XLIII. Moralność jest względna - szczególnie gdy patrzysz innymi oczami (bonus)

56 6 166
                                    


Sam

Jeśli powiedziałbym, że byłem wkurwiony, to by było niedopowiedzenie. Najpierw musiałem niańczyć Orifiela, żeby nie wszczynał wojny z Księciem, potem pilnować Bernarda w szpitalu i kiedy już myślałem, że będę mieć święty spokój, do De-Town wparowała wkurzona do granic możliwości Gotka.

Dzisiaj miała odbyć się przedostatnia impreza przed Bożym Narodzeniem, więc ekipa pracowała nad wystrojem sali. Już po tym, w jaki sposób jej szpilki stukały o posadzkę, wiedziałem, że coś się stało.

– Zróbcie sobie przerwę – zawołałem. Pracownicy popatrzyli na mnie, jakby brakowało mi piątej klepki, ale sprzedałem każdemu z nich najbardziej mordercze spojrzenie, jakie potrafiłem. Szybko się ulotnili bez zbędnych pytań.

Hexa pędziła do klatki schodowej, zapewne kierując się do Jake'a, kiedy złapałem ją za ramię.

Miałem przeczucie. Jak zwykle słuszne.

– Gdzie byłaś? – Przekrzywiłem nieco głowę. Patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić, czerwień wirowała wokół małych, czarnych źrenic. Uśmiechnąłem się krzywo.

– U Rose – odwarknęła i szarpnęła się. Puściłem ją, wolałem jej nie prowokować w tym humorze. Ostatnim razem, gdy mi przygrzała, była stanowczo spokojniejsza.

– Dlaczego jesteś taka zła? – zapytałem mimowolnie. Modliłem się w duchu, żebym tego nie żałował.

– Nie twój zasrany biznes, skrzydlaty dupku – prychnęła. Tolerowałem jej brak szacunku, bo nie lubiłem go wymuszać. Wziąłem głębszy wdech i zagrodziłem jej drogę, gdy próbowała mnie wyminąć. – Daj mi, kurwa, święty spokój – wycedziła.

– Jasne, ale najpierw mi powiesz, co jest grane.

Zastygła w bezruchu, zastanawiała się. Chyba zrozumiała, że się ode mnie nie uwolni, póki nie posłucha, bo po krótkiej chwili zaczęła mówić jak najęta.

Zapomniałem, że kobiety tak dużo mówią.

– Rose mnie wpieniła. Nie obchodzi jej wcale to, co do niej mówię. Nie dość, że wcześniej olewała mnie dla ciebie, potem dla Orifiela, to teraz jeszcze stwierdziła, że cudownym pomysłem będzie zarywanie do Księcia. Próbowałam jej przemówić do rozsądku, ale kłóciła się ze mną – mówiła nieskładnie.

Uniosłem brew, sytuacja śmierdziała już wcześniej, ale zaczęła oficjalnie cuchnąć.

– I tak po prostu odpuściłaś? Co się dokładnie stało? – Nie dawałem za wygraną. Nacisnąłem na nią mentalnie. Znów miałem przeczucie, a żyjąc tyle czasu, ile ja, anioł wie, że intuicji się nie ignoruje.

– Rozmowa między nami skończyła się źle. Rose, jest pogrzana, zadurzyła się w Księciu. Kłóciłam się z nią, ale mówiła okropne rzeczy, nie chcę jej więcej widzieć – tłumaczyła niby podminowana.

„Zbyt szybko, zbyt ogólnie" – zdałem sobie sprawę.

– Jakie rzeczy? – przerwałem jej, dokładając nieco mentalnego nacisku. Zadrgała, jej wzrok nieco zmętniał. Czułem, jak umysł dziewczyny otwiera się na mnie zapraszająco i uśmiechnąłem się pod nosem.

– Ja... nie chcę jej więcej widzieć. – Pokręciła głową niespokojnie.

– Nie Hexa. Co ci powiedziała? Co sprawiło, że nie chcesz jej więcej widzieć? – wyszeptałem, naciskając jeszcze nieco mocniej.

– Nie wiem – syknęła i zacisnęła mocno powieki. – Wyjdź z mojej głowy, dupku – akcentowała każde słowo z osobna.

– Skarbie... Nie jestem w niej dzisiaj pierwszy.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz