przestań dręczyć się za coś, o czym ja zapomniałem po pięciu minutach". – Głęboki głos wybrzmiał w myślach.

Nie odpowiedziałam mu. Nie umiałam.

– To jest ten straszny „Międzyświat"? Wygląda jak zwykły las. – Benji wzruszył ramionami, kiedy wkraczaliśmy między pierwsze z drzew. Zaśmiałam się cicho na przekór melancholii.

– Jeszcze moment, obserwuj – poinstruowałam go, gdy spojrzał na mnie pytająco.

To było zaskakująco dobre uczucie, pokazywanie tego, co niedawno było nowe dla mnie komuś innemu po raz pierwszy.

– Nie znam się na drzewach, ale wyglądają normalnie – burknął blondyn, gdy nie doczekał się żadnych informacji. Szedł między nami, odważna natura wyrywała go do przodu, przez co musiałam przyspieszyć kroku.

– Musisz być bardziej uważny, Bernard. Nie szukaj czegoś niezwykłego, zmiany są subtelne i stają się bardziej widoczne, im głębiej wędrujesz po Międzyświecie – wyjaśnił Sam, zanim zdążyłam się odezwać. – Wsłuchaj się. Co słyszysz?

– Masz na myśli oprócz twojego babskiego głosu? – Sam nie odpowiedział na jego zaczepkę, więc chłopak umilkł. Rozejrzał się powoli wokół i przystanął. Stanęłam parę kroków od niego, dałam mu przestrzeń na przetworzenie wszystkiego. – Nie słyszę... nic – przyznał. – Nie mam pojęcia, o co ci biega.

– Brawo, zarobiłeś szóstkę z poznania zmysłowego i banię z dedukcji. Jesteśmy w lesie. Co powinieneś słyszeć? – Sam drwił z niego, ale też naprowadzał. Dostrzegłam ten moment, gdy chłopak wreszcie pojął, co anioł mu tłumaczy. Cały zastygł na moment w bezruchu.

– Tu nie ma ptaków ani owadów – stwierdził ostrożnie. Przytaknęłam mu.

– Tu nie ma nic żywego, oprócz nas – powiedział półszeptem Sam. Wredny uśmiech pojawił się na wiecznie zrelaksowanej twarzy i walczyłam ze sobą, aby się nie zaśmiać, gdy zobaczyłam horror w niebieskich oczach Benjiego.

– Jesteście psychiczni, obydwoje – stwierdził tępo i ruszył przed siebie. Tym razem szedł nieco wolniej i rozglądał się uważniej. Sam zabrał nas aż na polanę, prowadzącą przez Portal do Królestwa. Dzisiaj warstwa śniegu była bardzo cienka i mogłam dostrzec zniszczenia, które spowodowałam.

Przylaszczki, które otaczały przejście między Międzyświatem i Królestwem, umarły. Zostały zwęglone i tylko ich ciemne resztki płożyły się po zamarzniętej ziemi. Powietrze wypełniał zapach spalenizny. Drzewo, które trafiłam Płomieniem, leżało zwęglone od środka, jego kora poczerniała. Przełknęłam ślinę, widząc realne dowody tego, jak niszczycielska potrafiła być moja moc. Zrobiło mi się zimniej na wspomnienie tego, kto sprowokował mnie do takich zniszczeń.

Książę.

Mógł być w pobliżu i zjawić się przy nas w każdym momencie.

Zadrżałam na tyle wyraźnie, że Sam się na mnie obejrzał. Na szczęście tego nie skomentował.

– Myślę, że to będzie idealne miejsce. Drzewa nie ograniczają widoczności, warstwa śniegu nie jest zbyt gruba, a ziemi nie skuł jeszcze lód, więc się nie poślizgniesz, dzieciaku – rzucił do Benjiego i ustawił się nieco dalej. Zmierzył go wzrokiem, który nagle stał się twardy i skoncentrowany. – Ustaw się i zaczynajmy. Masz jedno zadanie, powal mnie na ziemię. Gdy przybijesz anioła do ziemi, możesz łatwo zniszczyć skrzydła, a to twoja jedyna przewaga – poinstruował. Nagle z kieszeni wyjął podłużny, ciemny przedmiot i rzucił go w kierunku chłopaka. Nie zdążyłam nawet zauważyć, czym był. – Na potrzeby ćwiczeń nie będziemy go używać, ale może ci się przydać, jeżeli faktycznie zaatakuje cię anioł. Tym sztyletem zniszczysz każde skrzydła.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz